Midnight Oil "Resist": Ducha nie gaście! [RECENZJA]
Paweł Waliński
Jest jakaś gorzka ironia, że kiedy wszyscy ze strachem patrzymy na wschód, wydany właśnie nowy album Midnight Oil zatytułowany jest "Opór". Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że to zespół znany głównie z kawałka, w którym śpiewali "Jak możemy spać, kiedy nasza Ziemia się zmienia?/Jak możemy spać, kiedy nasze łóżka płoną?".
Ów znany pewnie każdemu przebój traktował oczywiście o Aborygenach, nie Ukrainie, ale przesłanie, które towarzyszy muzyce Midnight Oil od momentu powstania w 1978 roku nie musi być zrelatywizowane geograficznie - owszem, Peter Garrett - wokalista przypominający łysego z Brazzers - w swoim aktywizmie i karierze politycznej koncentruje się na tym, co go osobiście, ale jego przekaz z powodzeniem zastosować można wszędzie. Trzynasty album formacji zapowiadany jest jako pożegnanie ze sceną - najmłodszy z oryginalnych członków w maju kończy 66 lat, a łysol jest o trzy lata starszy. Powiecie - "Stonesi starsi, a grają". Cóż... Jedni są wyczynowcami, drudzy są normalni.
Pesel nie sprawia jednak, że nowy album jest mniej rozpolitykowany, niż poprzednie. Co to, to nie. Brakuje na nim jednak prymitywnego prozelityzmu. Tak tekstowo, jak i muzycznie utkany jest z pokaźną dozą szlachetnej zachowawczości, z drugiej strony idzie znaleźć tu numery o potencjale stadionowym, jak choćby "The Barka-Darling River" czy "At the Time of Writing". Tak kompozytorsko, jak i brzmieniowo "Resist" przenosi nas do czasów, kiedy nowa fala królowała na listach przebojów. A warto przypomnieć, że scena australijska była podówczas ostrym muzycznym graczem, dając światu tak wspaniałe kapele nowofalowe, jak INXS, The Church, Crowded House czy Men at Work.
Midnight Oil niczego na siłę nie uwspółcześniają. Lecą tym, co potrafili i nadal potrafią najlepiej, a więc prostym, szlachetnym rockiem z korzeniami post-punkowymi i swoją firmową przestrzenią. Wrażenie, że słuchając ich muzyki przenosimy się do pickupa, którym przemierzamy upstrzony kangurami interior, a niebo nad nami nigdy nie było bardziej niebieskie, jest czymś więcej niż dziennikarskim szukaniem dodatkowych znaków ze spacjami - wystarczy posłuchać "To the Ends of the World". Owszem, zdarzy się tu i wypełniacz. Na przykład "Nobody's Child". Ale oddać trzeba, że żaden wstyd mieć wypełniacze na takim poziomie.
Do tego fajna produkcja. Niby jest całkiem bogata, ale w żadnym wypadku nie rozpasana, nienarzucająca się. Wisienką na torcie jest oczywiście szczerość. Kiedy Midnight Oil coś wam mówią, warto przypomnieć sobie jak grali pod budynkiem Exxona w odpowiedzi na wyciek oleju, który zniszczył kawałek Alaski, albo kiedy w koszulkach z napisem "Sorry" przypominali swoim ziomkom o krzywdach, jakich biali australijscy osadnicy dopuścili się wobec rdzennej ludności.
W kategoriach wiarygodności i zgodności tego co się mówi z tym, co się robi Midnight Oil na scenie nowofalowej dorównać mogą najwyżej załoganci z New Model Army. A jeśli chcecie dowodu po prostu wrzućcie sobie "We Resist", które startuje od wersu o wkładaniu kwiatów w lufę karabinu. Straszna szkoda, że rosyjska agresja na Ukrainę uczyniła "Resist" jeszcze bardziej i jeszcze tragiczniej aktualną. Tym niemniej to naprawdę, naprawdę dobra płyta. Warta wielokrotnej konsumpcji i głębszej refleksji. Słuchać i ducha nie gasić!
Midnight Oil "Resist", Sony Music
7/10