Od fonograficznego debiutu triumfatorki pierwszego "Idola" upłynęło dziewięć lat. W tym czasie Alicja Janosz doedukowała się i wyszła za mąż. To właśnie mąż wokalistki skierował ją na właściwe tory.
Ryszard Kapuściński na pytanie, jak być dobrym reporterem, a najlepiej tak dobrym jak on, odparł, że recepta jest prosta: na każdą napisaną stronę powinno przypadać 100 przeczytanych.
Analogiczne wnioski nasuwają się po przesłuchaniu drugiego albumu Alicji Janosz. Kiedy na jedną nagraną piosenkę przypada 100 wysłuchanych, wartość tej jednej w naturalny sposób szybuje w górę.
- Nie miałam pojęcia, kim byli: Miles Davis, Billie Holiday, Donny Hathaway i wielu innych artystów, których twórczość to biblia dla muzyków. Nie znałam płyt Pink Floydów, Stonesów czy Led Zeppelin - przyznała bez ogródek wokalistka, wspominając dawne, "idolowe" czasy.
Dziś już wie, i to słychać. Zdobyta muzyczna erudycja pozwoliła jej nagrać album dojrzały i zgrabny. Nie bez zasług jest tu Bartosz Niebielecki, muzyk HooDoo Band, a prywatnie mąż Alicji. To on zajął się produkcją "Vintage", współtworzył też, obok samej Janosz, muzykę do większości utworów.
W nagraniach płyty wzięło udział jeszcze dwóch innych instrumentalistów bluesowego HooDoo Band - zespołu, w którym Alicja zakotwiczyła jako druga wokalistka i w którym odnalazła swoją muzyczną tożsamość. Choć kompozycje na "Vintage" korespondują z twórczością HooDoo Band, akcent został tutaj położony na niespieszny soul, kosztem bluesowo-funkowej zabawy.
Janosz zaprezentowała soul czuły i lekki, karmiony kobiecymi pragnieniami i tęsknotami, o których 26-letnia Alicja śpiewa otwarcie, momentami nieporadnie, innym razem zgrabnie, ale jest to na pewno autentyczne.
Nie szarżuje wokalem, do czego miała tendencję jako nastolatka. Ze strun głosowych korzysta z większym wyczuciem i gracją. Wciąż jednak dysponuje tą charakterystyczną barwą głosu - dla jednych irytującą, dla innych intrygującą.
Historia Alicji Janosz to historia z morałem. Warto chłonąć dorobek poprzednich dekad, otworzyć oczy i uszy, szukać w tym inspiracji (nie mówiąc już o tym, że warto się nie poddawać, ale to już banał do sześcianu, choć nie zaszkodzi go czasem przypominać). Alicja Janosz chłonęła przez dziewięć lat i tak się napełniła muzyką, że wróciła jako zupełnie nowa osoba, debiutująca raz jeszcze, tym razem na serio.
6/10
Warto posłuchać: "Zawsze za mało", "10 mln $", "Nie tak"
Zobacz teledysk do singla "I Woke Up So Happy":