"Mniej znaczy więcej", wymyślili sobie muzycy brytyjskiej grupy Marillion i postanowili odrzeć swoje kompozycje z instrumentalnego rozbuchania, stawiając na akustyczne brzmienia. W efekcie niektóre numery wyglądają na dość grubo ciosane, a całość niebezpiecznie zbliża się do reklamy środka usypiającego.
Na początek trochę statystyki, bo tracklista na pewno nie jest oczywista, a dla słabiej zorientowanych fanów Marillion wręcz zaskakująca: na "Less Is More" znalazły się utwory z płyt "Anoraknophobia" (trzy), "marillion.com", "Afraid Of Sunlight" (po dwa) i "Brave", "Seasons End", "This Strange Engine" i "Happiness Is The Road" (po jednym) plus całkowicie premierowe nagranie "It's Not Your Fault".
Przy okazji minus dla polskiego dystrybutora, który w notce informacyjnej podaje, że "Less Is More" zawiera numery z płyty "Marbles", choć faktycznie nie ma żadnego - a szkoda. Ciekaw jestem, jak zespół poradziłby sobie z akustycznym przearanżowaniem takich kompozycji, jak "The Invisible Man" czy "Neverland".
Szkoda, że na otwarcie zespół wybrał mało przekonujące nagrania z płyty "marillion.com": "Go!" (całkowicie wbrew tytułowi zachęca raczej do popołudniowej drzemki, niż do wypraw nad morze i diametralnych zmian w życiu) i okrojony o połowę "Interior Lulu". Zresztą pozostałe numery także zostały mocno przycięte.
Ci, którzy nie usną po pierwszych 10 minutach znajdą tu kilka akustycznych perełek: szczególnie "Wrapped Up In Time" (pięknie przebija się oszczędna elektryczna gitara Steve'a Rothery'ego, facet czuje gilmourowską frazę), przejmujący "Out Of This World" z mojej ulubionej płyty "Afraid Of Sunlight" (żałuję, że to rodzynek z tego wydawnictwa, bo ukryty bonus "Cannibal Surf Babe" traktuję w kategorii muzycznego żartu) i wypełniony jesiennym ciepłem "This Is The 21st Century".
Niestety, rozczarowuje premierowy "It's Not Your Fault", który wygląda na niedopracowany numer z solowego repertuaru wokalisty Steve'a Hogartha. Choć jako autorzy kompozycji wymienieni są wszyscy członkowie Marillion, to Mr H wykonuje ją sam (nieco zawodząc...) jedynie z akompaniamentem fortepianu. Utwór całkowicie zbędny.
Nie jest lepiej, nie jest (wiele) gorzej, jest nijako - dlatego ocena w połowie skali.
5/10