Ze zmienioną instrukcją obsługi
Z Vieniem, raperem, producentem, dziennikarzem i wydawcą rozmawiamy o właśnie wydanej płycie "Etos", piątkowym koncercie w 1500 m2 ją promującym, macierzystej grupie Molesta, mocnym uderzeniu, wieku jezusowym, świetle zza chmur i ręce w ukropie.
Jestem ciekaw, jak się przedstawiasz. Jako muzyk hip-hopowy? A może po prostu muzyk?
- Uznajmy, że muzykiem jest ten pan, który skończył szkołę i zna nuty. My, czyli producenci albo raperzy, to co najwyżej muzykanci. I nie komponujemy tylko programujemy, co stanowi różnicę subtelną, ale ważną. Jestem tym kimś, kto zanuci muzykowi melodię, żeby ten mu ją w studio nagrał, a potem wykorzysta to w podkładzie.
Pytam, bo rzadko się zdarza, że człowiek ze środowiska hip-hopowego jest tak bardzo doceniany poza nim. Nagrywałeś chociażby z Cool Kids Of Death, Noviką, Smolikiem, Vavamuffin, Tomkiem Lipińskim. Nie lubisz się ograniczać, co?
- Już w tworzonym wraz z Pelsonem projekcie "Autentyk" przyjęliśmy założenie, że chcemy pokazać to jak dużą rozpiętością gatunkową charakteryzuje się hip-hop. Eksploatował jazz, reggae, rock, hardcore, muzykę poważną a nawet country czy ethno. Jesteśmy kulturą dziwnie wyróżnioną, na naszym pokładzie nie brak żadnej z barw. Ja lubię chodzić na różne koncerty i poznawać ludzi z odmiennych środowisk, wymieniać się opiniami. Okazuje się że w bardzo wielu przypadkach są maksymalnie otwarci i w swojej twórczości przewidują miejsce dla kogoś takiego jak ja. Ostatnio nagrywałem z hardcore'owym Way Side Crew, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Po tym wydarzeniu dotarły do mnie echa, że czegoś takiego w ogóle u nas nie ma, a przecież w Stanach to mega hit. Być może uda mi się więc zremiksować w tym stylu cały album "Etos" , tak by pokazać fanom mocniejszego uderzenia, że nie odwracamy się od nich.
Masz przecież za sobą korzenie załoganckie, przeszłość w hardcorowym bandzie. Ale nie mówi się o tym zbyt często.
- Bo nie wydaliśmy żadnej demówki ograniczając się do luźnych prób w szkole i garażu. Próbowanie się z materią tego typu przez jakiś czas nas kręciło. Ale wówczas przyszedł hip-hop i okazało się, że dużo łatwiej jest okiełznać mi cały zespół, kiedy ja jestem jednoosobową orkiestrą, a Włodek drugą. Tak stworzyliśmy Molestę. Nie trzeba było kupować instrumentów, wydawać kasy na kanciapę, piec, kable, struny, kostki. Do dziś bardzo podziwiam kapele które wytrzymują ze sobą pięć lat bez płyty. Takie grające z pasji, bez wydawniczych priorytetów. Szacunek, za to, że wytrwali. Ja postawiłem na hip-hop, użycie samplera, kreowanie i kontrolowanie energii na swój własny sposób. Zależy mi na tym, żeby moje podkłady ociekały tłuszczem i nie miały kantów.
Poruszyłeś temat kontrolowania. Wydajesz się jedną z tych osób, co to mają sto pomysłów na minutę, a wtedy zawsze jest problem z realizacją. Może stąd tak późny solowy debiut? Z braku dyscyplinujących kolegów z zespołu?
- Nie! Od zawsze potępiam gadanie, z którego nie wynika działanie. Staram się nawet nie otaczać tego typu ludźmi. Jak mówię, to robię albo już zrobiłem. Wtedy jest się czym chwalić, bo projekt jest zapięty od a do zet. Jako, że nie jestem płatnikiem ZUS-u, moje życie polega właśnie na zapinaniu projektów. Jest nim każdy z albumów. Byliśmy z Molestą znani tego, że jak umawialiśmy się na 15 grudnia, to wtedy krążek wychodził. Już w czerwcu wiedziałem, że mój "Etos" wyjdzie 20 września. Spóźnił się raptem o jeden dzień i nikt mnie nie musiał za mordę trzymać. W jednym się pomyliłem. W założeniu, że skończę wszystko w sierpniu i wyjadę na wakacje. Ale promocja wymagała 30 razy więcej czasu, niż założyłem. Warto było, bo z finalnego efektu zadowolony jestem nie tylko ja, ale i pan od masteringu czyli Jacek Gawłowski. Powiedział, że dawno nie słuchał tak fajnej, pozbawionej narzekania, płynącej płyty.
Na przestrzeni lat mocno się zmieniłeś. Kiedyś rymowałeś o awanturach w Hybrydach, twój singiel "Nove Bloki" to dla odmiany dojrzały głos na temat młodego pokolenia, atrakcyjny dla odbiorców starszych i spoza hip-hopowych klimatów. Jak przebiegała ewolucja Vienia?
- Nie przebiegała. Nadal biegnie. Mam teraz 33 lata. Ten wiek nie bez kozery nosi miano chrystusowego, bo coś w organizmie się zmienia. Nie wiem, co to jest. A wpłynęło na mnie mnóstwo czynników. Choćby to, że od trzech lat nie jem mięsa. Śmiem twierdzić, że mózg działa do 10 procent sprawniej, jeśli wyeliminujesz syf w nim zawarty. Nie wiem, czy aby nie oszalałem, ale moim zdaniem więcej się wtedy wie i rozumie. Poza tym człowiek z wiekiem zaczyna wyraźnie widzieć kształty ważnych rzeczy. Kiedyś były one zamazane. Żyłem wrażeniem, że nowe buty wypełniają mnie światłem i czynią najfajniejszym na świecie. Najmodniejszy, największy hip-hopowiec. Zarobić kasę a potem ją wydać - to był szczyt marzeń. Teraz jestem bardziej odpowiedzialny z natury.
- Nie bez znaczenia jest tu własna chata, swoja kobita, świadomość tego czym są rachunki i co znaczy być na plusie i na minusie. Z drugiej strony wiem, że moim celem jest rozwój duchowy, nie materialny. Mieć dobry samochód - to żaden cel. Przecież zaraz się zepsuje, narobi na niego gołąb i tak dalej.
- Zmiany następują, choć nie jest też tak, że nie pojawiam się już w jakichś miejscach. Stary Wienio jest w tej skórze i mięśniach, ale zmieniła się instrukcja obsługi.
Ale nie można już pójść na warszawską Chmielną i w ciemno założyć, że spotka się tam Vienia?
- Można. Nadal tam jesteśmy i wciąż uważam, że to najlepsze biuro na świecie. Nie płaci się za czynsz, a czasem nasza kochana koleżanka Angie postawi kawkę albo lemoniadę.
Czy w związku z tym jak szeroko definiujesz muzykę i kim się stałeś, hip-hopowe podwórko ze swoimi aferami, żenującymi przepychankami nie zaczęło Cię zniechęcać?
- Nie. Wierzę w ludzi. W to, że słuchacz jest tak dojrzały, że na pewne rzeczy nie daje się nabrać. Że nie staje za czymś co wydaje mu się nie w porządku, lewe. Jeżeli ktoś zachowuje się w sposób irytujący, to odbije się na tym, że ludzie nie przyjdą mu na koncert albo nie kupią jego płyt. Trudno mi przejść obojętnie wobec malkontenctwa, czarno-białej wizji świata, goryczy zastępującej nadzieję, niemniej zbytnio nie ubolewam nad tym stanem rzeczy, bo przynajmniej jest miejsce dla kogoś takiego jak ja. I mogę mieć nadzieję, że moja płyta będzie światłem wyzierającym zza czarnych chmur.
A nie jest tak, że odbiorca oczekuje narzekania i dlatego raper mu je zapewnia? Ściąga artystę w dół?
- Przywołam przypadek występu Grzegorza Ciechowskiego w Opolu. Jego zespół uznawano za niezależny i artystyczny, więc kiedy pojawił się na festiwalu, właśni fani zdecydowali się wbić mu nóż w plecy. Nie spodobało im się, że nie jest tym, kim oni sobie wymyślili, że będzie. W jednym dniu stracili połowę swoich fanów, ale za to w następnym zdobyli trzy razy więcej nowych. Ale nawet kiedy odwrócić tę proporcję - w jakim towarzystwie byś się lepiej czuł?. Pięciu osób życzących Ci źle, czy dwóch dobrze? Imprezy takie jak "Rap History Warsaw" Kosiego w klubokawiarni U Artystów pokazują, że fanów hip-hopu jest mnóstwo. Żeby być w tej kulturze trzeba bywać na jamach z grafficiarzami, na zawodach z tancerzami, na warsztatach. Lubię się tam pojawiać, bo wiem, że nie napotkam na nienawiść.
Działając też jako dziennikarz i wydawca, spotykasz mnóstwo pozytywnych ludzi z nieco innej bajki.
- To wspiera naturalną drogę rozwoju. Jak rymuję na "Etosie" - "Nie masz obiekcji do cudzych poglądów / nie ograniczasz myśli horyzontu". Jeśli słuchasz co ludzie mają do powiedzenia i nie włazisz w to swoimi butami, to wieczorem możesz wszystko co usłyszysz sobie ułożyć i zweryfikować ze swoim światopoglądem. To działa jak naturalny żeń-szeń myślowy.
Gości na "Etosie" również masz nietuzinkowych. Wielu słuchaczy nie mogłoby sobie wyobrazić Łony czy L.U.C na Twojej płycie. A to i tak tylko część gości.
- Solowo działasz inaczej niż w zespole. Omija cię spotkanie z ustaleniami, kiedy to okazuje się , że tego nie można zaprosić, bo komuś nie pasuje, gdyż nagrywał z tamtym. Działasz metodą włożenia palca do szklanki wody i zobaczyć, czy nie oparzy. Potem czeka zaś jeszcze refleksja, czy tę wodę wypić. Ja założyłem, że wciskam łapę po łokieć do ukropu pozbawiając się szansy wyjęcia jej [śmiech].
- Puszczałem całą płytę gościom pytając, gdzie kto by się odnalazł. L.U.C pasuje mi mentalnie, widziałem z nim wywiady, wydaje mi się fajnym, otwartym kolesiem. Przyszedł na kilka naszych koncertów, ale tego nie faktu nie odnotował nikt oprócz mnie i gadaliśmy we dwójkę. Cenię sobie jego umiejętność wkładania abstrakcji do tekstu. Kawałek z nim uważam za jeden z lepszych na płycie. A Łona? Trudno przejść obok jego nasyconych intelektualnymi wartościami tekstów. Wraz z Webberem są dla mnie polskim Gangstarrem.
Zaplanowana została trasa koncertowa obejmująca wiele polskich miast. Na początek jednak Warszawa. Kogo zaprosiłeś na koncert promocyjny w 1500m2?
- Wystąpi Włodi, Pelson, Grubson, Kosi, Hades, Diox, Sobota i Medium. Warto zwrócić uwagę na tego ostatniego - młody, niesamowicie zdolny chłopak z Kielc, którego wypatrzyłem na jednym z występów. Tańczy, maluje, do tego rapuje, produkuje. Na tyle dobrze, że O.S.T.R. chce wydać i zmiksować mu płytę.
Czy po tym jak zaznałeś wolności związaniem z działaniem solo nie będziesz miał problemów z odnalezieniem się z powrotem w zespole?
- Po trzynastu latach pracy razem? Zawsze podkreślam i będę podkreślać, że Molesta to macierz. Tej marki nie można zatrzeć. Wrócimy do tematu jak tylko Włodek i Pelson uwiną się z projektem Parias.
Co byś chciał najbardziej przeczytać w recenzji "Etosu"?
- Chciałbym przeczytać sporo o tematach, bo uważam, że ich dobór jest nietuzinkowy. Waliłem prosto z mostu, acz próbowałem też podejścia dziennikarskiego, publicystycznego. Jestem też bardzo ciekaw opinii na temat podkładów - wszystkie zrobiłem ja. Mam taki plan, żeby po solowej płycie wyprodukować ich jeszcze trochę i puścić na nie młodego, zdolnego rapera, być mu DJ'em Premierem, czuwać nad jego image, klipami, a nie, że bida z nędzą pod klatką schodową. Nie krytykuję rzecz jasna tego etosu, próbuję tylko powiedzieć, że hip-hopowcom trudno sobie wyobrazić trzy pierwsze teledyski w innej konwencji. Tymczasem trzeba gmerać w nowych technologiach.