Orange Warsaw Festival 2014: Piątek trzynastego (relacja)
Pierwszy dzień Orange Warsaw Festival 2014 upłynął w cieniu groźnego wydarzenia, do którego doszło jeszcze przed otwarciem bram Stadionu Narodowego.
Około godziny 15 zawaliła się część sceny Warsaw Stage, zlokalizowanej pod Stadionem Narodowym. W dół runął jeden z telebimów, roztrzaskało się podtrzymujące go rusztowanie.
"Najwyraźniej nie mają solidnej sceny. Nasz występ został odwołany. Cieszę się, że nikt nie został ranny!" - napisał na Facebooku Mark Damon, basista grupy The Pretty Reckless, która o 16.30 miała otworzyć festiwal.
Później ogłoszono, że odwołane zostały jeszcze dwa kolejne koncerty na Warsaw Stage: Jamal i Ska-P.
Organizatorom udało się natomiast przekonać Lily Allen, Snoop Dogga i Martina Garrixa, że nie grozi im niebezpieczeństwo. Ostatecznie cała trójka, po długich negocjacjach, podjęła decyzję o wyjściu na scenę.
- Wydarzyła się historia dla nas trudna - przyznał Sławomir Nowaczewski, promotor festiwalu, który gorzko zażartował, że trudno nie zostać przesądnym po takiej historii (rzecz zdarzyła się w piątek trzynastego).
- Najważniejsze jest bezpieczeństwo. Ta sytuacja wydarzyła się przed wpuszczeniem publiczności i oprócz tego, że musieliśmy przełożyć koncerty, nic nikomu się nie stało. Na szczęście - dodał Piotr Metz, rzecznik Orange Warsaw Festival.
Jakby nieszczęść było mało, festiwalowiczów zaatakował chłód i rzęsisty deszcz. Z dużą ulgą przyjęto więc fakt, że dach Stadionu Narodowego został zamknięty i przynajmniej tutaj nie trzeba było moknąć.
Na Orange Stage, a więc scenie głównej, zobaczyliśmy w piątek cztery rockowe zespoły: Finów z French Films oraz Amerykanów z Pixies, Queens Of The Stone Age i Kings Of Leon. A gdzie Brytyjczycy? Och, poczekajcie aż w niedzielę Kasabian zaintonują "Fire"!
Koncert French Films, zgodnie z przewidywaniami, obył się bez większych emocji, z racji wczesnej pory, a także jakości i statusu tego zespołu na dorobku.
Z kolei podczas koncertu Pixies wyraźnie było widać, jak obszar zabawy na płycie stadionu zatacza coraz szersze kręgi, a to chyba najlepszy atest występu. Tu i ówdzie słyszałem narzekania, że wiek i entuzjazm już nie ten, ale dopóki repertuar i jego wykonanie będą na takim poziomie profesjonalizmu jak w piątek, to nie ma co się zżymać. W repertuarze siła i nie zmieni tego nawet źle przyjęta nowa płyta Pixies.
Po Pixies przyszła pora na Queens Of The Stone Age, którzy wrócili do Polski mniej niż rok po poprzednim występie w naszym kraju. Potężny Josh Homme znów nie brał jeńców, a Stadion Narodowy wypełnił monumentalny hałas, który zdobył dla grupy rzesze fanów na całym świecie.
Kings Of Leon na Orange Warsaw Festival 2014
Amerykański zespół Kings Of Leon był gwiazdą pierwszego dnia festiwalu odbywającego się na Stadionie Narodowym w Warszawie
Pochód rockowych gigantów (rzecz jasna, określeniem tym nie obejmujemy French Films) zamknął występ gwiazdy wieczoru - Kings Of Leon. Dwa bardzo miłe spostrzeżenia dla rodziny Followillów: po pierwsze, mimo że był to ich kolejny występ w Polsce, wciąż bez najmniejszego problemu ściągają po kilkadziesiąt tysięcy sympatyków, potwierdzając swój stadionowy status. Podczas "Use Somebody" i "Kings Of Leon" ryk aprobaty i ryk chóralnie śpiewanych refrenów słychać było jeszcze daleko, daleko poza stadionem (to informacja z pierwszej ręki). Po drugie, przy okropnej akustyce Narodowego, występ Kings Of Leon był jednym z najlepiej nagłośnionych na tym obiekcie (poza jedną małą wpadką z basem).
Gdy Kings of Leon wchodzili na scenę, koncert na Warsaw Stage kończyła Lily Allen. Brytyjka, z włosami upiętymi w małe warkoczyki, z kolorową grzywką i w równie kolorowej kreacji, dała najciekawszy i najbardziej żywiołowy występ ze swoich dotychczas zaśpiewanych w Polsce. Wokalistka pozwoliła sobie na żart... scenograficzny. Warsaw Stage wypełniona została gargantuicznymi buteleczkami niemowlęcymi. To oczywiście żartobliwe nawiązanie do macierzyństwa piosenkarki, która urodziła niedawno dwoje dzieci. Lily Allen nie tylko żartowała i wesoło gaworzyła z publicznością, ale przede wszystkim z dużym zaangażowaniem oprowadziła słuchaczy po swoich trzech albumach, z najnowszym "Sheezus" włącznie. Bardzo chciała wynagrodzić widzom niedostatki aury, a lało w czasie jej koncertu niemiłosiernie.
"Ale jutro będziecie mieli słońce!" - pocieszała Lily "Zubilewicz" Allen, i tego się trzymajmy.
Michał Michalak, Warszawa
Snoop Dogg, Snoop Lion, Snoopzilla... Wachlarz ksywek, projektów, muzyczna różnorodność. Wszystko doskonale zaobserwować mogliśmy w trakcie piątkowego setu. Snoop zaserwował nam przelot przez całe 20 lat swojej kariery, dbając o to, by nie zostawić z niedosytem żadnej grupy fanów.
Snoop Dogg na Orange Warsaw Festival 2014
Słynny amerykański raper Snoop Dogg wystąpił pierwszego dnia imprezy, 13 czerwca, na Warsaw Stage
Rozpoczął reggae'owo, by przejść do projektu 213 nagranego z Warrenem G i Nate Doggiem. Starszych, którzy krzywić się mogli przy "Wet", błyskawicznie udobruchał "Gin & Juice", a mainstreamowy słuchacz otrzymał przekrój hitów z pierwszych miejsc list.
Co bardziej uważny fan wyłapał za DJ-ką legendarnego Daza Dillingera, a nie zabrakło i zaskoczeń w postaci choćby "All I Do Is Win" z repertuaru DJ-a Khaleda. Dogg oddał hołd Notoriousowi i 2Pacowi, poprosił o hałas dla swojej podopiecznej Izy Lach i, rzecz jasna, obiecał powrót. I mogę się założyć, że jeszcze go w Polsce zobaczymy.
To jeden z tych raperów, którzy idealnie odnajdują się w każdym klimacie, łączą zupełnie różne targety i w praktyce pokazują, co znaczy muzyczna długowieczność i umiejętność trzymania świeżego spojrzenia wbrew metryce.
Mateusz Natali, Warszawa