Ellie czarodziejka ("Halcyon Days" - recenzja)
Zwyczajne piosenki w wykonaniu Ellie Goulding zyskują głębię. Brytyjka po raz kolejny ujawnia swój wielki potencjał.
"Halcyon Days" to reedycja albumu "Halcyon" z 2012 roku. Czy warto zatem poświęcać jej osobną recenzję? Tak, bo znalazło się tu aż od siedmiu do dziewięciu nowych utworów, w zależności od wydania. Ponadto ta nadbudowa brzmi lepiej niż piosenki z oryginalnej wersji wydawnictwa! No i zostanie również wydana jako osobna EP-ka.
Po udanym duecie z Calvinem Harrisem ("I Need Your Love") Ellie na dobre zadomowiła się w mainstreamie. Za kilka lat nikt już nie będzie pamiętał, że w 2009 roku wokalistka była znacznie bardziej zorientowana na alternatywne brzmienia.
Jestem natomiast pewien, że za te kilka lat Ellie Goulding wciąż będzie w grze. Musiałaby się bardzo postarać, żeby zaprzepaścić swój potencjał, choć - to ważne - na żadnym z albumów jeszcze go w pełni nie wykorzystała.
Ellie ma atrybuty, które absolutnie predysponują ją do odnoszenia sukcesów: oryginalną, niepodrabialną barwę, piosenkopisarski talent, intuicję polegającą na wyczuwaniu trendów, wreszcie - w obrazkowych czasach nie można tego pominąć - intrygującą urodę.
Spójność i brak kompozycyjnych wpadek na "Halcyon Days" nie tylko ugruntowuje pozycję Ellie Goulding w niezwykle konkurencyjnym światku popowych wokalistek, ale wręcz tę pozycję poprawia.
Pochód nowych utworów otwiera "Burn" - singel, który szybko okazał się największym przebojem w dorobku Ellie, dwukrotnie meldując się na szczycie oficjalnej listy najpopularniejszych singli na Wyspach.
Zamknięciem jest z kolei minimalistyczny cover "Tesselate" z repertuaru Alt-J, bardzo zręcznie pomyślany i prowokujący do gimnastykowania wyobraźni: co by było, gdyby chłopcy z Alt-J pisali dla Ellie piosenki?
Jednak piosenki pomiędzy "Burn" a "Tesselate" sugerują, że do takiej współpracy nieprędko dojdzie. 26-latka najchętniej eksploruje obszary lekkiego electropopu, które dzięki dziewczęco-metalicznemu wokalowi Ellie zyskują dodatkową głębię. Ot, choćby piosenka "Goodness Gracious": w wykonaniu Katy Perry byłaby jedną z niewybijających się pozycji na radiowej playliście; w wykonaniu Ellie Goulding rozkwita i nabiera barw. "You My Everything" - to samo: Brytyjka samym swoim głosem rzuca czar na tę - zwyczajną na papierze - taneczną kompozycję. Z kolei "Hearts Without Chains" to już fortepianowa ballada napisana tak ładnie, że spokojnie mogłaby ją śpiewać Adele. "Under Control" dodaje do tego podniosłość, jaką znamy z utworów Florence And The Machine. Nieprzypadkowo wymieniłem te dwie artystki. Ellie Goulding ma duże szanse, by wspiąć się na ich poziom.
Ellie Goulding "Halcyon Days", Universal
7/10