Wielka diwa skrytykowana
Wielki "come back" Mariah Carey okazał się być wielką kompromitacją. Koncerty w Australii spotkały się z więcej niż chłodnym przyjęciem tamtejszych krytyków.
Amerykańska diwa Mariah Carey przyleciała do Australii po świętach, by dać serię występów. Te okazały się być poniżej oczekiwań.
Mariah Carey śpiewa przebój "Hero" w Gold Coast Convention Centre:
Już podczas pierwszego z nich w Nowy Rok, gwiazda poirytowała fanów, opóźniając wyjście na scenę. Dodatkowo, podczas koncertu miały miejsce problemy z nagłośnieniem.
"Nie proszę was o gwiazdkę z nieba. Mam kłopot z odsłuchem. Nie wiem, czy to moja wina czy coś wisi w powietrzu, ale proszę o naprawienia tej usterki" - apelowała ze sceny.
Drugi koncert Mariah Carey, który miał miejsce w Sydney, również nie zachwycił krytyków. Diwie zarzucono, że więcej czasu spędziła w garderobie, niż na scenie i była nieprzygotowana do występu.
"W czasie koncertu było zbyt wiele dłużyzn i przerw na niepotrzebne zmiany kostiumów, podczas których znudzoną publiczność zabawiali tancerze lub chórzyści. A ona na scenie spędziła niecałą godzinę. Trochę krótko, biorąc pod uwagę czas, jaki fani musieli odczekać na rozpoczęcie koncertu" - ocenia recenzent "Time Out Sydney".
"To upadek diwy. Mariah stała się karykaturą samej siebie, ale nie w taki sam sposób, jak wciąż uwielbiana Dolly Parton. Mariah chyba chciała dać fanom zbyt wiele na raz. Kręci się po scenie w wysokich szpilkach, otoczona tajemniczymi mężczyznami, co chwile dotyka swoich włosów i trzykrotnie znika ze sceny. W tym czasie ziewającą publiczność zabawiają tancerze i towarzyszący jej śpiewacy" - to już fragment z "Brisbane Times".
Recenzenci wyśmiali również przestarzałą produkcję i scenografię koncertów, oprawę świetlną porównano do grafiki z "tapety Windowsa 98", a przede wszystkim zarzucono brak zaprezentowania największych przebojów i dziwnie ułożoną setlistę.