Czego słucha nasza redakcja? Brodka, Voo Voo, Meryl Streek...
Wracamy do was z kolejnymi polecajkami. Jest tutaj i Brodka, i blues, i trochę irlandzkiego punka. Sprawdźcie, jakich nowości w ostatnim miesiącu słuchała nasza redakcja.
Poniżej znajdziecie po jednej płycie i jednym utworze od naszych redaktorów. Liczymy, że wybierzecie coś dla siebie!
Hard Rockets "Elektryczne Dziady i inne gusła" - Hard Rockets z Pszczyny na scenie funkcjonuje już od 2004 roku, ale na płytę kazali czekać aż do teraz. Po singlu "Elektryczne Dziady" można się było spodziewać, że będzie dobrze. Drugi singel - "Człowiek z wysokiego zamku" - tylko to potwierdził. Ale po przesłuchaniu całej płyty pytam panowie: oesu, czemu Polska musiała czekać na to tak długo! Jest rockowo, bluesowo, a i fani Nicka Cave’a nie będą zawiedzeni.
Meryl Streek "Suicide" - Meryl Streek to "politycznie szczery irlandzki producent avant garde punkowy". 4 listopada miała miejsce premiera debiutanckiego albumu "796". Nazwa płyty jest nieprzypadkowa - 796 to liczba ciał dzieci, które zostały odkopane w katolickich ośrodkach samotnej matki w Irlandii. Widzicie więc, że od razu jest mocno. Ale zanim usłyszałam całą płytę, odkryłam "Suicide". To, co dzieje się tam muzycznie i tekstowo nie jest łatwe, ale warto. Naprawdę.
Miłość & Lester Bowie "Live in Gdynia" - nie poprzestałbym na nazywaniu Miłości legendą yassu. Grupa Tymona Tymańskiego to jeden z najcenniejszych skarbów, jakie przyniósł polski jazz w ogóle. Współpraca grupy z Lesterem Bowie (Art Ensemble of Chicago) odcisnęła ślad na dwóch albumach: koncertowym "Not two" oraz studyjnym "Talkin' about life and death". Oba były świetne, ale pierwszy z nich nie brzmiał najlepiej w momencie wyjścia. Gratką dla fanów yassu może być inne nagranie tego składu, zrealizowane podczas festiwalu Gdynia Summer Jazz Days w 1996 roku, a wydane właśnie przez AC Records na winylu. Mam pewne zastrzeżenia do ceny, wydania (te próby nawiązania do japońskich wydawnictw są wprost śmieszne) i pomyłek w trackliście. Nie kręcę jednak nosem, bo to muzyka wybitna, a przy okazji świetnie (wreszcie!) wyprodukowana.
Voo Voo "Beskidy" - ku mojemu zaskoczeniu, po najnowszą płytę grupy Wojtka Waglewskiego sięgam ostatnio nader często. Nie to, żebym coś do muzyki Wagla miał, ale od kilku płyt wydawało mi się, że słucham już tego samego. Na nowym albumie, pt. "Premiera" zespół w zasadzie nic nie odświeża, ale ucieka jeszcze głębiej w świat improwizacji i jest to strzał w dziesiątkę. Słychać to doskonale w natchnionym utworze "Beskidy" z sentymentalnym tekstem Waglewskiego i coltrane'owskimi partiami saksofonu w wykonaniu Mateusza Pospieszalskiego.
Larkin Poe "Blood Harmony" - album, z którego sypie się kurz Tennessee, grzeje upał Georgii i koi muzykalność Alabamy. Larkin Poe dostarczają kawał solidnego południowego bluesa, nie siląc się na odkrywanie nowych światów. Soczyste riffy, proste osadzone rytmy i duuuużo slide’a. Za tą zawodzącą gitarą stoi niezawodna Megan Lovell. "Blood Harmony" jest płytą pełną prawdziwej amerykańskiej energii zmieszanej z kroplą kowbojskiej melancholii. Ma być słodko-gorzko, z kopa i trochę smutno. To wszystko tam jest, bo "młodsze siostry Allman Brothers", jak mówi się o siostrach Lovell, które przewodzą Larkin Poe, są odjazdowymi dziewuchami z południa USA i w tamtejszą muzykę wyjątkowo umieją.
Noah Cyrus "Noah (Stand Still)" - młodsza siostra Hanny Montany (Miley Cyrus) nic a nic nie ustępuje talentem starszej siostrze. Na wydanym niedawno krążku "The Hardest Part" znajduje się singel "Noah (Stand Still)", gdzie artystka wzięła na tapet swoje strachy i uzależnienie od leków. Nie to jest jednak motywem przewodnim utworu. Najistotniejsze jest wparcie, jakie w mrocznym czasie Noah dostała od swojego taty Billy Ray Cyrusa. Billy powiedział bowiem - "When you don't know where you're goin' just stand still". O tym jest ta piękna piosenka.
Brodka "Sadza" - od premiery nowego albumu Brodki minęło już kilka tygodni, ale ja nadal się w nim zasłuchuję, odkrywając co rusz kolejne niuanse pochowane w produkcjach 1988. On, producent znany dzięki projektowi Syny, ona, znana z uwielbienia dla zmian, doskonale się zsynchronizowali. Mroczne, ciężkie produkcje i głęboki wokal podający raczej oszczędne teksty, tworzą intrygującą, zmysłową mieszankę. Słyszenie Brodki w takim anturażu to jedna z najlepszych rzeczy, jaka dzieje się w polskiej muzyce w ostatnich miesiącach.
Morphom i Swiernalis "Діти (Dzieci)" - polsko-ukraińska współpraca, która zaczęła się od obozu songwriterskiego w Budapeszcie. To tam Swiernalis poznał ukraińskiego artystę kryjącego się pod pseudonimem Morphom, który od czasu wybuchu wojny w ojczyźnie mieszka w Warszawie. Ich wspólna piosenka zwraca uwagę na tych, którzy w wojennej pożodze często cierpią najbardziej. Jednocześnie dając dużo miejsca na nadzieję na lepszą przyszłość, w której odrobiona zostanie ta najczarniejsza lekcja i nie będą już popełniane te najstraszniejsze błędy.
The Jimi Hendrix Experience "Los Angeles Forum - April 26, 1969" - na sklepowych półkach dostępny od 18 listopada. To zapis niezwykłego, wyprzedanego koncertu na nowo zmiksowany przez Eddiego Kramera. Obecny był tam sam Billy Gibbons (ZZ Top), który w wideo promującym płytę mówił tak: "Ekscytacja Hendrixa przed występem rosła coraz bardziej. Pamiętam, jak wyszedł na scenę i popatrzył na zgromadzonych... Powinniśmy pomyśleć o tym, co ta grupa mogłaby osiągnąć". Wydanie CD zawiera zresztą 24-stronicowy booklet z zapiskami muzyka, a na samym krążku znajdziemy takie hity, jak "I Don't Live Today", "Purple Haze", "Red House" i wyjątkowy medley "Voodoo Child (Slight Return)" / "Sunshine Of Your Love".
Larkin Poe "Blood Harmony" - siostrzany duet z Nashville powrócił z kolejnym, szóstym albumem "Blood Harmony". Ta płyta na pewno pojawi się w zestawieniach najlepszych bluesowych wydanych w tym roku. Na jaki utwór warto zwrócić uwagę? Trudny wybór, ale postawiłabym na tytułowy, związany z leitmotivem krążka. "W rodzinie śpiewamy razem od dawna, dlatego ludzie z łatwością mogą powiedzieć, że mamy właśnie taką harmonię. Rebecca napisała tę piosenkę z myślą o naszej matce siedzącej przy pianinie i przekazującej nam muzyczne tradycje. To zawsze niezwykle wzruszające" - podkreślają siostry Lovell.
KPSN "Nowy boombap" - dziwny był ruch polskiego Def Jamu z zakontraktowaniem KPSN-a, ale jak to powiadają — wiara czyni cuda. "Nowy boombap" nie zawojuje rynku, nie poruszy tłumów, nie zdobędzie wyróżnień, chciałoby się tu też trochę charyzmy na majku, bo sam Ero za wszystkich "robił nie będzie". Jednak album ma inną zaletę, której próżno szukać u tegorocznej konkurencji, których fizyki zalegają na sklepowych półkach — przywołuje na myśl pionierskie czasy polskiego rapu. Część płyty brzmi jak te wszystkie Molesty, Zipery i WFD z podkładami przypominającymi dokonania Noona z czasów Grammatika. I to są zdecydowanie najmocniejsze nagrania w zestawie, ale są też solidne wyjątki jak "Szampan i kac", "Tylko mi tańcz" czy "S.O.S.", uśmiechające się w stronę bardziej współczesnego grania. Też niezłe, ale w porównaniu do wspomnianej wcześniej konkurencji dość szybko ginące w tłumie.
Skrubol feat Tede, DJ HWR "Proces" - jak zwykle w rodzimym undergroundzie dzieje się więcej ciekawego niż w głównym nurcie. WCK zawsze jest gwarantem jakości, ich solowe materiały również, a najnowsza propozycja Skrubola to mistrzowska przejażdżka rozklekotanym Polonezem udającym lowridera w west coastowym stylu. Punktem kulminacyjnym tej wycieczki jest tytułowy numer na podkładzie Lohleqa, który skręca na wschód, z mocnymi bębnami i TDF-em, który jest tu osiedlowym ziomkiem bardziej wyrazistym niż na swoich ostatnich trzech płytach razem wziętych. "Petarda normalnie. Mistrzostwo. Propsik" - niech ten youtube'owy komentarz niejakiego Andrzeja Nieandrzeja posłuży za podsumowanie życiówki Skrubola.
Candlemass "Sweet Evil Sun" - Dobrze pisał kolega po fachu, że bez względu na tytuł nowej płyty Candlemass, powinniście w obecnym sezonie dbać o poziom witaminy D w organizmie. Ta płyta wam tego oczywiście nie ułatwi, bo klasycy doom metalu robią na niej dokładnie to, co na płycie winni robić klasycy doom metalu. A więc... klasyczny doom metal. Można zżymać się, że od "Epicus Doomicus Metallicus" czy "Nightfall" minęło już kilka epok, czy na to, że za mikrofonem jednak Langquist nie Marcolin, ale czy kiedy idziecie na obiad do babci to spodziewacie się zupy tom kha czy mielonych, które dobrze znacie i które dają wam kojarzący się z dzieciństwem komfort? Nawet jeśli raz są z buraczkami a raz z marchewką. Candlemass to taki właśnie komfort. O ile coś takiego jest w ogóle możliwe w metalu zagłady.
A.A.Williams "The Echo" - Aura za oknem jak widać, warto więc przyjść jej w sukurs. Z powodzeniem robi to A.A.Williams żeniąc piosenkę autorską z post-rockiem, folkiem, a momentami nawet doom metalem i wyśpiewując te swoje numery o epickich tragediach i emocjonalnych katastrofach, pustce i braku nadziei. Jej drugi album, "As the Moon Rests" powinien spodobać się wszystkim tym, których ongiś uwiodła a to Emma Ruth Rundle, a to Chelsea Wolfe. Warto dać Brytyjce szansę, bo czemu by się nie dodatkowo pokatować, skoro pogoda oraz brak światła i tak nas katują? Williams to doskonały soundtrack dla jesieniar i ich chłopców słuchających metalu zagłady. I tak, owszem, doskonale wiem że takie pary w przyrodzie raczej nie występują.
Skalpel "Origins" - mam nieodparte wrażenie, że odejście z wytwórni Ninja Tune okazało się dla Igora Pudło i Marcina Cichego bardzo wyzwalające artystycznie. Skalpel - projekt kojarzony niegdyś przede wszystkim z zabaw z samplami wyciągniętymi z polskiego jazzu - na "Origins" inspiruje się muzyką elektroniczną lat 90. XX wieku. Miejscami są to rzeczy, o których nigdy bym ich nie posądzał. Mamy świetny jungle’owy "Why Not Jungle", "Roots" przypominające o debiucie UNKLE czy DJ-a Shadowa, a takie "Night" to już psychodeliczna podróż, o którą oskarżyłoby się zespół Shpongle. I to tylko drobne część tego, czym potrafią zaskoczyć panowie ze Skalpela. Owszem, "Origins" próbuje wykorzystywać sentymenty słuchacza, ale Skalpel czyni to w sposób tak absolutnie niepretensjonalny, że nie jestem w stanie mieć wobec muzyków nawet cienia zarzutu. Piękny, melancholijny album.
Brodka "Taka to zima" - epka "Sadza" nagrana z 1988 - producentem znanym z projektu Syny, płyty z Włodim oraz wcześniejszej, bardziej awangardowej działalności pod pseudonimem Etamski - kojarzyć się może z sentymentalną przejażdżką po mrocznych brzmieniach lat 90. XX wieku. "Taka to zima" to najbardziej transowy utwór z całej pozycji. Hipnotyzujący rytm, niby przypadkowe dźwięki służące wzmocnieniu poczuciu wyobcowania, pełno pogłosów. Refren z syntezatorem kontynuującym frazę Brodki postrzegam jako przejaw absolutnego geniuszu kompozycyjnego wykonawców. Czuć w tym trochę trip-hopu, dub techno i industrialu. Przede wszystkim zaś poczucia wchodzenia w intymny świat twórców. A to jednak nie lada osiągnięcie.