Miks kulturowy

"Music form Baz Luhrmann's Film The Great Gatsby", Universal Music Polska

Producentem wykonawczym soundtracku "The Great Gatsby" jest Jay-Z
Producentem wykonawczym soundtracku "The Great Gatsby" jest Jay-Z 

Obsada albumu, którego produkcją wykonawczą zajął się Jay-Z to plejada gwiazd z kompletnie różnych światów, które miały przed sobą jeden cel.

Baz Luhrmann (reżyser najnowszej ekranizacja powieści Francisa Scotta Fitzgeralda "Wielki Gatsby") i Jay-Z pracowali dwa lata po to, żeby "przetłumaczyć jazzową wrażliwość powieści Fitzgeralda na muzyczne odpowiedniki z naszych czasów poprzez połączenie hip hopu, tradycyjnego jazzu i innych współczesnych muzycznych zjawisk". Udało się? Na pewno nie w stu procentach, ale też powiedzmy sobie otwarcie - zadanie do łatwych nie należało i jak na warunki tak wysokobudżetowego projektu wybrnięto z niego dobrze.

Płyta składa się zarówno z premierowych utworów jak i z coverów w których przeważnie i wykonawcę, i jego repertuar dobrano naprawdę ciekawie. Przy ścieżce dźwiękowej do filmu trwającego prawie dwie i pół godziny różnorodność jest niezbędna. To jednak zarazem w niej tkwi też największa słabość albumu, bo chwilami ma się wrażenie, że nie tworzy żadnej logicznej całości. Mimo to zostawia z wrażeniem, że warto do niego wracać.

Łatwo przekroczyć granicę między tym co we współczesnym muzycznym języku wyraża podobne emocje co "Wielki Gatsby", a tym co aktualnie jest popularne i podniesie atrakcyjność krążka. Poza tym, nie wszyscy wykonali swoje zadanie tak jak powinni. Dobrym przykładem jest cover "Back To Black" Amy Winehouse. Ojciec Amy pisał na Twitterze: "właśnie usłyszałem zwrotkę w wykonaniu Andre 3000. Okropna. Mógłby zostawić to Beyonce". Z tym, że żona producenta wykonawczego wcale nie wypada wiele lepiej, a jej wydyszana partia w porównaniu z oryginałem wypada bardzo blado. Świetnie za to prezentuje się Emeli Sande, która we współpracy z Jonem Brionem i Kid Koalą przygotowała fantastyczny i bardzo pasujący do filmu cover... Beyonce i jej "Crazy In Love". Po przesłuchaniu, każdy zapamięta też na pewno poszarpane, brudne i przez to niezwykle ciekawe wykonanie "Love Is Blindness". Jack White wziął na warsztat utwór U2 i wyszedł z potyczki z podniesioną głową. Jak widać dobrych momentów nie brakuje.

Mówiąc o tym soundtracku trzeba jednak zacząć od Lany del Rey, bo to jej wielki moment. Craig Armstrong, człowiek, który pracował nad soundtrackami podobnych ekranizacji, we współpracy z muzykami, których spokojnie można określać orkiestrą, wyprodukował młodej wokalistce "Young & Beautiful" - singel na miarę "Video Games". Kapitalne sekcje instrumentów, podkreślająca wszystko perkusja, wielowarstwowa kompozycja i nastrojowy, przeszywający wokal młodej wokalistki.

Materiał ma też wielkie otwarcie w postaci "100 $ Bill" samego Jaya-Z, który na potrzeby własnego przedsięwzięcia przygotował lepszą rzecz niż to do czego ostatnio nas przyzwyczaja. Zresztą zawsze w rapowaniu o pieniądzach był lepszy od pozostałych. Tutaj ukazuje też horyzont spojrzenia od cytatów z Marka Twaina do opowieści o szmuglowaniu koki do Maryland.

Najbardziej kontrowersyjnym kawałkiem będzie chyba i tak pełen przepychu "Little Party Never Killed Nobody" Fergie, Goonrocka i kompletnie nie pasującego tutaj Q-Tipa. Poza tym mamy przypominające trochę Stinga, bardzo dobre muzycznie "Heart's A Mess" niedawno nagrodzonego Grammy Gotye, potężną doniosłość wokalu przy ograniczonym akompaniamencie w "Over The Love" Florence + The Machine, mamy indie rocka z Wysp w postaci xx i niepasujący, głupkowaty nieco, ale chwytliwy kawałek will.i.ama. Rozstrzał jest olbrzymi. Znalazło się nawet miejsce dla Bryana Ferry'ego z art rockowej grupy Roxy Music, której kawałek odświeża na soundtracku.

Tutaj na trackliście sąsiadują ze sobą elektroniczne, brytyjskie Nero (kapitalna robota!) z australijską wokalistką Sia, której dużo bliżej do łagodnego downtempo. Wszyscy od siebie coś zostawiają.

Warto wspomnieć, że album wydano w dwóch wersjach - podstawowa zamyka się w 56 minutach, ale dostępna jest też wersja deluxe rozszerzona do godziny i 12 minut. Różnica wynika z kilku dialogów z filmu i dodatkowych utworów, w które warto zainwestować. Wśród nich wymienić warto chociażby bardzo zgrabnie łączący lata 20. ze współczesnością "Where The Wind Blow" Coco O. z zespołu Quadron. Zdecydowanie warto też usłyszeć znakomity remiks "Over The Love" w wykonaniu SBTRKT, brytyjskiego oryginała eksperymentalnej muzyki klubowej. Niezależnie od tego, którą wersję wrzucimy do wieży, praktycznie pewne, że znajdziemy coś dla siebie. Rozmach przedsięwzięcia jest olbrzymi, muzyka w zdecydowanej większości stoi na naprawdę wysokim poziomie, a kilka zgrzytnięć jest do przełknięcia. Warto mieć to na swojej półce.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas