Paweł Stasiak: Byłem kreowany na idola, a nie czułem się idolem
- Były jakieś jaskółki, które pokazywały, że to wszystko ma sens. Dla nas najważniejsze było to, że lubiliśmy wychodzić z tymi piosenkami na scenę - mówi Paweł Stasiak, wokalista Papa Dance w rozmowie z Interią.
Do zespołu dołączył w 1985 roku, gdy Papa Dance miał już na swoim koncie kilka hitów. W 86. wydali album "Poniżej Krytyki". Świetnie przyjęty przez fanki i fanów, gorzej przez krytyków. Ci zarzucali im infantylność. Po latach "Poniżej Krytyki" odzyskał należyte uznanie, zaś w minioną niedzielę zespół zagrał go w całości na katowickim OFF Festivalu. Tuż przed koncertem Paweł Stasiak opowiedział nam o emocjach towarzyszących wydaniu płyty.
Anna Nicz, Interia.pl: Jak wyglądały przygotowania do koncertu na OFF-ie? Na pewno wiesz, że wiele osób na niego czeka.
- Artur Rojek mówił, że ogłoszenie naszego występu było jednym z najbardziej komentowanych. To dobrze, dobrze, gdy muzyka wywołuje tyle emocji. Co do przygotowania: mieliśmy dużo prób, trzeba było wszystko rozłożyć na elementy pierwsze i opracować, żeby to rzeczywiście brzmiało tak jak w 1986 roku.
Od początku był plan, żeby odtworzyć album dokładnie tak, jak brzmiał wtedy?
- Tak, nie chcieliśmy żadnych modyfikacji. Artur stwierdził zresztą, że skoro płyta w takim kształcie i takim brzmieniu zdobyła tyle dobrych lokat w różnego rodzaju zestawieniach, to nie ma co tego zmieniać. Gdybyśmy coś zmienili, byłaby to inna płyta, nie "Poniżej Krytyki".
Pamiętasz, jakie emocje towarzyszyły nagrywaniu "Poniżej Krytyki"?
- Pamiętam, to dla mnie bardzo ważna płyta. Rozpoczęło się od nagrania piosenki "Naj Story" w styczniu 1986 roku. Byłem wtedy w czwartej klasie liceum, klasie maturalnej. Nie wiedziałem jeszcze, czy zdam ten egzamin - od tego, jak zostanie przyjęta ta piosenka zależało, czy zostanę wokalistą zespołu. Zmieniałem poprzedniego wokalistę i to był mój pierwszy utwór. Akurat zdarzyło się tak, że "Naj Story" weszło na pierwsze miejsce listy Trójki, było dużym przebojem. Podjęto decyzję o dalszych nagraniach.
Później nagrywałem "Maxi Singiel" i "Ocean Wspomnień". Pamiętam też, że wcale nie było łatwo. Byłem zielony. Oczywiście - miałem jakieś doświadczenie, występowałem na scenie, śpiewałem w Gawędzie, jeździłem po świecie, grałem w filmie czy występowałem w "Studiu Gama", ale tu był inny rodzaj pracy. Trzeba było pracować nad wizerunkiem, nad sposobem śpiewania, nad tym, jaki popłynie z tego przekaz - istotne były zupełnie inne rzeczy. Nie ze wszystkim dawałem sobie radę. Wgryzienie się w to nie było takie proste. Tym bardziej, że byłem kreowany na idola, a ja nie czułem się idolem. Byłem kolesiem z czwartej klasy warszawskiego liceum i nagle okazało się, że mam wyjść na scenę i być frontmanem. Wcześniej bliższa była mi praca w radiu i prezentowanie nagrań, myślałem, że będę rozwijać się zawodowo w tym kierunku. Dostałem pewną szansę i stwierdziłem, że warto z niej skorzystać.
Paweł Stasiak solo
Paweł Stasiak, wokalista grupy Papa D, rozpoczyna karierę solową. Debiutancki album zapowiada singel "Ocean codzienności", z którym zakwalifikował się do konkursu Bydgoszcz Hit Festival.
Jak po latach oceniasz swoją decyzję? Jak ci teraz z tym?
- To, że dziś występuję na OFF-ie pokazuje, że te lata nie były stracone. Mimo że były gorsze momenty, czas, w którym wcale nie działaliśmy, lata, kiedy trudno nam było zaistnieć w świadomości, szczególnie po latach 80. W kolejnej dekadzie Papa Dance praktycznie nie istniał. Wszystko z lat 80. zostało zepchnięte na dalszy plan. To było całkiem normalne - nowe czasy, nowe otwarcie, inny światopogląd, inne sytuacje społeczne i polityczne. Na scenie pojawili się nowi wykonawcy, nowe gwiazdy. Nie było sensu z tym walczyć.
Ale po 2000 roku zaczęliśmy coraz częściej dostawać zaproszenia na koncerty. Okazywało się, że ludzie znowu nas słuchają, puszczają naszą muzykę na prywatkach. Dzięki temu wróciliśmy na tyle, że w 2005 roku wydaliśmy płytę "1000000 Fanek Nie Mogło Się Mylić!" i od tamtego czasu jesteśmy cały czas.
No właśnie - w pewnym momencie płyta "Poniżej Krytyki" zaczęła być dostrzegana przez niezalowe portale. Porcys umieścił ją na pierwszym miejscu zestawienia najlepszych polskich płyt 20. wieku. Dostała drugie życie.
- Było to dla nas bardzo ważne. Znaleźliśmy się w takim zestawieniu i to na pierwszym miejscu! Miejscu, które jest dużo bardziej widoczne. Tym bardziej, gdy na tym pierwszym miejscu jest Papa Dance, zespół przez wiele osób znienawidzony, grający muzykę uważaną za infantylną, wręcz prostacką. Cieszyłem się, że ktoś dostrzegł tę płytę - byłem podczas tych nagrań, widziałem, ile pracy kosztowało to, żeby miały właśnie taki kształt, takie brzmienie. Myślę, że każdy muzyk, który słyszy te piosenki wie, że to nie są proste akordy, nieskomplikowane aranżacje. Słucha się tego lekko, ale trzeba sporo umiejętności, żeby to właśnie tak zabrzmiało.
Mieliście wtedy poczucie, że robicie coś wyprzedzającego epokę na rodzimej scenie muzycznej?
- Trudno powiedzieć, czy to była świadomość wyprzedzania. Na pewno mieliśmy świadomość, że taka muzyka jest modna w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy w Skandynawii. Wiedzieliśmy, że to wszystko idzie z duchem czasu.
Gdy nasze piosenki były recenzowane w jakiejś audycji radiowej, były propozycjami do listy przebojów, recenzent mówił: no tak, to na pewno będzie przebój, nastolatki to kupią, no ale wiadomo, że to jest proste, nic z tego nie wynika.
Kiedyś poproszono Michała Urbaniaka o zrecenzowanie "Oceanu Wspomnień". Przyjechał człowiek, który był w Stanach, nie widział nas wcześniej, kompletnie nas nie znał. Usłyszał piosenkę i powiedział: - To jest coś takiego, co się w tej chwili gra na świecie. Coś, co jest szalenie trudne, zrobione na dobrym poziomie, zaśpiewane w zupełnie nowoczesny sposób.
Były jakieś jaskółki, które pokazywały, że to wszystko ma sens. Najważniejsze było dla nas to, że szczerze lubiliśmy te piosenki, lubiliśmy wychodzić z nimi na scenę i widzieliśmy, że jest publiczność, dla której możemy występować. Mieliśmy sporo fanklubów i graliśmy pełno koncertów. Wszystko inne mało nas interesowało. Nie było czasu na zajmowanie się tym. Szanowaliśmy wszystkie recenzje. Jeżeli recenzja była rzetelna i mówiła o niedociągnięciach, pracowaliśmy nad tym, żeby następnym razem się to nie powtarzało.