Reklama

Bluesowa dusza Dr. House'a

Hugh Laurie "Let Them Talk", Warner

Hugh Laurie, który zasłynął jako bezkompromisowy lekarz w telewizyjnym serialu, okazuje się człowiekiem wielu talentów.

Ci, którzy śledzą z zapartym tchem losy serialu "Dr House", zapewne kojarzą co najmniej kilka scen, w których grający tytułową postać Hugh Laurie wykonuje na gitarze i pianinie fragmenty klasycznych piosenek (m.in. "Whiter Shade of Pale" Procol Harum). To nie przypadek. Laurie swoje inspiracje czerpał od dawna z muzyki, szczególnie z korzennej muzyki amerykańskiej. Jego najbardziej wartościowe muzyczne dokonania to jak do tej pory telewizyjne skecze, w których parodiuje m.in. Boba Dylana i Bruce'a Springsteena.

Reklama

Laurie jest wielkim fanem nowoorleańskiego bluesa i, jak twierdzi, od zawsze jego marzeniem było nagranie płyty w tym stylu. "Nie urodziłem się w Alabamie w latach 90. XIX wieku. Jestem białym Anglikiem z klasy średniej, bezczelnie naruszającym mit i muzykę amerykańskiego południa" - pisze o sobie we wprowadzeniu do płyty "Let Them Talk", wymieniając dokładnie przebieg swojej chorobliwej fascynacji bluesem.

Laurie nie jest z pewnością pierwszym białym chłopakiem ze Zjednoczonego Królestwa, który łyknął bakcyla muzyki potomków amerykańskich niewolników - wystarczy wspomnieć Stonesów, Erica Claptona czy Alexisa Kornera. "Obawiam się, że tak się po prostu czasem dzieje" - pisze Laurie, tłumacząc tę słabość Anglików do muzyki, której być może do końca nie rozumieją.

Na pewno Lauriemu nie można zarzucić ignorancji. Podstawy bluesa zna na wylot, a to w przypadku tego gatunku - święty obowiązek.

Na "Let Them Talk" aktor o temperamencie muzyka zaprosił wielu gości - przewodników po muzyce nowoorleańskiej. Są to m.in. Tom Jones i "Królowa Nowego Orleanu" Irma Thomas. Jest też Allen Toussaint, zajmujący się aranżami instrumentów dętych. I trzeba powiedzieć, że wśród takich sław radzi sobie, jako pianista, doskonale. Wśród klasyków zinterpretowanych przez Lauriego jest m.in. "St. James Infirmary Blues", wykonywana przez legendarnego Roberta Johnsona "They're Red Hot" czy pieśń gospel "Battle of Jericho". Część z tych piosenek jest tak bardzo pomnikowa, że trafiła na coś w rodzaju kulturalnego rezerwatu - oficjalną listę kompozycji, będących częścią amerykańskiego dziedzictwa narodowego.

Zastanawiam się jednak, czy jeśli nie jesteście fanami Hugh Lauriego lub bluesowymi fanatykami, powinniście w ogóle zawracać sobie głowę tego rodzaju projektami. Po pierwsze to osobista zachcianka aktora. Płyta nie wnosi też kompletnie niczego do muzycznego krajobrazu.

"Let Them Talk" to zbiór różnorodnie zaaranżowanych tradycyjnych bluesowych kawałków - ballad, rockandrolli, utworów rewiowych, knajpianych ragów i refleksyjnych pieśni. Sprawia wrażenie bardzo solidnie wykonanych ćwiczeń ze stylu. Laurie nie dekonstruuje tradycji, raczej, jak przystało na obsesyjnego fana, wiernie ją odtwarza. W efekcie tylko czasem przyciąga uwagę bardziej, jak np. w przypadku utworu "Tipitina" (spopularyzowanego w latach 50. przez pianistę Prof. Longhaira), który został wzbogacony o dodatkowe perkusjonalia i jest zaaranżowany z dużym rozmachem.

Laurie równie sprawnie radzi sobie z wycieczkami w stronę country, jak i odtwarzaniem archaicznego bluesa. Jeśli nie macie nabożnego stosunku do tej tradycji - niewiele znajdziecie tu dla siebie. Nawet osobowość Lauriego nie jest w stanie zasłonić tego, jak wytartym pomysłem jest nagrywanie standardów bluesowych. Czy zainteresowałby się nimi jakikolwiek wydawca, gdyby nie chodziło o odtwórcę głównej roli w jednym z najbardziej kultowych seriali ostatnich lat? Zostawiając na boku te rozważania, popularny Dr House udowadnia, że jest showmanem w całej rozciągłości tego słowa. Jego talent to nie tylko role filmowe. W innych dziedzinach sztuki scenicznej radzi sobie także co najmniej przyzwoicie.

5/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dusić | dusza | Hugh Laurie | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy