Marika wzbogaca i uszlachetnia polską muzykę głównego nurtu jak nikt inny. O ile jednak siłę uderzenia debiutanckiego "Plenty" osłabiała niespójność krążka, to nowy, przemyślany album jest prawdziwą bronią masowego rażenia.
Ostatnie lata pokazały, że polski pop może być dobry, ale choruje na zmanierowanie. Ech, te ucieczki w retro, miłość do przesadnie wysublimowanej alternatywy, echa nadętej piosenki autorskiej, eklektyczny kipisz dla każdego, czyli nikogo. Mariola Kosakowska ze swoim wokalnym potencjałem, otwartością umysłu i znajomościami wśród muzyków też mogłaby próbować nas oświecić i to na wiele sposobów. Ot, przygotować dubstepowy eksperyment pełen abstrakcyjnych zwrotek. Albo uwznioślone modern roots, lub chociaż impertynencką miejską płytę z miksem dancehallu i hip-hopu. Na "Put Your Shoes On" słychać, że nie miałaby z tym wszystkim najmniejszych problemów.
Ale ona podjęła trudniejsze wyzwanie. Zamiast klecić artystyczny odpał, wykorzystała talent Olo Mothashippa (m.in. Vavamuffin) i przygotowała materiał komunikatywny. Taki, który można puścić w komercyjnej rozgłośni, ale wolny od założenia, że odbiorca jest idiotą. Uwzględniający współczesne muzyczne mody, lecz bez zmieniania piosenki w eksperyment, prowokację, manifest, mash-up. Przygotowała płytę, która nie zrazi wymagających, ale jednocześnie wyprowadzi z lamusa za rączkę całą resztę.
Na początek "Uplifter" - radosny reggae-pop ze świetnym refrenem. Po nim przychodzi równie przebojowe "Esta Festa", czyli "dancehall kochanie, nie żadna bhangra". "Jest Baśka, co nie ma fajnego biustu / Za to ma niezwykle ciętą ripostę / chłopcy się boją, jej a po cichu / Chcieli żeby dała im chłostę / Dziś pewno będzie tańczyć na barze / pozwoli sobie stawiać wiśniówkę / pot spłynie strużką po jej pośladku / Barman z uśmiechem przyjmie znów stówkę" - śpiewa Marika. Na tyle plastycznie, że owa balanga staje przed oczami. Spokojnie, prócz profanum mamy i sacrum. Łatwo ulec psalmowi "Selah". Afrykańskie bębny, śliczna melodia, fantastyczne chóry z pogłosami i ciepłe brzmienie saksofonu budują wzruszającą całość. Oddech złapiemy też dzięki "Nieważne ile", kawałkowi nieco niemrawemu, silnemu za to wersami takimi jak "najpaskudniejszy dworzec zamieniasz w dom / gdy moją rękę w swojej ogrzewasz dłoni". Niezbędną odrobinę nonszalancji przynosi ciekawa rytmicznie, po hiphopowemu mięsista "Kala" z rozbrajającą deklaracją "właśnie dzisiaj się stanę swobodnym kalafiorem".
Gospodyni "Put Your Shoes On" okazuje się idealnie wszechstronna. W emancypacyjnej, pełnej celnych zarzutów "Filifionce" krzyczy, w wymyślnej klubowo-jazzowej "Bezsenności w Warszawie" deklamuje, w "Today" dobywa zaś głosu jakby była divą r'n'b. Tyle Marik w jednej? Zdacie sobie państwo sprawę z tego jak wiele, dopiero gdy włączycie "Put Your Shoes Off", czyli drugi krążek, zawierający remiksy utworów z pierwszego. Dobór interpretatorów mógłby być mniej przewidywalny (kogo bowiem zdziwi udział As One, Borowieckiego, DJ'a Zero, Sir Micha, Dubbista, Lubaya czy Kamerala?) , acz nowoczesne wersje, zwłaszcza ta Octave, Foksa i Kwazara, pozwalają odebrać Kosakowską jeszcze inaczej. W każdej sytuacji - może poza obciachowym trance w "Girlzz" - brzmi równie dobrze.
8/10