Reklama

Jadą z jadem

Scorpions "Sting In The Tail", Sony Music

"Prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy" - taką ludową mądrością popisał się niegdyś Leszek Miller, piastujący wówczas urząd premiera. Weterani hard rocka kończą, jak na prawdziwych facetów przyznało.

"Sting In The Tail" to wydawnictwo oficjalnie kończące studyjny dorobek ekipy z Hanoweru. Za wytrwałe cztery dekady w służbie mocniejszego rock'n'rolla należy się im szacunek, choć w ostatnich latach Klaus Meine i spółka raczej rozmieniali się na drobne. Być może to właśnie świadomość słabnącej formy stała za decyzją o zawieszeniu instrumentów na kołku, jednak zanim to nastąpi, zespół żegna się świetnym materiałem, który będzie można śmiało postawić obok klasycznych dzieł z lat 80.

Reklama

To właśnie głównie z tej dekady i początku lat 90. Scorpionsi czerpali pełnymi garściami, podczas prac nad "Sting In The Tail". Sprawdzone patenty z mocno tnącymi gitarami, charakterystyczny głos 61-letniego Klausa Meine (wielka forma!) i nieodparcie kojarzące się z tym zespołem podniosłe ballady to mocna strona tego albumu. Paradoksalnie, najsłabiej wypada utwór tytułowy, w którym dobre otwarcie (świetnie chodzące gitary), psuje mało przekonujący refren. Jak na wizytówkę albumu, to mało szczęśliwy wybór, szczególnie, że dużo lepszych kandydatów ("Spirit Of Rock", "Turn You On") mamy tu pod dostatkiem.

Gdyby ktoś wciąż miał wątpliwości, co do muzycznej strony "Sting In The Tail", zespół rozwiewa je już w tytułach utworów - w aż czterech występuje słowo "rock". "Urodziłem się w huraganie" - śpiewa na otwarcie Klaus Meine w "Raised on Rock", w którym mamy nawiązanie nie tylko do "Rock You Like A Hurricane", ale i do "The Zoo" (efekt talk box). Skorpiony mimo ponad czterech krzyżyków na zbiorowym karku nie zatraciły swego rockowego jadu i wciąż potrafią mocno ukąsić.

Niemcy, wspierani przez polskiego basistę Pawła Mąciwodę i amerykańskiego perkusistę Jamesa Kottaka, chętnie sięgają do swojego bogatego dorobku. Szczególnie słychać to w balladach, Scorpionowym spécialité de la maison. Takie "Lorelei" czy "SLY" momentami brzmią, jak bliźniacze rodzeństwo "Send Me An Angel" i "Still Loving You". Zresztą "SLY" wprost nawiązuje do "Still Loving You" - to historia dziewczyny, która została poczęta w 1985 roku, kiedy w eterze królowała słynna ballada. Szansę na pozycję klasyka ma singlowy wolniak "The Good Die Young", w którym patosu, pasującego do tekstu o młodym żołnierzu i jego matce, dodają wokalizy Tarji Turunen, byłej śpiewaczki Nightwish.

"Jak możemy się zestarzeć, kiedy ścieżką dźwiękową naszego życia jest rock'n'roll!" - pyta, zupełnie retorycznie, Klaus Meine w finałowym "The Best Is Yet To Come". Godne pożegnanie, bez dwóch zdań.

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Scorpions | jad | klaus | Sting | rock | Sting In The Tail
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy