Bille Joe + Norah "Foreverly". Dokąd sięgają korzenie? (recenzja)

Daniel Wardziński

"Foreverly" to bardzo dziwny projekt. W nowojorskim studio Magic Shop duet stworzyli Billie Joe Armstrong z punk-rockowo-popowego Green Day oraz Norah Jones, której przypisuje się olbrzymie zasługi w popularyzacji neo-soulu. Nietypowy zestaw, prawda? Szczególnie do śpiewania klasyki country.

Norah Jones i Billie Joe Armstrong na okładce płyty "Foreverly"
Norah Jones i Billie Joe Armstrong na okładce płyty "Foreverly" 

Multiplatynowe osobistości wykonały wspólnie piosenki Everly Brothers, braci którzy dla starszego pokolenia fanów amerykańskiej muzyki popularnej stanowią ikony. Galerie sław Rock & Rolla, Rockabilly, Country i Hollywoodu nie są im obce, a na ich muzyce wychowali się członkowie The Rolling Stones czy Red Hot Chilli Peppers. Jak się okazuje również Green Day. To właśnie Billie Joe Armstrong stał się pomysłodawcą nagrania płyty opartej o interpretacje wydanego w 1958 roku longplaya braci Everly "Songs Our Daddy Taught Us". Ten z kolei stanowił zbiór ich wykonań piosenek, które przejęli od jeszcze starszego pokolenia - jak nietrudno wywnioskować z tytułu, od swojego ojca, Ike'a Everly.

I na papierze wszystko wygląda cudownie, szczególnie dla kogoś, kto lubi anegdoty z muzycznego topu i popowe spotkania na szczycie. Billie Joe miał poznać wokalistkę z Brooklynu na jam session ze Stevie'em Wonderem i jego zespołem. Everly Brothers fascynowali go od dzieciństwa, ale dzieło z 1958 roku zauroczyło go niedawno, a myśl, że piosenki z płyty zaśpiewane z kobietą zmieniłyby trochę ich sens i postawiły w nowym świetle, trwale utkwiła w głowie. Pomysł, żeby artystką, która będzie wykonywać z nim flagowe utwory amerykańskiego folku, była właśnie Norah, miała mu natomiast podsunąć jego żona.

Piękna historia na film, nieprawdaż? Muzyka prosto z prerii, prowincji, gitara i szeroki uśmiech, dziedziczenie rdzennej tradycji przez kolejne pokolenia, nieśmiertelność kompozycji itd. Dziewięć dni w wielkim studio, Tim Luntzel na basie, Dan Rieser na perkusji, a nawet Johny Lam na popularnej wówczas pedal steel guitar. Z tym że "na papierze" to trochę mało.

"Songs Our Daddy Taught Us" to prosta muzyka, bliskie harmonie, nieskomplikowane melodie i bardzo udane, chwytliwe teksty. To prawda, że czasami ocierają się o banał, że są trochę jak klisza, ale to nie razi, kiedy pomyślimy sobie o całej historii nagrania i zagłębimy się w to, co kryje się między linijkami. Nowy krążek brzmi, jakby piosenki wzięto na warsztat, zagrano jeszcze raz po kilkudziesięciu latach, wypromowano dwoma znanymi nazwiskami, które kojarzone są we współczesnej popkulturze i... nie wskórano nic.

"Foreverly" jest niewiarygodne. To prawda, że każdy w muzyce tak bliskiej korzenia, emocji człowieka, który postanowił je wylać, znajdzie coś dla siebie i o sobie, ale poziom interpretacji i wartości dodatniej wniesionej przez Billie Joe i Norę Jones jest niemal niezauważalny.

Kiedy włączamy album Everly Brothers, piosenki mają niesamowity urok. Pewnego ducha całości dodaje inny sposób realizacji nagrań, charakterystyczna dla epoki maniera władania głosem, nieco zabawny, ale nadal w jakiś sposób imponujący (nawet dziś) ton, który pasuje do dwóch chłopców śpiewających przy ognisku dla dziewczyn wpatrzonych w nich maślanymi oczami. Billie i Norah raczej sprawiają wrażenie dwóch dorobionych gwiazdek, które mają ochotę na snobistyczną rozrywkę i postanowiły sobie znaleźć coś nietykalnego i zrobić po swojemu. Z tym że tego "swojego" tutaj jak na lekarstwo.

Pierwsze przesłuchania jeszcze zostawiają wątpliwości. Pozbywamy się ich ostatecznie, kiedy bezpośrednio po przesłuchaniu "Foreverly" puścimy sobie oryginał. Po takim wydawnictwie trudno spodziewać się innowacyjności, ale całe zadanie, jakie wykonali Norah i Billie Joe, to zaśpiewanie piosenek braci Everly na nowo, niemalże jeden do jednego. Choć utworom nie ujmuje to klasy, nie da się nie zauważyć, że jednak zestarzały się i żeby zainteresować nimi dzisiejszego odbiorcę trzeba zrobić sporo więcej.

Co konkretnie w tym wypadku mają wnosić nowe wykonania? Nowy wpis w muzycznym CV? Satysfakcję ze zrobienia albumu country, przy czym "zrobienie" to zdecydowanie za duże słowo? Bardzo ciekawy, klasyczny repertuar, profesjonalne wykonanie, dbałość o szczegół i bardzo niewiele duszy, unikatowej interpretacji, nowego spojrzenia. Ot, po prostu kolejny album z coverami.

Billie Joe + Norah "Foreverly", Warner Music Poland

5/10