"Mam talent" się zaciął

Perfekcyjna do niedawna, tvn-owska machina była w sobotni wieczór wyjątkowo źle naoliwiona. Autorzy "Mam talent" zupełnie zapomnieli się postarać.

Marcin Prokop, Mateusz Dembek i Szymon Hołownia
Marcin Prokop, Mateusz Dembek i Szymon HołowniaAKPA

Wyniki są imponujące - jak informuje prasa, pierwszy półfinał "Mam talent", który odbył się 31 października, oglądało aż sześć milionów Polaków! Tymczasem jakość programu gwałtownie się obniża.

Kłopoty zaczęły się od dwóch Kaś, które zostały wyrzucone przez jurorów wskutek ich kaprysu, bo merytorycznie trudno uzasadnić brak Kasi Popowskiej i Kasi Sawczuk w półfinałach. Jeżeli było za dużo śpiewających uczestników, należało pożegnać choćby duet Grzybki czy fałszujących Sunday Singers.

Oliwy do ognia dolał reżyser, który jednego dnia stwierdził na konferencji prasowej, że możliwe jest złamanie regulaminu i przywrócenie Kaś, a drugiego tłumaczył, dlaczego tego nie zrobi. Teraz już definitywnie oznajmiono, że dziewczyny w półfinałach "Mam talent" nie mają czego szukać.

Tak wysoki poziom, że nie wszyscy się łapią? Nic z tych rzeczy! To, co widzieliśmy w sobotę, stało na zaskakująco niskim poziomie. Wygimnastykowane Jadzia i Dominika na awans z pewnością zasłużyły i widać było, że przygotowały się fantastycznie. Ale nie zmienia to faktu, że obraz całości był biedny.

Dlaczego nikt na próbach nie zmienił repertuaru Wiktorii Katajew? Dlaczego nie zauważono, że jej atut to tworzenie klimatu, a nie popisywanie się skalą? Już w minionym roku jedna z uczestniczek, Klaudia Walencik, zdradziła nam, że to producenci wybierają uczestnikom piosenki i image. Niezależnie od tego, jak było w tym przypadku, część winy na pewno jest też po ich stronie.

Dziewczyny z grupy Balans nie zasłużyły na takie stresy, jakie im zaserwowali dźwiękowcy. Kto nie byłby roztrzęsiony trzy razy podchodząc do występu na oczach milionów telewidzów? Zespół Balans to pierwszy uczestnik w historii polskiego "Mam talent", który zobaczył trzy "X" jeszcze przed zrobieniem czegokolwiek.

Duet Grzybki i cheerleaderki z Wrocławia dali występy z kategorii przeciętnych. Infinity Pain zostali przyjęci, żeby zrobić hardcore, po czym im tego hardcore'u odmówiono, bo przed telewizorami przecież dzieci. Kaczorex tańczy nieźle, ale czy porywa? Sami jurorzy opowiadają raczej o tym, że jest fajny, niż o tym, co robi na scenie.

Zresztą jurorzy to osobny, duży minus ostatnich odcinków, czego dowiodły zwłaszcza komentarze po występie Mateusza Dembka. Młody wokalista wyszedł na scenę dobrze wystylizowany, ładnie uczesany i zaśpiewał świetnie. Co usłyszał od jurorów? Od Kuby że jest "cwany", "plastikowy jak usta Ibisza", że był spocony, a teraz nie jest i że na pewno było nieczysto, ale tu już się Agnieszka musi wypowiedzieć. Chylińskiej kwestia czystości śpiewania za bardzo zajęła, bo stwierdziła, że "taka muzyka generalnie jej nie rusza". Foremniak widziała, że im się nie podoba, więc jej też nie powinno się podobać, a z drugiej strony nie chciała wyjść na idiotkę, bo przecież płakała ze wzruszenia na przesłuchaniu. Więc zrobiła coś pomiędzy: pochwaliła z arcysurową miną (mistrzyni kompromisów) i wyrzuciła z programu.

Majowy finał "Britain's Got Talent" oglądało się z wypiekami na twarzy. Występy były fantastyczne, a jurorzy świetnie się bawili, byli częścią tej przygody i nie prowokowali niezdrowych emocji. W Polsce, mimo udanej pierwszej edycji, show zaczyna coraz bardziej oddalać się od idealnego obrazu.

Na koniec jeszcze jeden kamyczek do tvn-owskiego ogródka. Żeby było bardziej ekskluzywnie - w formie zagadki (nietrudnej): Dlaczego Susan Boyle stała się światowym fenomenem, a żaden z polskich uczestników nie ma na to najmniejszych szans?

Michał Michalak

Czytaj także:

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas