Paulina Lenda: Zraniona wilczyca

Kłębowisko oszustów, hipokrytów i ignorantów - taki, ze wszech miar upiorny obraz polskiego show-biznesu wyłania się z opowieści Pauliny Lendy, finalistki pierwszej edycji "Mam talent".

Paulina Lenda uparcie pracowała w studiu nad swoim debiutem płytowym (fot. Dariusz Kawka)
Paulina Lenda uparcie pracowała w studiu nad swoim debiutem płytowym (fot. Dariusz Kawka)materiały prasowe

To był 2008 rok. Wtedy jeszcze nie odczuwało się dojmującego dziś przesytu telewizyjnych konkursów talentów. Wtedy jeszcze widzowie i uczestnicy karmieni byli złudzeniem, że w życiu tych drugich dzieje się właśnie coś ważnego. Ubrana w gustowną, słoneczną chustę kruczowłosa 15-latka swoim niezwykłym, głębokim głosem bardzo dojrzale zinterpretowała utwór "Ready For Love" wokalistki India.Arie.

Jurorzy pierwszej edycji "Mam talent" - Agnieszka Chylińska, Małgorzata Foremniak i Kuba Wojewódzki - nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli i usłyszeli. Pod wielkim wrażeniem byli również widzowie, których sms-y przepchnęły Paulinę aż do ścisłego finału.


Wydawało się, że kariera stoi przed nią otworem. Że takiego talentu nie da się zmarnować. Jurorzy programu solennie zapewniali młodą uczestniczkę, że osobiście przypilnują jej sukcesu.

Zderzenie z realiami, tak jak w przypadku wielu innych bohaterów "talent shows", było bolesne. Otrząśnięcie się z tego wszystkiego zajęło Paulinie pięć lat. Dziś wraca ze swoim autorskim, wydanym własnym sumptem albumem "Wolf Girl" i opowiada INTERIA.PL o nieprzyjemnych perypetiach, którym musiała stawić czoło po zakończeniu programu "Mam talent".

Nie da się ukryć, że wokalistka czuje się zraniona i ma żal. Do wielu osób.

- Przez te pięć, sześć lat byłam oszukana wiele razy. Zawiodłam się jednak strasznie na jednej z moich wielkich inspiracji muzycznych, co bardzo zabolało. Na osobie, która obiecała wyciągnąć do mnie rękę, gdy zacznę tracić grunt pod nogami, bo ponoć "kiedyś też była debiutantką i wie, jak to jest". Miałam zadzwonić w razie potrzeby. Pewnego dnia, kiedy było już naprawdę źle, a to była moja ostateczna możliwość - zrobiłam to, po raz pierwszy odważyłam się poprosić kogoś o pomoc. I cytując klasyka: "wtedy dałabym sobie za nią rękę uciąć"... - gorzko wspomina Paulina Lenda.

- Poza tym nadal czekam na Kubę Wojewódzkiego, który obiecał "zabić, zakopać, odkopać i jeszcze raz zabić kogoś, kto mi spieprzy karierę w tym kraju". Na końcu tego zdania, przed kropką postawił "obiecuję". Ja jestem człowiekiem słownym i biorę sobie takie słowa do serca, więc mam nadzieję, że już zaczął krucjatę z łopatą. Panie Jakubie, tak, to ten moment. Listę z nazwiskami prześlę mailem - żartuje nasza rozmówczyni.

Nie wszyscy jednak odwrócili się do bohaterki "Mam talent" plecami. Lenda bardzo ciepło wypowiada się o Macieju Maleńczuku i muzykach Kasy Chorych, którzy wyciągnęli do niej rękę i wspierali ją na duchu.

Zmaganiom Pauliny z niekompetentnymi hipokrytami towarzyszyły również problemy natury osobistej.

- To były tak burzliwe lata... Najpierw wielkie zamieszanie związane z programem, połączone z moją maturą. Później kilka złych decyzji, które podjęłam i za które słono zapłaciłam. Skomplikowane relacje z najbliższymi, które musiałam wyprostować. Problemy, z którymi borykałam się przez kilka lat w życiu prywatnym i pewne tragedie, które mnie spotkały przez ten czas. Do tego miłość, z której nie mogłam się wyleczyć i która bardzo destrukcyjnie na mnie działała w tamtym okresie... - wyznaje Paulina Lenda.

Obecenie wokalistka mieszka w Anglii, gdzie osiadła po dłuższej tułaczce. Ze swoją płytą wiąże nadzieje, ale nie ma złudzeń: - Muzyka to moja pasja, a nie zawód.

Po zakończeniu "Mam talent" Paulina rozpoczęła negocjacje w sprawie kontraktu płytowego. Za pierwszym razem nie udało jej się porozumieć co do muzycznego kierunku, ale wszystko odbyło się w kulturalny sposób.

- Jednak z drugą firmą to już była inna bajka. Zmarnowali kawał mojej pracy, ogrom mojego czasu i okazało się, że poza zajmowaniem się sprawami wydawniczymi, są też muzykami, bo grali na moich strunach nerwowych bez przerwy. Po kilku kłótniach wpadłam w depresję, po której zrezygnowałam z dalszej twórczości. Na szczęście udało mi się wszystko rozwiązać i od ponad roku jestem wolnym człowiekiem.

Lenda uważa, że polskie firmy wydawnicze kompletnie nie znają się na muzyce, ani też na kreowaniu artystów.

- To chyba za mało, jeśli twój rozmówca nie zna nawet nazwisk twoich inspiracji muzycznych i nie do końca wie, czy to muzycy, czy architekci.

O telewizyjnych konkursach talentów, jako finalistka jednego z nich, również nie ma najlepszego zdania.

- Artyści przystępujący do castingów są bardzo często lepsi od samych oceniających. Za wygraną w większości przypadków nic nie stoi... Jeśli program zamiast promować młodych zdolnych ludzi, promuje członków kolejnego jury, to czy nie jest to cyrk na kółkach? Nie chcę jednak "robić do swojego gniazda", bo programy telewizyjne jednak mi pomogły. Na krótki okres, ale swoje zrobiły. Może dlatego, że miałam to szczęście być w pierwszej edycji jednego z największych wtedy telewizyjnych show. Uważam jednak, że byłam na to za młoda, za głupia. Kompletnie nie wiedziałam, w którą stronę się udać i kto, podając mi rękę, w drugiej, schowanej za plecami, nie trzyma noża.


Post scriptum. Paulina udała się z powyższym materiałem do kilku wytwórni płytowych, ale usłyszała, że nic z tego nie będzie. Za mało "hitowe".

Michał Michalak

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas