Ile kiczu w nowym Rubiku?

Pojawienie się nowej płyty Piotra Rubika wywołało spodziewane reakcje. "Kicz!" - krzyknęli krytycy. "Geniusz!" - zamanifestowali fani. Po czym obie strony okopały się na swoich pozycjach. Warto jednak na chwilę wychylić głowę i przyjrzeć się "Habitatowi".

Piotr Rubik - fot. Tomek Piekarski
Piotr Rubik - fot. Tomek PiekarskiMWMedia

"Chciałem, aby 'Habitat', który napisaliśmy wspólnie z Romanem Kołakowskim, był muzyczną i duchową ucztą dla wszystkich wrażliwych ludzi" - deklaruje na okładce płyty kompozytor. "Duchowa uczta dla wrażliwych ludzi" to nic innego jak odwrotność pojęcia kiczu. Zatem Rubik zdecydowanie staje w opozycji do stawianych mu zarzutów i ustawia się na linii frontu.

W sukurs przychodzi mu... krytyk muzyczny, Robert Leszczyński, który w Gorzowie, gdzie zarejestrowano płytowy koncert, wystąpił w roli DJ-a.

- Uważam, że Rubik edukuje muzycznie Polaków. To są bardzo rozbudowane rytmy i skomplikowane partytury - ciekaw jestem, czy którykolwiek z jego krytyków byłby w stanie zanucić "Niech mówią, że to nie jest miłość" - sięga do początków popularności Rubika Leszczyński.

Utarło się przekonanie, że melodie Rubika są nieskomplikowane. To, że wpadają w ucho to fakt i tutaj zgodni są zarówno krytycy jak zwolennicy kompozytora. Ale czy musi to koniecznie oznaczać ich prostotę czy wręcz prymitywizm? Gatunek pop, który zdaniem Leszczyńskiego jest tym, do którego należy przypisać Rubika, zawsze przecież cechuje się pewną powtarzalnością i schematycznością. Trudno znaleźć popowe przeboje, które nie posiadają układu zwrotka-refren czy też takie, które nie powtarzają tych samych układów nutowych po kilkanaście razy. Rubik nigdy nie mówił, że pisze muzyką poważną.

Nawet gdyby ktoś fachowo obalił tezę Leszczyńskiego o złożonych partyturach Rubika, musielibyśmy zastanowić się, czy poziom skomplikowania kompozycji będzie o czymkolwiek świadczył. Często zdarza się bowiem, że utwory, które uznajemy za genialne są proste jak budowa cepa.

Piotr Rubik, a w tle jego narzeczona, Agata Paskudzka - fot. Andrzej Szilagyi
MWMedia

- Generalnie jest mi obojętne, co robi, z kim sypia, w co się ubiera i ile utleniacza wylała na jego głowę pani fryzjerka. Jest jednak twórcą bardzo wyrazistym i czy nam się to podoba czy też nie, przekonuje nas, że pop z elementami disco polo też może być ambitny - mówi inny krytyk, Hirek Wrona i wprowadza w nasze głowy niemałe zamieszanie.

Bo z jednej strony pojawia się sformułowanie "disco polo" stanowiące dzisiaj zarzut najcięższego kalibru, jaki tylko muzyk może sobie wyobrazić, a z drugiej strony, w tym samym zdaniu, mowa jest o muzyce "ambitnej". Paradoks? Nie do końca. Owe "disco polo" nie tkwi w samej muzyce, ale... w wizerunku Rubika.

Jest taki dowcip, dla większości z nas zapewne nieśmieszny i niesmaczny (jakby co - ostrzegałem). Ale nie potrafię odsunąć od siebie skojarzenia z rzeczonym kompozytorem. Pewnego dnia przychodzi sympatycznie wyglądający jegomość do dyrektora cyrku. "Mam genialny pomysł na wielkie show!" - mówi. Dyrektor cyrku jak na zajętego i zabieganego człowieka przystało, kazał się delikwentowi pospieszyć ze swoimi wizjami. Jegomość zatem opowiada: "Widzę to tak: z sufitu w całej hali zwisają baloniki z krowim łajnem w środku. Pełno baloników. W pewnym momencie na arenę wjeżdżają amazonki na koniach i zaczynają z łuków strzelać do baloników. Baloniki pękają i cała hala zalewa się łajnem. Wszyscy - amazonki, konie, publiczność, scena, po prostu wszystko zalane łajnem. I wtedy wchodzę ja. Cały na biało!".

Piotra Rubika ciągnie również w stronę wokalu. Własnego wokalu - fot. Tomek Piekarski
MWMedia

Prezencja Rubika już o kicz ocierać się może. To samo mówi się o tekstach jego piosenek, ale...

- Po pierwsze, to nie on je pisze. Po drugie, Roman Kołakowski, autor tekstów na "Habitacie" był pieszczochem krytyków! To co, Alzheimera dostał? Wynoszony pod niebiosa, teraz stał się nagle grafomanem? Gdzie są granice żenady?! - oburza się Robert Leszczyński.

Kiedy jednak zaczytamy się w tekstach, możemy nabrać pewnych wątpliwości. "Zdobądź mnie/ Pieszczoty twe/ Zdobędą mnie!/ Kochaj mnie/ Tak księżyc chce/ Zakochaj mnie!" - słyszymy w utworze "Astrologia uczuć". Niezależnie od tego, czy teksty pisał Zbigniew Książek czy też Roman Kołakowski, zarzut pozostaje bez zmian - odmienianie "miłości" i "kochania" przez wszystkie liczby i przypadki aż do kompletnej dewaluacji tych pięknych przecież słów. Trudno jednak przypuszczać, że Rubik niczym czarnoksiężnik rzuca klątwę na wszystkich znakomitych tekściarzy, odbierając im talent do bardziej przenikliwego czy metaforycznego pisania.

Zosia Nowakowska po raz pierwszy zaśpiewała na albumie Rubika - fot. Tomek Piekarski
MWMedia

Rubik miał pomysł, którego nikt wcześniej w Polsce nie zrealizował (na zachodzie w takiej formie też nie). Ten pomysł to orkiestrowy pop okraszony dużymi, pompatycznymi słowami i efektownymi strojami kompozytora i dyrygenta w jednej osobie. Na każdym z tych frontów twórczość Rubika sprawdza się doskonale. Nie można mu odmówić talentu muzycznego i jednocześnie marketingowego. Takie zestawienie dało efekt w postaci gigantycznej popularności.

Popularność z kolei wpuściła Rubika w pułapkę "kucia żelaza póki gorące". Albumy ukazują się jeden po drugim, choć nie wnoszą nic nowego. Są dobre, ale tak samo dobre. No i trzeba zadać pytanie, czy 750-lecie miasta Gorzowa, przy całym szacunku dla Gorzowian, to najlepszy pretekst do pisania "Oratorium dla świata"?

Widmo kiczu gdzieś tam nad Rubikiem krąży. Wydaje się jednak, że w Rubiku kiczowate jest głównie to, co dzieje się poza samą muzyką. Kto pamięta okładkę "Psałterza Wrześniowego" i fruwające różowe listki wie, o czym mowa.

Michał Michalak

Przeczytaj nasz wywiad z Piotrem Rubikiem.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas