Mają rapowy warsztat, własny styl i duży potencjał, ale treść zepchnęli na drugi plan. Mogli mieć najlepsze bity w Polsce, tyle, że to nie je wybrali. Mówiąc krótko - HIFI poniżej wygórowanych oczekiwań.
Jeżeli kiedyś ukaże się przewodnik pod tytułem "Sprawdzone sposoby robienia kariery w hip-hopie", autor będzie mógł wykorzystać HIFI Bandę jako modelowy przykład. Diox wylał litry potu podczas wolnostylowych bitew i występując jako hypeman bardziej doświadczonych raperów. Razem z Hadesem nagrali puszczony w podziemny obieg mixtape, pojawiając się na wielu dobrych płytach po kolegów do fachu, nagrywając porządny singel i remiksując go jak należy. W składzie nigdy nie brakowało didżeja, a w rymach osiedlowego sznytu. Publika z wielu miast przekonała się o tym podczas występów na żywo.
Podręcznikowa biografia. Naturalną sytuacją jest więc fakt, że ten właściwy, oficjalny debiut był wyczekiwany i sporo osób - wśród nich ja - wiązało z nim duże nadzieje. Wreszcie pojawił się, z elegancką, bogatą poligrafią i długą listą znakomitych gości, wśród których znajdziemy nawet amerykańskie znakomitości - reprezentantów legendarnego D.I.T.C. i El Da Sensei.
Zabrakło za to pasji, emocji i pomysłów. Na "Faktach, Ludziach, Pieniądzach" słychać było głód mikrofonu. "23:55" brzmi jak praca wykona bardzo sumiennie, ale nie z potrzeby serca, tylko by nie przespać uczciwie należących się pięciu minut sławy. Ot panowie nawinęli album - jest o klubie, o Warszawie, ksywki wybitnych amerykańskich mc rymują się do siebie. Czyżbym słyszał chrapanie? No dobrze, "Ptaki" wyróżniają się oryginalną, bardziej poetycką ideą, "Noc Nie Daje Snu 2" niesamowitą historią Hadesa, "Chciałbym" elektryzującym wejściem Dioksa. I to tyle ekscytacji.
Owszem, jest tu parę świetnych, idealnych do cytowania wersów: "ta dziewczyna ma 'szansa' na imię / to twoja życiowa, więc lepiej przedstaw ją rodzinie". Albo "świat, w którym jeżeli zwalniam, to kogoś / świat, w którym nostalgia jest wyparta przez pogoń" czy też "pamiętam pierwszy rym lepiej od pierwszego seksu / baterie noszę w spodniach do dziś, nie bez podtekstu". Tyle, że to wszystko wersy gości - odpowiednio Sokoła, Tedego i Weny.
Gospodarzy należy też surowo ocenić za selekcję podkładów. Wiem, narzekałem na rzeczy Czarnego - że to białe, nadaranżowane i ulizane kompozycje. Teraz cieszę się, że są, bo funkowe "W klubie", samoczynnie podrywające ręce w górę, wspomniane przed chwilą "Chciałbym" oraz "Między Prawdą i Betonem" pozwalają wyrwać się ze stuporu. Zwłaszcza gdy zaskakująco nijakie i wtórne rzeczy od Returners każą myśleć, że Eldoka wyszperał z ich zasobów wszystko co najlepsze. Poza tym, żeby puścić takie sławy jak O.C. i A.G. na bit pokroju "Warsaw Outdoors", to trzeba jednak mieć tupet. Ten wysamplowany "Pan Kleks" nadaje się najwyżej do mash-up'u "Kung-Fu Fighting". Aha, zapomniałbym, prócz Czarnego i Returners na listę twórców wpisał się jeszcze Galus. Bezapelacyjnie nudziarz roku.
Czyżby więc te wzorowe CV HIFI Bandy miał rozczarować w tak ważnym punkcie? To jeszcze nie przekreśla szansy zaistnienia w przewodniku. A nawet jeśli, to dobrego hip-hopu i tak nigdy nie robiło się według recept.
6/10