Dużo talentu, mało chemii

Dominika Węcławek

AbradAb "AbradAbing", Lion Stage Records

Abradab "Abradabing"
Abradab "Abradabing" 

Co uzyskamy z połączenia wyobraźni rapera AbradAba z bitami jednego z najlepszych polskich producentów na scenie - O.S.T.R.'a? Krążek w połowie bardzo dobry, a w połowie niestety tylko OK.

Na wstępnie wyjaśnijmy sobie jedno. "AbradAbing" nie może być złym albumem, suma talentów ludzi stojących za nim i ich forma nie pozwala na to. AbradAb pokazuje wszystkim co to znaczy lekkość. Rapuje bez najmniejszych kłopotów. Z fantazją i właściwą sobie frywolnością opowiada o wszystkim - od charakterystyki kolesi w samochodach, po miłość. Sypie pomysłowymi metaforami, a przy tym jest wiarygodny - nie mamy poczucia, że słuchamy faceta, którego erudycję sponsoruje wujek Google i ciocia Wikipedia. Goście nie są w stanie odwrócić od niego uwagi choćby na chwilę, mimo, że wśród nich znalazł się Gutek, Frenchman, Cadillac Dale i Kontrabanda.

Katowicki raper jest gadułą i gawędziarzem, co bywa atutem, ale niestety puszczony samopas ucieka czasem za daleko. Wielokrotnie ratuje go już godny pozazdroszczenia luz zawarty w samym sposobie wyrzucania słów na podkład. Zmienia flow jak tylko może, a O.S.T.R., rok w rok dostarczający krążek co najmniej bardzo dobry, zmienia podkłady, komponując mu ścieżkę dźwiękową. Szkoda jedynie, że chemia między artystami nie zawsze okazuje się taka jak trzeba.

Pierwsza część krążka broni się. "Usłysz mój głos" i "Mamy królów na banknotach" mają dobrą wibrację i tę pozytywną moc, która przywodzi na myśl najlepsze rapowe tradycje z USA z lat 80. i złotej ery hip hopu lat 90. "Zawalidroga" siedzi na tłustym funkującym bicie doprawionym elektroniką, a i sam tekst Daba jest jednym z najzabawniejszych na płycie. Śląski artysta bezbłędnie punktuje najgorszych użytkowników dróg, wersami takimi jak choćby ten: "Ty masz duszę Kubicy, tylko fura nie ta / tu w roli woźnicy, choć parskasz jak chabeta (...) klimat na sportowo, bo taki masz styl jazdy, piesek, który kiwa głową miał już dwa orgazmy, i nie wywinie ci się żadna leśna fauna, wszystkie k**wy znają zapach twego Wunderbauma".

Jednak po doprawionym gitarowymi samplami i zdynamizowanym przez skrecze "Choć na słowo" robi się już słabiej. Brzmienia, choć świetne, nie współgrają z wokalem jak należy. "Gniewowi" przydałoby się mocniejsze uderzenie, W końcu temat kawałka zobowiązuje. "Czuje się jak" wydaje się przegadane. Z kolei kryminalna historia "Spadam" to ciekawy eksperyment formalny, niemniej mało jest frajdy ze słuchania takiego stłumionego, minimalistycznego podkładu zbudowanego głównie na rzęsistej perkusji.

Skoro za kooperację biorą się ikony sceny, powinniśmy kończyć słuchanie z zachwytem, rzucić wszystko i chcieć wrzucić sobie "AbradAbing" jeszcze raz. Tak niestety nie jest. Zamiast cieszyć się z tego, że jest dobrze, słuchacz myśli o tym, że mogłoby (i powinno) być jeszcze lepiej.

7/10

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas