Eurowizja 2024
Reklama

Nie chcą Izraela na Eurowizji w 2024 roku. Zapowiadają bojkot

Chociaż Eurowizja odbędzie się dopiero za niecałe pół roku wokół konkursu, który odbędzie się w 2024 roku w Szwecji, już robi się gorąco. Zapowiedź bojkotu imprezy w przypadku udziału w niej Izraela, zapowiedziała Islandia.

Chociaż Eurowizja odbędzie się dopiero za niecałe pół roku wokół konkursu, który odbędzie się w 2024 roku w Szwecji, już robi się gorąco. Zapowiedź bojkotu imprezy w przypadku udziału w niej Izraela, zapowiedziała Islandia.
Noa Kirel z Izraela podczas konkursu Eurowizji w 2023 roku /MARTIN MEISSNER /Getty Images

Eurowizja 2024 rozpocznie się 7 maja i potrwa do 11 maja. Przyszłoroczna edycja odbędzie się w Szwecji dokładnie 50 lat po legendarnym zwycięstwie ABBY. Wiadomo, że w konkursie nie weźmie udziału m.in. Macedonia Północna.

Wśród uczestników są m.in. powracający po ponad 30 latach nieobecności Luksemburg, ale brakuje Rumunii, z którą wciąż trwają negocjacje na temat udziału. Wielu fanów konkursu zastanawiało się, czy z powodu konfliktu trwającego w Izraelu kraj znajdzie się na liście uczestniczących.

Europejska Unia Nadawców (EBU), czyli organizatorzy imprezy, zdecydowali, że Izrael jest w stawce konkursu. "Konkurs Piosenki Eurowizji to konkurs dla nadawców publicznych z całej Europy i Bliskiego Wschodu. Jest to konkurs dla nadawców - nie dla rządów - a izraelski nadawca publiczny bierze udział w konkursie od pięćdziesięciu lat" - przekazali belgijskiemu magazynowi "HLN".

Reklama

Izrael w stawce Eurowizji. Europejska Unia Nadawców przypomina o apolityczności

Słynny konkurs od niemal samego początku wywołuje ogromne emocje. To już jego 68. edycja, a niemal każda wywołuje spore dyskusje nie tylko na tematy artystyczne, ale często również polityczne. Organizatorzy jednak utrzymują, że plebiscyt pozostaje "apolityczny". 

"EBU jest organizacją członkowską. Organy zarządzające EBU - na czele z Radą Dyrektorów - reprezentują członków. Organy te oceniły listę uczestników i zdecydowały, że izraelski nadawca publiczny spełnia wszystkie zasady konkursu. Wraz z 36 innymi kanałami może wziąć udział w konkursie w przyszłym roku. W tej chwili izraelscy uczestnicy nie są wykluczani z najważniejszych zawodów. Eurowizja pozostaje wydarzeniem apolitycznym, jednoczącym publiczność na całym świecie poprzez muzykę" - czytamy w oświadczeniu.

Islandia nie chce Izraela na Eurowizji

Swój zdecydowany sprzeciw wobec takiej decyzji Europejskiej Unii Nadawców zgłosiła Islandia. Tamtejsze stowarzyszenie kompozytorów i autorów tekstów ogłosiło, że jeśli Izrael weźmie udział w przyszłorocznej Eurowizji, to Islandia odwoła swojego przedstawiciela z wydarzenia (ten ma zostać wybrany w marcu 2024 roku).

"Wszyscy mamy obowiązek przeciwstawienia się wojnie i zabijaniu niewinnych" - stwierdzono w oświadczeniu. "Zawsze pozostaje wybór, czy sygnować takie działania swoim nazwiskiem. Niezależnie od tego, czy jesteśmy osobami fizycznymi, czy instytucjami państwowymi" - czytamy.

Przedstawiciele stowarzyszenia dodali również, że Izrael powinien zostać zdyskwalifikowany z konkursu, a wydarzenia musi być "przestrzenią radości i optymizmu".

Reprezentanci Islandii wywołali aferę na Eurowizji w Izraelu

Izrael na Eurowizji występuje od 50 lat. W 2023 roku reprezentowała go wokalistka Noa Kirel, która zakończyła konkurs na trzecim miejscu z dorobkiem 362 punktów. 185 otrzymała od publiczności, natomiast 177 od jurorów. Maksymalną liczbę punktów otrzymała m.in. od składu jurorskiego Polski. Jej słowa na temat naszego kraju wzbudziły natomiast mnóstwo kontrowersji.

Dodajmy, że w 2019 roku - po zwycięstwie Netty - Izrael organizował własną Eurowizję, na niej pojawił się islandzki zespół Hatari. Grupa zajęła 10. miejsce w finale, ale dużo głośniej było o ich symbolicznym proteście podczas transmisji, gdy zespół przy swoim stoliku rozwinął flagi Palestyny.

Zgromadzeni na widowni ludzie zareagowali na taką manifestację buczeniem i gwiazdami. Perkusista zespołu, Einar Stef, opublikował nagranie, pokazujące, co działo się chwilę przed pokazaniem muzyków z Islandii. Organizatorzy w trakcie głosowania jury zdążyli odebrać zespołowi dwie flagi. Islandczycy mieli ich jednak więcej.

Od samego początku konkursu Islandczycy namawiali do głośnego mówienia na temat sytuacji w Strefie Gazy oraz zachęcali do bojkotu Izraela.

"Mówiliśmy, że użyjemy siły naszego wpływu medialnego, który wynika z udziału na Eurowizji. Staramy się podtrzymać krytyczną dyskusję na temat kontekstu, w jakim organizowana jest tegoroczna Eurowizja. Robimy to we wszystkich dotychczasowych rozmowach z mediami i będziemy to kontynuować. Natomiast, co do samego występu, jesteśmy zdeterminowani, żeby wziąć udział w konkursie i stosować się do wszystkich reguł, jak każdy inny uczestnik" - tłumaczył wokalista Matthias Haraldsson.

Po incydencie swoje oświadczenie wystosowała Europejska Unia Nadawców. "Eurowizja nie jest wydarzeniem politycznym i to jest wyraźnie przedstawione uczestnikom. Banery zostały błyskawicznie usunięte, a konsekwencje tej akcji będą dyskutowane przez Grupę Referencyjną [komitet wykonawczy] po konkursie" - stwierdzono w tamtym czasie. Choć Islandii groziła nawet dyskwalifikacja z konkursu, ostatecznie do niej nie doszło.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Izrael | Islandia | Eurowizja | Eurowizja 2024
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy