"Zaskoczyło od razu"
- Wnosi swój styl, wolę i energię - tak gitarzysta grupy Queen Brian May zachwala wokalistę Adama Lamberta, z którym legendarna brytyjska formacja wystąpi po raz pierwszy w Polsce.
7 lipca na Stadionie Miejskim we Wrocławiu odbędzie się festiwal Rock in Wroclaw, którego główną gwiazdą będzie zespół Queen z Adamem Lambertem, finalistą amerykańskiego "Idola". Przed festiwalem Michał Boroń zadzwonił do Briana Maya, by porozmawiać o najbliższych planach zespołu, występie w Polsce i współpracy z Lady Gagą.
Najpierw najważniejsze pytanie dla wielu fanów Queen: czy planujecie album studyjny razem z Adamem? A jeśli nie, to może będzie coś z tych koncertów z Adamem, tak jak to było z Paulem Rodgersem?
- (Śmiech) Skaczesz w przyszłość. Nie wiem, czy potrafię teraz wykonać taki skok. Naprawdę jeszcze nie dyskutowaliśmy na ten temat. Skupiliśmy się na najbliższej przyszłości, by razem zagrać muzykę podczas tych zaplanowanych koncertów. Ale w tej chwili nie mamy żadnych planów, by zrobić cokolwiek innego. Przypuszczam, że przyszłość w dużym stopniu zależy od tego, jak nam pójdzie podczas tych koncertów w lecie.
Chodzą plotki, że planujecie album z niepublikowanymi materiałami zarejestrowanymi z Freddiem, a także jego duety z Michaelem Jacksonem. Możesz coś powiedzieć na ten temat?
- Owszem, mamy kilka piosenek, które Freddie zaczął z Michaelem Jacksonem, nad którymi pracowaliśmy. Trochę teraz poszły w odstawkę, bo w tej chwili jesteśmy zaangażowani w inne rzeczy, ale one są. Plan jest taki, że kiedy efekt końcowy pracy nad tymi ścieżkami będzie nas satysfakcjonował, to wtedy je opublikujemy. Być może dojdzie do skutku jakieś retrospektywne wydawnictwo. Faktem jest, że poświęcamy dość sporo naszego czasu na pracę ze starymi nagraniami, a ja sam chciałbym, żeby ten czas był przeznaczony głównie na nowe rzeczy. Realizacja takich projektów musi trochę potrwać. Dodatkowo cały czas powoli posuwamy się do przodu z innymi przedsięwzięciami, jak film z koncertu Queen w Budapeszcie, na potrzeby którego cały czas odświeżamy i remiksujemy zarejestrowany materiał. To fajny projekt, niemniej takie sprawy wymagają czasu. Podobnie jest z piosenkami Freddiego.
Czy teraz, po zakończeniu współpracy z Paulem (2009 r.), Adam był waszym pierwszym wyborem, czy myśleliście może o kimś innym? Mówiłeś, że mogłaby to być Lady Gaga - czy to była wypowiedź na potrzeby mediów, czy może były jakieś poważne rozmowy?
- Rozmawiałem z nią głównie o tym, co razem zrobiliśmy, bo zagrałem na jej płycie [utwór "You And I" z albumu "Born This Way" - przyp. red.] i wystąpiłem z nią na scenie podczas gali MTV VMA [w Los Angeles w 2011 roku]. Nigdy nie rozmawialiśmy o możliwości, by została wokalistką w Queen. To zabawne, ale tak naprawdę nie koncentrowaliśmy się na tym, żeby kogoś znaleźć. Może to zabrzmi dziwnie, ale po prostu robimy swoje, a pewne możliwości pojawiają się niejako samoistnie.
- Adam Lambert w naszym życiu tak naprawdę pojawił się prawie przez przypadek i wydaje mi się, że w życiu często tak bywa. My nie szukaliśmy wokalisty. Tak się zdarzyło, że się spotkaliśmy podczas "American Idol", którego Adam był finalistą. Wówczas przyglądnęliśmy się sobie i pomyśleliśmy, że to mogłoby być interesujące. Ale potem z tym nic nie zrobiliśmy przez długi czas. Tak się złożyło, że Adam był dostępny, gdy występowaliśmy na gali MTV EMA w Belfaście. Wtedy stwierdziliśmy, że zobaczymy, co z tego wyjdzie. Zagraliśmy "Show Must Go On", "We Will Rock You" i "We Are The Champions". Wyszło to całkiem nieźle i myślę, że wtedy w naszych głowach pojawiła się myśl, żeby spróbować zrobić coś więcej.
- Wydaje mi się, że to też zależy od tego, czy dogadujesz się z kimś na płaszczyźnie prywatnej, a w naszym przypadku tak było właściwie od samego początku. Adam jest człowiekiem, który nie stwarza barier; jest bardzo pewny siebie, ale nie arogancki. Ma swoje własne zdanie i sposób pracy; na pewno nie zachowuje się jak jakaś marionetka. Wnosi do współpracy swój styl, wolę, energię. Na chwilę obecną jest to bardzo zdrowa relacja, z ogromnym potencjałem. Nie mamy pojęcia, dokąd nas to zaprowadzi. Zobaczymy, co będzie. To bardzo ekscytujące. Mamy tylko z grubsza przygotowaną listę utworów, które być może przećwiczymy. Tak więc mamy pełną dowolność; możliwości stoją przed nami otworem.
Chodzą pogłoski, że te pięć na razie ogłoszonych koncertów (Moskwa, Wrocław i trzy razy Londyn) nie będą ostatnimi. Czy kolejne daty uzależniacie od tego, jak wypadnie Adam?
- No cóż, tak jak mówiłem, w tej chwili nie mamy żadnych dalszych planów. Adam wydał właśnie album, który dotarł do 1. miejsca w USA, co jest spektakularnym sukcesem. Nie ma mowy o tym, by całkowicie poświęcił się Queen; ma swoje własne życie i musi realizować swoje własne plany, bez względu na wszystko. To samo zresztą dotyczy nas wszystkich - jesteśmy zaangażowani w różne inne projekty. Ani ja, ani Roger nie możemy całkowicie dać się pochłonąć działalności pod szyldem Queen. Nie oznacza to jednak, że nie będziemy rozważać nowych możliwości współpracy.
Adam Lambert i Queen w "Show Must Go On", "We Will Rock You" i "We Are The Champions" (gala MTV EMA):
Dla wielu waszych fanów Adam jest kojarzony ze sceną popową, wręcz taneczną. Ciężko mu się przestawić na wasze rockowe brzmienie?
- Adam jest jednym z tych ludzi, którzy mają w sobie różne odcienie. On jest naturalnym rockowym wokalistą, ale także wokalistą musicalowo-teatralnym. Reprezentuje nowe pokolenie, które potrafi przekraczać takie podziały. Jest bardzo żywiołowym artystą, obdarzonym nadzwyczajnymi zdolnościami. Może więc robić wszystko, co tylko chce. Wiem, że dorastał słuchając naszej muzyki, więc tak naprawdę śpiewając nasze piosenki nie musi za bardzo odchodzić od tego, co jest dla niego normalne.
Co twoim zdaniem wspólnego mają Freddie, Paul i Adam?
- Cóż, to na pewno wspaniali wokaliści, wspaniali twórcy, wspaniali interpretatorzy piosenek... Jesteśmy wielkimi szczęściarzami, że mogliśmy z nimi pracować. Czasami wydaje mi się, że powinienem się uszczypnąć. Fakt, że mogę powiedzieć o sobie, że było mi dane współpracować z tak utalentowanymi artystami, jest dla mnie czymś niesamowitym. Tak, czasami mam ochotę sprawdzić, czy aby nie śniło mi się to wszystko.
Czego możemy spodziewać się we Wrocławiu? Czy zagracie tylko utwory Queen z klasycznego składu, czy może będą też jakieś wasze solowe utwory?
- To jest pytanie, na które obawiam się, że nie potrafię odpowiedzieć (śmiech). Nie zaczęliśmy jeszcze prób, więc tak naprawdę to nie mam pojęcia [rozmowa odbyła się na początku czerwca - przyp. red.]. Będziemy sprawdzać, w jakim repertuarze czujemy się dobrze. Nie musimy narzucać sobie planu pracy, i to jest fajne. Jest to też chyba kwestia wewnętrznego przekonania, że to, co nam instynktownie wyda się właściwe, zostanie odebrane w ten sam sposób przez publiczność.
Myślisz, że Adam nie będzie miał żadnych problemów z piosenkami z waszego repertuaru, mówię o utworach spoza zestawu największych przebojów?
- Uważam, że to nie będzie dla niego żaden problem. Ma niezwykłą skalę, niesamowity głos. Naprawdę będzie w stanie zbliżyć się do tych mniej typowych rejonów Queen, a nie tylko do największych przebojów.
We Wrocławiu przed Queen zagrają jeszcze Mona z USA oraz polskie zespoły Ira i Power Of Trinity. Czy coś wiesz na ich temat?
- Nie, jeszcze nie, ale zamierzam to nadrobić. Postaram się sprawdzić na YouTubie. Szukanie w dzisiejszych czasach jest bardzo ciekawe.
To będzie wasz pierwszy koncert w Polsce. Masz może jakieś oczekiwania?
- Zgadza się, Queen nigdy nie wystąpił w Polsce, ale ja - tak. Muszę przyznać, że koncert w Warszawie [w 1998 roku - przyp. red.] był wspaniałym doświadczeniem. Bardzo ciepło wspominam tamto wydarzenie. Jestem bardzo podekscytowany zbliżającym się koncertem. To będzie coś niesamowitego.
- Na co dzień w Londynie spotykam wielu polskich fanów Queen. Są zawsze bardzo serdeczni, mili i pełni uznania dla naszych dokonań. Polaków charakteryzuje wrodzona serdeczność. Dlatego cieszę się, że po tylu latach Queen wreszcie zagra w Polsce. To coś niewiarygodnego.
- Polskim fanom chciałbym powiedzieć, że jestem bardzo podekscytowany - i cieszę się, że po tylu latach wciąż się tak czuję.