Sprowokować miłosną tragedię
Zosia Nowakowska po raz kolejny została zaangażowana do projektów Piotra Rubika. Chodzi o album "RubikOne" (premiera 22 maja), na którym śpiewa jedną z piosenek oraz "cantobiografię" Jana Pawła II - "Santo Subito".
Urodzona w 1988 roku wokalistka karierę zaczynała w Teatrze Buffo, u Janusza Józefowicza. Wcielała się m.in. w rolę Julii w musicalu "Romeo i Julia". Do dziś występuje w "Metrze".
Z Piotrem Rubikiem zaczęła współpracować w 2007 roku. Skonfliktowany z poprzednią grupą solistów (a właściwie z agencją, która ich zatrudniała) kompozytor zaproponował Nowakowskiej śpiewanie w jego zespole. Od tamtej pory jest najważniejszym ogniwem trupy Rubika.
Z wokalistką rozmawiał w Warszawie Michał Michalak.
W ciągu ostatnich miesiący sporo się "napodróżowałaś?
Zosia Nowakowska: To prawda. Stany, Kanada... Zwiedziliśmy mnóstwo miejsc, w tym Chicago i Nowy Jork. Przez tydzień zrobiliśmy sobie wakacje na Florydzie. Bardzo fajne doświadczenie.
Jak wygląda życie w trakcie takiej intensywnej trasy koncertowej?
Zosia Nowakowska: Jeździmy busem, co czasami przyczynia się do powstawania pewnych napięć w zespole (śmiech). Trzeba się dogadywać, kiedy kto chce się zatrzymać i ile to ma trwać. Ale teraz już jesteśmy na etapie, że mniej więcej wiemy, kto, kiedy i czego będzie chciał, więc konfliktów jest mniej. Sypiamy w hotelach - na przykład w Chicago mieszkaliśmy w centrum miasta, dzięki czemu można było gdzieś wyjść między koncertami.
Imprezujecie po koncertach?
Zosia Nowakowska: Pewnie, choć często po koncercie myślimy tylko o tym, żeby położyć się spać.
Na nowej płycie Piotra Rubika ("RubikOne") wykonujesz utwór "Z Tobą...". Co możesz o nim powiedzieć?
Zosia Nowakowska: Piotr dał mi wybór. Mogłam się zdecydować na jeden z kilku kawałków, które mi przedstawił. Zdecydowałam się na nietypowy utwór, nietypowy w porównaniu do tego, co wcześniej u Piotra śpiewałam. Jeśli chodzi o tekst, będzie to piosenka o miłości (śmiech). Nic nowego (śmiech).
Gdybyś tak miała porównać dwóch swoich szefów - byłego i obecnego: Janusza Józefowicza i Piotra Rubika. Który był bardziej despotyczny?
Zosia Nowakowska: To są dwie, zupełnie różne osobowości. Józefowicza poznałam, kiedy miałam 16 lat. Pracowaliśmy na zasadzie: mistrz i jego uczennica. A z Piotrem współpraca jest bardziej partnerska.
A bywają jakieś tarcia między wami, czy wszystko przebiega sielankowo?
Zosia Nowakowska: Sielankowo! Kiedy ktoś ma odmienne zdanie, to zazwyczaj po prostu dyskutujemy na ten temat. Wielkich kłótni nie było. Piotrek to ugodowy i spokojny człowiek.
Jak to było z tym słynnym nocnym telefonem?
Zosia Nowakowska: Byłam kiedyś na przesłuchaniu u Piotrka, ponieważ miałam zastępować jedną z dziewczyn, która była wtedy w ciąży (Dorota Jarema - przyp. red.). Jednak po przesłuchaniu Piotrek przez długi czas się nie odzywał. Myślałam, że po prostu ze mnie zrezygnował. Jednak pewnego dnia, gdzieś tak koło 11 wieczorem zadzwonił do mnie i powiedział, że jutro jest koncert i że nie będzie solistów. Zapytał, czy zgadzam się wystąpić i zapewnił, że prześle wszystkie nuty. A ja w ogóle nie znałam tych numerów! Zgodziłam się.
Około pierwszej w nocy dostałam nuty i w drodze na koncert uczyłam się ich w samochodzie. Na próbie z orkiestrą nie zdążyliśmy nawet przećwiczyć wszystkich utworów, kontynuowaliśmy więc próbę z Piotrkiem w garderobie przy pianinie. Podczas koncertu śpiewałam prawie wszystkie utwory solistek, a nawet niektóre fragmenty męskich partii. To był bardzo stresujący koncert.
A potem pewnie wielka ulga.
Zosia Nowakowska: Zdecydowanie. Publiczność była wtedy wspaniała, wręcz skandowała, gdy skończyliśmy koncert . Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam. A potem faktycznie - wielka ulga.
Utrzymujecie kontakty z poprzednimi solistami?
Zosia Nowakowska: Znamy się z Olą Szomańską, Januszem Radkiem i trochę z Przemkiem Brannym. Lubimy się, a w każdym razie ja ich lubię (śmiech).
Jak się zmieniło to, co czujesz przed wyjściem na scenę w stosunku do tego, co czułaś kiedyś, na początku?
Zosia Nowakowska: Teraz jest większy spokój. Chyba że śpiewam coś nowego albo w jakimś szczególnym miejscu. Generalnie staram się na scenie dobrze czuć i dobrze bawić. Zawsze mam lekką tremę, ale nie da się jej porównać ze stresem związanym z pierwszymi występami na scenie.
Były takie występy, kiedy czułaś, że coś zawaliłaś?
Zosia Nowakowska: Tak. Oczywiście gdy pytam innych to mówią: "Nie, nie, było wspaniale" (śmiech). Jeśli jednak, według mnie, coś poszło nie tak, jestem na siebie zła. Zdarza się, że psuje mi to humor do końca wieczoru.
Pamiętam jeden koncert. Wracaliśmy wtedy ze Stanów i byliśmy strasznie niewyspani. Spędziliśmy dziewięć godzin w samolocie, a potem drugie tyle w busie. Tego wieczoru mieliśmy po raz pierwszy wykonać "Golgotę Świętokrzyską". To było chyba w Bydgoszczy. Przyjechaliśmy tam nieprzytomni. Byliśmy potwornie zestresowani. Jakoś poszło, ale chyba nikt z nas nie był z siebie zadowolony.
Jak odbierasz zamieszanie, które istnieje wokół Piotra od samego początku?
Zosia Nowakowska: Jeżeli myślisz o kontrowersjach, jakie budzi jego twórczość, to uważam, że zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie krytykował. Przyznaję, że wcześniej nie słuchałam muzyki Piotra, ale teraz bardzo lubię piosenki na przykład z płyty "Tu Es Petrus".
Myślę, że muzykę Piotra zupełnie inaczej odbiera się podczas koncertu na żywo. Wtedy pojawia się specyficzna energia, a muzyka i teksty docierają do słuchacza jakby głębiej. Zdarza się, że ludzie płaczą ze wzruszenia. Oczywiście nie wszystkim musi się ta muzyka podobać, ale uważam, że nie należy dyskwalifikować jej, nie będąc wcześniej na koncercie.
Zachwycała się wami Irena Santor w Sali Kongresowej.
Zosia Nowakowska: Nie rozmawiałam z nią, ale pamiętam, że siedziała mniej więcej naprzeciwko mnie. Widziałam, że jej się podobało.
Ale Tobie najbliżej chyba do estetyki rockowej?
Zosia Nowakowska: To chyba najbliższy mi gatunek, choć nie lubię takiego szufladkowania muzyki. Słucham bardzo różnych wykonawców. Czasami lubię również elektroniczne brzmienia. Ze starych rockowych zespołów uwielbiam The Doors, czasami Guns N'Roses. Jeszcze przed wyjazdem do Warszawy występowałam w zespole z kolegami - graliśmy rockowe covery. Liczę, że jeszcze kiedyś wrócę do tych klimatów.
Na pewno należy zadać pytanie - co po Piotrze Rubiku?
Zosia Nowakowska: Mam nadzieję, że coś solowego.
Bo - nie oszukujmy się - prędzej czy później taka propozycja padnie.
Zosia Nowakowska: Już padały! Tylko nie zawsze były korzystne dla mnie. Trudno u nas zrobić coś, z czym można się utożsamiać i jednocześnie żeby jeszcze ktoś chciał to wydać. Trzeba zgadzać się na różne kompromisy, a one nie zawsze są możliwe do osiągnięcia.
Chciałaś kiedyś wystąpić w programie typu "Idol"?
Zosia Nowakowska: Nie chciałam. Nie ciągnęło mnie do tego. Jedyny casting, na jakim byłam to ten do "Romea i Julii". Rodzice zaciągnęli mnie tam niemal siłą. Poszłam tam z gorączką i właściwie wcale nie chciałam się dostać.
Kiedy, po tym jak zaśpiewałam, poprosili mnie o numer telefonu, czułam, że do mnie zadzwonią. Zadzwonili, a ja pojechałam, mimo że nie była to dla mnie łatwa decyzja. W trakcie warsztatów Józefowicz do mnie podszedł i zapytał: "Dziewczynko, ty tu chcesz być czy nie? Bo mam wrażenie, że nie bardzo ci zależy". Faktycznie tak było, ale im dłużej te warsztaty trwały tym bardziej chciałam tam być.
Wracając do solowej płyty - napisałabyś na nią teksty?
Zosia Nowakowska: Czasami zdarza mi się coś napisać, ale nie pokazuję tego nikomu. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, przed kim nie będę się wstydziła (śmiech). Może kiedyś ujrzy to światło dzienne i okaże się, że nie jest to takie tragiczne. U mnie jest taki problem, że mam natchnienie, kiedy jestem zdołowana i dzieje się coś złego w moim życiu. To się tak często nie zdarza. Musiałabym jakąś miłosną tragedię sprowokować (śmiech).
Na ile czujesz się teraz niezależna? Śpiewasz, zarabiasz, studiujesz, mieszkasz z dala od domu rodzinnego...
Zosia Nowakowska: To, że z dala od domu, nie jest takie fajne. Uwielbiam się tam wymykać. Ostatnio zdarza mi się to robić nawet dość często. Oczywiście, trudno by mi było z powrotem tam zamieszkać i znów słuchać mamy i taty (śmiech). Wyjechałam, kiedy miałam 16 lat i przyzwyczaiłam się już do życia na własny rachunek.
Kiedy byłam w Buffo, musiałam się codziennie stawiać w teatrze. Miałam podpisany kontrakt i byłam całkowicie zależna od Józefowicza. Teraz jestem w tym sensie wolna. Mogę ze sobą zrobić co chcę. Ostatnio dużo czasu poświęcam szkole - studiuję psychologię.
Wyczytałem, że na początku kariery miałaś problemy z wyrażaniem emocji podczas śpiewania, że podchodziłaś do utworów nieco obojętnie.
Zosia Nowakowska: Teraz nie pamiętam, żeby któryś z nauczycieli postawił taki zarzut. Ale pewnie ma to związek z okresem przygotowań do "Romea i Juli", kiedy w ramach ćwiczeń musieliśmy bardzo uzewnętrzniać swoje emocje. Trzeba było płakać na zawołanie i inne takie historie. Próbowano różnymi sposobami doprowadzić nas do łez np. krzycząc czy zmyślając historię o śmierci najbliższych. Jako jedyna się nie rozpłakałam. Czułam, że nas wkręcają. Teraz mi się zdarza wzruszyć i popłakać, jak śpiewam, więc chyba już nie mam tego problemu (śmiech).
Czy czujesz się trochę pupilem Piotra Rubika? "Mając Zosię Nowakowską, mogę sobie pozwolić na wyżyłowanie tego głosu tak, żeby pojawiły się dreszcze" - mówił o twojej skali w rozmowie z naszym portalem.
Zosia Nowakowska: Pozwala sobie, to prawda (śmiech). Teraz go muszę hamować, bo niedługo będę śpiewała jak sopranistka koloraturowa. Piotrek kolejnymi utworami stawia mi coraz wyżej poprzeczkę. W "Santo Subito" musiałam go już powstrzymywać. To są strasznie trudne do zaśpiewania utwory, w których roi się od wysokich dźwięków. Ale czy czuję się pupilem... nie wiem. Na pewno fajnie nam się pracuje. Każdy w naszym zespole ma swoje atuty. Ania jest niezwykle kreatywna, Marta potrafi świetnie nisko śpiewać... Myślę, że Piotrek wszystkich nas docenia.