Ewa Farna w "Idolu": Naprawdę to palnęłam?
- Karolina Artymowicz dała jeden ze swoich gorszych występów, ale to jest totalnie ludzkie, więc ja się tym nie przejmuję, bo jest dalej i to jest ważne - mówi Interii Ewa Farna o jednej z faworytek "Idola".
W środę (12 kwietnia) w "Idolu" rozpoczęły się odcinki na żywo. Ósemka finalistów wykonywała wybrane przez siebie piosenki.
"Wyciągnijcie kij z pupeczki i będzie dobrze" - zaapelowała do uczestników Ewa Farna.
- Powiedziałam to? Naprawdę to palnęłam - to jest straszne, te lajfy... Widać było, że jest stres, że to dla uczestników jest inne doświadczenie. To jest ten moment, kiedy jesteś przygotowany i powinieneś dać z siebie wszystko, a nie spinać się, bo to nigdy nie pomaga - mówi jurorka w rozmowie z Interią.
Sporym rozczarowaniem dla niej był występ uznawanej za jedną z faworytek Karoliny Artymowicz (zaśpiewała przebój "Nieznajomy" Dawida Podsiadły). - Jest ciekawa dla nas w tym programie. Ona też czuje tę presję i może to był ten powód, dlaczego się nie udało. Czasami trzeba spaść trochę niżej, by się móc odbić wyżej - oceniła Farna.
Dla Farnej pozytywnym zaskoczeniem był za to Adrian Szupke ("Born to Be Wild" Steppenwolf). - Zmiótł system. Jestem tak szczęśliwa, że on się obudził, otworzył! Pokazał takiego "zwierzaka" - cieszy się jurorka.
W "Idolu" teraz co tydzień będzie odpadać jeden uczestnik - do dogrywki staje dwójka z najmniejszą liczbą głosów telewidzów. Wówczas ostateczną decyzję podejmują już jurorzy. Zwycięzca programu zdobędzie 250 tys. zł i kontrakt płytowy.