#120 Pełnia Bluesa. Jak w trzy lata spotkałam Buddy Guya

"Świetnie byłoby zobaczyć na żywo jedną z największych bluesowych ikon" - pomyślałam w 2019 roku, gdy mój znajomy odwiedził Chicago i klub Legends Buddy Guya. Do głowy by mi nie wpadło, że trzy lata później będę na jego miejscu, a ten sam muzyk podczas prywatnej rozmowy rzuci: - O, grałem kiedyś w Polsce.

Buddy Guy w klubie Legends
Buddy Guy w klubie LegendsAP/Associated PressEast News

Chicago to nie tylko zagłębie Polonii. To też szalenie istotna dla bluesa i jazzu metropolia. Przez cały XX wiek grali tam właściwie wszyscy najwięksi. Oczywiście - jak zawsze - warto wiedzieć, gdzie pójść, by dobrze się bawić.

Spośród wielu klubów od początku wiedziałam, że chcę odwiedzić Buddy Guy's Legends. Otwarty w 1989 roku, obecnie mieści się przy 700 S Wabash Ave.

Przed śmiercią w 1983 roku Muddy Waters kazał Buddy'emu obiecać, że ten "utrzyma bluesa przy życiu". Guy podkreśla, że Legends to część realizacji przyrzeczenia.

Buddy Guy na scenie z Lukiem PytelemINTERIA.PL

Klub Legends Buddy Guya. Historia "wisi" na ścianach

Kilka tygodni przed wylotem do Chicago kupuję bilet na koncert 1 października. Występuje wtedy Luke Pytel - bluesman z polskimi korzeniami. Wchodząc na salę chwilę przed 21:00, widzę, że wszystkie stoliki są już zajęte. Wolne krzesło czeka na mnie przy barze. Konferansjer zagaduje, skąd jesteśmy.

- Paryż!

- California!

- Montana!

- Polska - dorzucam.

W oczekiwaniu na show zamawiam drinka i rozglądam się po wnętrzu. Na wprost mnie wiszą dwie gitary podpisane: Robert Cray i Tom Petty. Kolejne ściany zdobią fotografie rozmaitych artystów oraz obraz ojców-założycieli bluesa wzorowany na Mount Rushmore National Memorial.

Ojcowie bluesa - obraz z klubu Legends w ChicagoINTERIA.PL

Zamiast prezydentów USA spoglądają na nas Muddy Waters, Sonny Boy Williamson, Little Walter i Howlin' Wolf.

"Skąd jesteś?"

Zaczyna grać support. To Brian Lupo znany stałym bywalcom chicagowskich klubów. Przyjemne gitarowe riffy wypełniają salę. Godzinę później na scenę wchodzi Luke Pytel. W międzyczasie, w klubie - cały na biało - pojawia się sam Buddy Guy. Myślałam o tym, czy akurat tego dnia odwiedzi on Legends, ale nie sądziłam, że moje marzenie rzeczywiście się spełni. Kilka osób ustawia się w kolejce po jego najnowszą płytę "The Blues Don't Lie". Dołączam. Buddy cierpliwie rozdaje autografy i pozuje do zdjęć.

Buddy Guy promował najnowszy albumINTERIA.PL

- Skąd jesteś? - zagaduje, gdy podchodzę.

- Z daleka, bo aż z Polski.

- O, świetnie. Grałem tam kiedyś! - odpowiada 86-latek, mając zapewne na myśli rok 2006 i Zabrze.

Następnie wyrasta na scenie obok Pytela i - ku uciesze fanów - zostaje na kilka numerów.

Legends opuszczam mocno po północy z kolejną odhaczoną z bucket list pozycją, winylem pod pachą i bluesem w uszach. - Do zobaczenia wkrótce - rzuca na pożegnanie ochroniarz, a ja wiem, że to "wkrótce" nastąpi bardzo niedługo.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas