Jak powstają przeboje?

Skąd się biorą melodie? Czym jest i jak wymyślić chwytliwy riff? Co takiego magicznego jest w procesie komponowania? Czołowi autorzy muzyki specjalnie dla INTERIA.PL zdradzają kulisy tworzenia.

Ręce Erica Claptona są w stanie zagrać wszystko. Jednak wirtuoz to nie zawsze świetny kompozytor
Ręce Erica Claptona są w stanie zagrać wszystko. Jednak wirtuoz to nie zawsze świetny kompozytorarch. AFP

Wymyślanie muzyki to jedna z bardziej metafizycznych czynności, jakie można sobie wyobrazić. Porównywać kompozytorów z egzorcystami czy jasnowidzami byłoby oczywiście sporym nadużyciem, jednak każdy z naszych rozmówców podkreśla tajemnicę, której nie sposób rozgryźć.

Otóż melodie po prostu wpadają do głowy. Bez uprzedzenia, niespodziewanie, momentalnie - pojawiają się w całej okazałości. Jest to swego rodzaju iluminacja. Nie mówimy o trzech, czterech, pięciu dźwiękach, ale całej konstrukcji. Pojawiającym się znikąd nutom towarzyszy cały zamysł, cały bagaż emocjonalny utworu.

Przebój w dziesięć minut

- Czasem budzę się rano i jakąś melodię mam w głowie - od której nie mogę się uwolnić. Czasem siadam przy fortepianie, włączam dyktafon - i coś improwizując, nagle zaczynam grać "konkretną" melodię - opowiada Wojtek Olszak, autor jednego z największych przebojów Edyty Górniak - "Jestem kobietą".

- Jedno jest pewne - nie da się na siłę czegoś wymyślić, grać na instrumencie z zamiarem napisania na przykład trzech utworów w trzy godziny - dodaje popularny producent.

Piotr Rubik opowiada, że nie jest w stanie stworzyć utworu nuta po nucie. Albo melodia "zstąpi na niego" jako pewna całość, albo musi czekać na ten "błysk" weny.

- Pomysł piosenki "Psalm dla Ciebie" powstał właściwie w ciągu dziesięciu minut. Przyszedł nagle, na dodatek w pociągu. Nad innymi utworami siedziałem dłużej. Zdarzało się, że miałem tekst i kompletnie brakowało mi pomysłu na melodię. Po czym ona pojawiała się nagle, znikąd. To jest kompletnie metafizyczne. Jest to coś z pogranicza olśnienia i zaskoczenia - definiuje Rubik.

Dyktafon w toalecie

Zbigniew Hołdys już się nauczył, że momentu przypływu weny nie da się przewidzieć. Dlatego trzyma dyktafony porozrzucane w miejscach, w których przebywa. Przede wszystkim w toalecie i w samochodzie - tam o pomysły ponoć najłatwiej. Kiedy idea w głowie zakiełkuje, Hołdys zaczyna ją nucić. Gdy zdaje sobie sprawę, że melodia ma potencjał, włącza dyktafon i nuci raz jeszcze.

- Z tym że większość skomponowanych przeze mnie melodii to, szczerze mówiąc, chłam. Aczkolwiek, gdybym to nagrał, pewnie nie byłoby większego wstydu - śmieje się były lider Perfectu, autor takich przebojów jak "Nie płacz Ewka" czy "Autobiografia".

Owemu olśnieniu, o którym opowiadają twórcy muzyki, pomaga towarzystwo instrumentu. Najczęściej gitary czy pianina.

- Z gitarą jest mi lżej tworzyć. Z reguły, gdy tylko wezmę ją do ręki, natychmiast coś się zaczyna dziać - przyznaje Hołdys.

Riff Beethovena

Bez gitary zresztą nie sposób wymyślić dobrego riffu, a riffy to przecież istota muzyki rockowej. Dlatego komponowanie mocnej, gitarowej piosenki zaczyna się nie od melodii ani tekstu, ale od tzw. zagrywki. Jest to przeważnie powtarzająca się seria kilku akordów.

- Później pozostaje wymyślić do tej zagrywki melodię śpiewaną, która zacznie żyć w symbiozie z tym monotonnym gitarowym "drajwem". To nie jest proste, choć wielu ludzi sądzi, że jest. Trudno jest wymyślić odkrywczy riff, do tego trzeba daru Bożego - uważa Zbigniew Hołdys.


O sile dobrego riffu przekonują takie przeboje jak "Smells Like Teen Spirit" Nirvany, "Enter Sandman" Metalliki, "Satisfaction" The Rolling Stones czy... V Symfonia Beethovena.

- "Ta-da-da daaaam" to jest jeden z największych riffów w historii - przekonuje Hołdys.

Najpierw tekst czy melodia?

Odwieczne pytanie: czy muzykę powinno się pisać do gotowego tekstu czy bez niego? Brak tekstu powoduje, że kompozytor nie jest w żaden sposób ograniczony formalnie, jest nieskrępowany w procesie twórczym. Z drugiej strony tekst może być znakomitą inspiracją, nakreśla charakter utworu, emocje, jakie powinny się tam znaleźć.

- Kiedy piszę oratoria, wolę mieć najpierw tekst, bo wtedy muzyką muszę opowiedzieć pewną historię i jest to bardzo inspirujące - mówi Piotr Rubik.

Teksty zresztą nie są pisane "na sztywno". Piosenka staje się w pewnym momencie przedmiotem negocjacji - kompozytor sugeruje, by autor tekstu w niektórych miejscach dodał jeszcze kilka sylab, a w innych odjął. W przypadku piosenek ilustrujących poezję twórcy również pozwalają sobie na drobne korekty, przeważnie polegające na wycinaniu niektórych fraz i powtarzaniu innych w ramach refrenu.

Kilkaset małych karteczek

Agencja FORUM

Per Gessle, lider grupy Roxette, to autor takich światowych przebojów jak "Listen To Your Heart", "It Must Have Been Love" czy "Joyride". On również zaczyna od słów, a właściwie od strzępków, zalążków tekstów.

- Mam kilkaset takich małych karteczek, na których zapisuję pomysły na słowa piosenek. Siadam przy pianinie lub z gitarą, przeglądam to wszystko, próbuję jakoś pójść z tym dalej i nagle zauważam, że z danej zlepki pomysłów może powstać ciekawy utwór - opowiada Gessle portalowi INTERIA.PL.

Wojtek Olszak podkreśla, że w większości przypadków najpierw jednak powstaje muzyka, a potem słowa. Zbigniew Hołdys idzie jeszcze dalej.

- Właściwie chyba żaden genialny muzycznie utwór nie powstał w kolejności "najpierw tekst, potem muzyka" - mówi i wymienia problemy, z którymi trzeba się w takich sytuacjach mierzyć:

- Pojawiają się niekiedy trudne do wyśpiewania zbitki wyrazów czy dziwnie brzmiące zgłoski. Jedne samogłoski da się zaśpiewać wysoko, innych nie. To zmusza do lawirowania, muzyka często na tym traci swój polot, a tekst zyskuje, bo bez muzyki byłby tylko wierszem, którego nikt by nie poznał.

Sprzyjające okoliczności

Wenie trzeba pomagać, czasami nawet wypada ją kusić i prowokować. Niektórzy kompozytorzy rozrzucają dyktafony, wszędzie gdzie się znajdują (Hołdys), inni rozrzucają karteczki z pomysłami (Gessle). Jedni wyjeżdżają w góry, inni zamykają się na strychu. Jedni biorą narkotyki, inni przechodzą na dietę. Wspólnego mianownika nie sposób znaleźć ani w szczególne, ani w ogóle.

Kompozytorzy nie zgadzają się nawet co do tak generalnych kwestii jak rola szczęścia w tworzeniu.


- Dla każdego artysty największą inspiracją jest niepowodzenie. To paradoks. Utracona miłość, złość, niezgoda na świat - to wszystko daje najwięcej powodów do szczerych i utalentowanych wypowiedzi. Najwięksi artyści tworzyli z powodu buntu, duchowych rozterek - twierdzi Hołdys.

Nie zgadza się z nim Piotr Rubik, który uważa, że szczęście może być jeszcze bardziej inspirujące niż nieszczęście.

W rozterce był również Seal, kiedy zadaliśmy mu to pytanie.

- Czy artysta powinien być nieszczęśliwy? Sam nie wiem. Kiedyś tak właśnie myślałem, ale nie sądzę, że to koniecznie musi się sprawdzać. Aczkolwiek uważam, że czasami - jak to mówią - by zaśpiewać bluesa, musisz najpierw spłacić swoje długi. Żeby wykonać emocjonalny utwór, którego treść jest odbiciem przeciwności napotkanych w życiu, trzeba samemu przeżyć coś takiego, by to wyśpiewać w sposób przekonujący - powiedział Seal portalowi INTERIA.PL.

Czary-mary? Dar od Boga? Czy po prostu talent?

arch. AFP

"Więcej jest czarów na świecie, niż śniło się przeciętnym czarownikom" - te słowa Josepha Conrada idealnie pasują do komponowania. Tajemniczość tego procesu jest zdumiewająca nawet (a może przede wszystkim) dla samych artystów.

Naukowcy z lubością badają preferencje masowego słuchacza i bardzo zręcznie konstruują tzw. przepis na przebój. Określają, jak długo powinna trwać przebojowa piosenka, jakie instrumenty powinny się pojawić, jaka powinna być dynamika utworu, jakie nuty i akordy słuchacze lubią bardziej, a jakie mniej. Mimo tego, żaden naukowiec, nawet najlepiej wyedukowany muzycznie, nie jest w stanie takiego przeboju "z probówki" napisać.

Mamy również mnóstwo niezwykłych muzyków, wirtuozów instrumentów, których olśnienie, wena po prostu omija. Przypomnijmy sobie sceny z "Amadeusza", gdzie Salieri ma pretensje do Boga, że to nie jego tylko Mozarta obdarował talentem do tworzenia.

Pojawia się też ciekawe pytanie - ilu z twórców, którzy "produkują się" w muzycznych studiach w Polsce i na świecie to zwykli uzurpatorzy, może nawet plagiatorzy, a ilu faktycznie słyszy niezwykłe melodie, wstając rano z łóżka.

Michał Michalak

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas