Reklama

Wojtek Mazolewski: Małe rzeczy mają wielkie znaczenie [WYWIAD]

Jeżeli mowa o OFF Festival, Wojtek Mazolewski jest już w zasadzie weteranem. Tym razem przyjechał do Katowic, aby zagrać koncert promujący swoją najnowszą płytę "YUGEN 2 – Jestem". Z tej okazji zapytaliśmy go o nietypowych gości na jego płytach, a także o kwestię tego, jak muzyka łączy się z duchowością.

Jeżeli mowa o OFF Festival, Wojtek Mazolewski jest już w zasadzie weteranem. Tym razem przyjechał do Katowic, aby zagrać koncert promujący swoją najnowszą płytę "YUGEN 2 – Jestem". Z tej okazji zapytaliśmy go o nietypowych gości na jego płytach, a także o kwestię tego, jak muzyka łączy się z duchowością.
Wojtek Mazolewski podczas Męskiego Grania /Lukasz Gdak/East News /East News

Rafał Samborski, Interia: Yugen w japońskiej estetyce postrzegany jest jako element odpowiedzialny za grację i subtelność. Jednocześnie w materiałach na temat płyt YUGEN mocno podkreślasz energię. I zastanawiam się, jak to wszystko łączysz ze sobą od strony takiej czysto konceptualnej. Bo na płycie - szczególnie tej drugiej - jednak tej subtelności jest sporo. Zastanawiałem się więc, jak to wygląda z perspektywy samego twórcy?

Wojtek Mazolewski: - Zaczynając od początku. Projekt YUGEN to jest nowa rzecz. Kierunek, który zrodził się w mojej głowie w trakcie lockdownu, kiedy tak naprawdę wszyscy dostaliśmy dużo czasu, żeby wszystko przemyśleć, zredefiniować swoje życie, filozofię. Mnie posłużył ten czas do tego, żeby otworzyć się na to, że potrzebuję czegoś nowego. Okazało się, że potrzebują tego też ludzie. Sam tytuł YUGEN zaczerpnąłem z kultury japońskiej, którą miałem okazję wielokrotnie bardzo dobrze poznać. W Japonii w ogóle słowa oznaczają bardzo dużo. Jedno małe słówko potrafi mieć bardzo dużo znaczeń - wybrałem najkrótszą definicję, że jest to zachwyt nad wszechświatem, który trudno wyrazić słowami. Bo chodzi o te małe elementy, które tworzą nasze życie, które się nie rzucają jako pierwsze w oczy, nie są krzykliwe, ale mają wielkie znaczenie. Tak samo starałem się zrobić też tę muzykę.

Reklama

Ona nie epatuje krzykliwymi kolorami, dźwiękami. Tak naprawdę w bardzo uniwersalny dźwiękowy i głosowy sposób szuka spokoju. Bo czuję, że to jest nam potrzebne dzisiaj, w tym świecie przebodźcowania, wielu informacji, z których nie wiadomo, ile nawet to są fake newsy. Potrzebujemy tak naprawdę spokoju, umiejętności wyciszenia swojego umysłu na kształt spokojnego jeziora, w którym jesteśmy w stanie się przyjrzeć temu, co się dzieje. A wtedy tak naprawdę mamy możliwość zdecydowania, czego naprawdę chcemy. Bo kiedy w pędzie podejmujesz tę decyzję, bardzo trudno oprzeć się na prawdziwości intuicji, która cię prowadzi, a to ona zazwyczaj dobrze to robi, więc warto dobrze robić, warto jej słuchać. Więc ja poszedłem za intuicją, zmieniając charakter tego, co robiłem do tej pory. Stworzyłem nowy zespół, stworzyłem nową muzykę pt. "YUGEN 2 - Jestem". I zapraszam, jestem bardzo ciekaw, jak to wyjdzie.

Wojtek Mazolewski na OFF Festival z projektem YUGEN

Właśnie chciałem tak cię spytać, bo... W swojej twórczości nie stawiasz na sequele. Szczególnie że powiedziałeś, że miałeś ochotę na coś nowego - sequel nie zawsze oznacza coś nowego, więc...

- Tak, zgadzam się z tobą. Nie nazwałbym tego sequelem, rzeczywiście. Tak naprawdę wynika to z mojego pobożnego życzenia i myślenia. Nazywając tę pierwszą płytę "Wojtek Mazolewski YUGEN" i życzyłem sobie, żeby ludzie myśleli o tej płycie jako o zespole YUGEN. I wszyscy zaczęli mówić "idziemy na YUGEN". To jest świetne - nikt nie myli mnie jako Wojtka Mazolewskiego z kwintetem, ludzie wiedzą, że to jest inny projekt, w którym gram na gitarze, śpiewam, recytuję. Tu się dzieją inne rzeczy. Operujemy trochę na innych estetycznych i muzycznych elementach. To się udało, więc dlatego sobie pozwoliłem na to, żeby w streamingach jednak te płyty tkwiły jedna pod drugą. Zostawiamy Wojtek Mazolewski, ale... to jest mało istotne. Najważniejsze, że to jest YUGEN Band - to jest ta energia, to jest ta filozofia grania, ta filozofia myślenia, że muzyka jest lekarstwem, jest wehikułem czasu, jest wszystkim, czego potrzebujesz. Daje ci możliwość osiągnięcia pełnej harmonii, która pozwala rozwijać nam się w życiu i tworzyć lepszy świat.

Jak tak o tym opowiadasz, to tym bardziej rozumiem, dlaczego na nowej płycie tak mocno współpracujesz z Belą Komoszynską z Sorry Boys. To też jest osoba, która mocno podkreśla w wywiadach, w rozmowach, w swojej twórczości kwestie duchowości. I właśnie - jak przebiegała wasza współpraca?

- Ja w ogóle sztukę rozumiem, jako drogę życiową, drogę duchową przez życie.

Przepraszam, że ci przerwę, ale właśnie też mam tu zapisane takie pytanie, że muzyka dla mnie też jest dla mnie drogą duchowości, ale to pewnie zaraz do tego przejdziemy (śmiech).

- Więc bardzo się cieszę, że Bela jest w tym projekcie, że w zasadzie - mówiąc krótko - weszła w niego jak w masło. Okazało się, że była elementem tego zanim zdążyłem do niej wykonać pierwszy telefon, bo już słuchała pierwszej płyty, bardzo ją lubiła. Nie wiedziałem o tym. Bardzo się cieszę, że dzisiaj jest częścią zespołu. Też tak o tym myślimy, że zawsze, kiedy może to gra z nami koncerty. Nie myślimy o tym jak współczesnym featuringu, że "o, ok, to ja zaprosiłem gości". My robimy pewną muzykę, bawimy się nią w pierwotny sposób. To jest pewien rytuał. Kiedy możemy być razem, robimy to i dajemy z siebie wszystko ku pożytkowi słuchaczy.

Czyli tak wygląda też Twoja definicja muzyki jako elementu duchowości, tak? Tak mam to rozumieć?

- Na ten temat moglibyśmy pewnie dyskutować całą dzisiejszą noc, ale muszę jeszcze zagrać koncert, na co bardzo mocno czekam i to jest dla mnie dzisiaj ten najważniejszy punkt dnia. Ale tak, dla mnie muzyka, sztuka jest formą duchowości, formą, która pomaga przejść przez życie. Duchowość rozumiana nawet świecko - moim zdaniem - jest czymś, co dzisiaj jest nam bardzo potrzebne. Redefinicja tego w oderwaniu nawet od jakichkolwiek doktryn.

Inną osobą, która wystąpiła na twojej płycie i która wprowadziła zupełnie innego rodzaju energię jest Szczyl. To jednak osoba z zupełnie innego świata niż na ogół ci, z którymi współpracujesz. I właśnie: jak ci się z nim współpracowało?

- Bardzo dobrze mi się pracowało ze Szczylem. Nie odbieram tego tak, że to jest ktoś z innego świata. Tak naprawdę najpierw spotkaliśmy się prywatne, żeby pogadać. Okazało się, że - po pierwsze - jest z tego samego regionu, znad morza. To już nas łączy, więc dla mnie jest z mojego świata. Muzycznie okazało się, że lubimy tych samych muzyków, ten sam sposób myślenia o muzyce. Zresztą widać po tym, jak sam Szczyl tworzy zespoły, że to idzie w świetnym kierunku. A pracuje się z nim świetnie, wie o co chodzi, ma to coś. Ktoś to ma, albo nie. Albo się urodziłeś muzykiem i to jest twoje powołanie, albo nie.

Zejdźmy trochę na ziemię, bo to nie jest Twój pierwszy raz na OFF-ie. Czy jest coś, co szczególnie podoba ci się na tym festiwalu?

- To nie jest mój pierwszy raz na OFF-ie i bardzo mile wspominam te przyjazdy tutaj czy z Pink Freudem, czy z Wojtek Mazolewski Quintet - tutaj też robiliśmy pierwsze ważne występy festiwalowe, kiedy trzeba było pokazać, że jazz to potrafi i może to zrobić. Bardzo mocno pamiętam też jeden z występów, kiedy zagrałem z Voo Voo "Sno-powiązałkę". Zaprosił mnie Wojtek Waglewski i nie dość, że bardzo się cieszę, iż wtedy mogłem być, bardzo lubię zespół Voo Voo, bardzo lubię Wojtka i płytę "Sno-powiązałka", więc nie mogło być lepiej.

To jest bardzo dobry festiwal i przygotowując się do tego, co będę robił po tym, jak skończę koncert, to bardzo się cieszę, że festiwal wykorzystuje swoją markę, żeby pokazywać świeże zespoły, których nazwy dopiero poznałem oglądając, albo przypomniałem sobie, bo ktoś mi o tym coś mówił. Więc dzisiaj mam zamiar się wybrać na kilka zespołów, których nie znałem do tej pory. A świetnie, że będę mógł ich poznać od razu w wersji koncertowej, bo to jest najlepszy wyznacznik czy to jest dobry zespół, czy nie. Wiadomo, że dzisiaj płytę może nagrać każdy (śmiech). Ale to, co ktoś pokaże na scenie, weryfikuje ostatecznie czy jest dobry, czy nie. Oczywiście idę na Kokoroko, bo bardzo lubię, znam dziewczyny i wspieram. To jest mega dobra pozytywna kapela, więc będę miał radochę, że je dzisiaj zobaczę - w Polsce, w Dolinie Trzech Stawów.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wojciech Mazolewski | OFF Festival
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy