OFF Festival 2019: Dzisiaj jeszcze tańczę, dzisiaj jeszcze śpiewam...
Mika Aleksander
"Jakie dręczą cię strachy, co cię niepokoi?" - wypytywał zabranych przed sceną Jarvis Cocker, największa gwiazda 14. edycji OFF Festival (2-4 sierpnia). Odpowiedzi uzyskał połowiczne - związane z jego osobą, adekwatne do nastroju chwili. O fobiach i lękach współczesnego świata bardzo konkretnie opowiadali za to występujący w Katowicach artyści.
Czasem mierzą się z własnymi traumami i lękami, czasem opisują nastroje panujące wokół nich, nierzadko wchodzą w buty proroków - wiadomo: artyści biorą do rąk mikrofony i instrumenty muzyczne, by zmieniać świat! Oczywiście, ci spod znaku alternatywy także. W tym roku twórców o polityczno-społecznym zacięciu było na OFF-owych scenach więcej niż zwykle. Może nie zdominowali katowickiej imprezy ilościowo, jednak to ich koncerty robiły największe wrażenie i najmocniej angażowały publiczność.
Frustracja i gniew
"Nikt inny nie ma tekstów, które tak potrafią uchwycić lęki niższej klasy w Wielkiej Brytanii" - anonsowali występującego pod ksywą slowthai Tyrona Framptona organizatorzy OFF-a. Występ młodego rapera był największym wydarzeniem pierwszego dnia, a może nawet i całego festiwalu. Brytyjczyk nie przebierał w słowach, jego rapowane tyrady były wulgarne i dosadne, zaś energia, z jaką szalał po scenie - porywająca. Jego występ, to wręcz punkowy gig (Tyron otwarcie przyznaje się do inspirowania The Sex Pistols). Artysta nazywany "brexit bandit" z miejsca złapał kontakt z publicznością, która razem z nim wykrzykiwała gniewne frazy obrażające brytyjski establishment. Jak to się stało, że tak szybko odczytaliśmy przekaz przedstawiciela ulicy z Northampton? Mówi się, że rytm jest uniwersalnym językiem, wygląda na to, że potrzeba odreagowania frustracji również.
W zupełnie inny sposób, bo za pomocą łamiących serca soulowych melodii, przywołujących twórczość Jamesa Browna, Marvina Gaye'a czy pamiętanego z emocjonalnego spektaklu na OFF-ie w 2012 roku Charlesa Bradleya, na problemy społeczne w swoim kraju zwracali uwagę Amerykanie występujący pod szyldem Durand Jones & The Indications. W gorzkich tekstach wyliczali bolączki: nierówności społeczne, bieda, uzależnienia. Nie próbowali jednak agitować, a ich koncert nie był przygnębiający. Inaczej niż u slowthai'a, w przekazie Jonesa i jego ekipy kryje się sporo nadziei.
Dla Jarvisa Cockera, który na OFF-ie wystąpił w ramach projektu "JARV IS...", największą zmorą współczesnego świata jest technologia - jej zgubny wpływ niszczy relacje międzyludzkie, a ona sama nas ogłupia. Muzyk dzielił się tymi spostrzeżeniami z katowicką publicznością prezentując parateatralny spektakl, na który złożyły się: różnorodny repertuar - od ballad wykonywanych w towarzystwie chóru, po taneczne kompozycje (muzyk sięgnął m.in. po utwór swojej dawnej formacji Pulp, piosenkę "His 'n Hers"), wygłupy, opowiastki i rozmowy z fanami (podczas których wypytywał ich o lęki i niepokoje). Czy ten galimatias mógł się podobać? Owszem, mógł. I podobał. Jarvis ma osobowość sceniczną rasowego showmana - potrafi wzruszyć piosenką, umie oczarować anegdotą, wie jak przerazić i wie jak dodać otuchy.
Off Festival 2019. Dzień pierwszy
Konieczne są zmiany!
Choć drugiego dnia festiwalu w Katowicach zaprezentowały się takie tuzy jak Foals - dali żywiołowe show, w repertuarze którego znalazły się m.in. kompozycje z albumu "Everything Not Saved Will Be Lost: Part", na którym zespół poruszył problemy kryzysu klimatycznego, a także całkowicie nowa piosenka "Black Bull" - to największym echem odbił się koncert naszego Dezertera.
Krzysztof Grabowski i spółka zaprezentowali utwory z debiutanckiego albumu z 1987 roku "Underground Out of Poland". Wrażenie robiła znakomita forma członków zespołu - pokazali, że od strony muzycznej materiał ten nie zestarzał się ani trochę. Jeśli chodzi o lirykę (zacytujmy fragment: "Chcę prawdziwych zmian, a nie manipulacji / Potrzebne są zmiany! / Konieczne są zmiany! / Bo jeśli nic się nie zmieni / Może nadejść dzień rebelii") - ta również pozostała aktualna; zmieniają się systemy polityczne, a mechanizmy zniewalające społeczeństwa ciągle funkcjonują, a pewno i - z uwagi na rozwój technologii - są jeszcze bardziej wyrafinowane niż trzy dekady temu. Tę gorzką prawdę przypominał niemal każdy wykrzyczany ze sceny wers, co jeden z muzyków formacji podsumował stwierdzeniem: "W latach 80. Dezertera nie było w radiu, teraz też go nie ma w radiu".
Publiczność, która w lot złapała przekaz Tyrona Framptona, rozumiała też hasła Dezertera, żywo uczestniczyła w koncercie, a później głośno domagała się bisu. Zespół tę prośbę spełnił, wykonując na koniec utwór z wydanej w tym roku EP-ki o wymownym tytule "Nienawiść 100%".
Drugiego dnia OFF-a zaprezentował się w Katowicach także zespół Jakuzi. Mimo iż lider formacji, Kutay Soyocak, mieszka w Turcji i gra dreampopowe piosenki, mógłby stać na czele buntu pod rękę z Framptonem. Kutay (nie tylko jako artysta, ale i obywatel) musi mierzyć się z oczekiwaniami społeczeństwa, które wobec swoich ma konkretne, z góry ustalone wymagania, wynikające z religii i polityki, i nie jest - rzecz jasna! - z tej sytuacji zadowolony. Grupa Jakuzi rozkręciła w Katowicach taneczną imprezę na smutno. Grane przez zespół melodie choć bujają, mocno podszyte są niepokojem i nerwowością. Sceniczny image Turków - czarne, gładkie stroje, zasępione twarze - ponury nastrój potęguje.
Off Festival 2019. Dzień drugi
Dbajmy o siebie nawzajem!
Trzeciego dnia imprezy Artura Rojka głosów nawołujących do opamiętania się także nie brakowało.
O potrzebie zmian, przede wszystkim myślenia, mówił Alexis S. F. Mashall - imponujący energią i żarliwością frontman Daughters, jego formacja zaserwowała potężną dawkę brutalnej mieszanki noise rocka i metalu. Choć wokalista zaznaczył, że politykiem nie jest, napomniał, że powinniśmy zacząć o siebie nawzajem dbać.
Gdy Daughters atakowali mocarnym hałasem namiot Eksperymentalny, na scenie Leśnej królowała Neneh Cherry (wystąpiła z sześcioosobowym zespołem). Artystka w swojej twórczości surowo ocenia zmiany zachodzące w świecie. W Katowicach promowała album "Broken Politics" z 2018 roku, na którym zebrała zaangażowane społecznie piosenki. Wokalistka pozwoliła sobie też na mały apel (poprzedził wykonanie przeboju "7 Seconds"). "Wiem, że nie możemy świata uczynić miejscem idealnym, ale możemy sprawić, by był trochę lepszy" - przekonywała.
Zdanie szwedzkiej piosenkarki i DJ-ki podzielają Bartłomiej Maczaluk i Jakub Żwirełło, czyli Wczasy (duet w swoich prześmiewczych tekstach także przemyca sporo gorzkiej prawdy o nas, podobnie jak Cocker przestrzega też przed technologią). Panowie, jako przykład lepszego miejsca podali Dolinę Trzech Stawów podczas OFF-a. "Ten festiwal udowadnia, że można bawić się bez napier***, mając różne poglądy!" - usłyszeli ze sceny pląsający na koncercie Wczasów fani. I choć ze stwierdzeniem tym trudno polemizować - istotnie formuła festiwalu zakłada obecność wszystkich gatunków muzycznych i jest otwarta na różne subkultury; widok metalowców słuchających techno, czy ludzi w koszulkach gitarowych bandów "robiących hałas" na występach raperów, nikogo na OFF Festivalu nie bulwersuje. Z drugiej jednak strony wnioski płynące z przekazu wymienionych wyżej twórców oraz entuzjazm, z jakim reagują na niego słuchacze domagają się głębszej refleksji.
"Dzisiaj jeszcze tańczę, dzisiaj jeszcze śpiewam, ale jutro..." - choć refren piosenki Wczasów mówi dalej o tym, że trzeba będzie iść do pracy, w głowie po trzech dniach na OFF-ie wybrzmiewają złowieszczo słowa Dezertera "...może nadejść dzień rebelii!".