Spring Break 2015 - dzień trzeci. Królewskie zakończenie
W sobotę (25 kwietnia) w okolicach południa dreptałam już w stronę Zamku, by tym razem uczestniczyć w części konferencyjnej festiwalu Spring Break. Patrzę, a przy bramie wejściowej na dziedziniec stoi lub siedzi na krawężniku około piętnastoosoba grupka ludzi. "Nieee. Niemożliwie - pomyślałam sobie w duchu. - Niemożliwe, że oni już czekają na Years & Years!". I poszłam dalej.
Artur Rawicz i Marcin Bąkiewicz (ich zdjęcia możecie oglądać także na stronach Interii) opowiadali trochę ciekawostkowo i anegdotycznie o pracy fotografa. O tym, jakie są według nich rodzaje koncertów, jakie obostrzenia w fotografowaniu gwiazd są akceptowalne, a jakie już są zwykłą fanaberią i o tym, dlaczego często widz stojący blisko sceny jest w stanie zrobić całkiem przyzwoite zdjęcie, ba, nawet dużo lepsze niż fotograf.
O prawach i obowiązkach artysty, organizatora i widza informował nas w kolejnym panelu adwokat Hubert Masiota. Jakie przywileje i możliwości egzekwowania swoich praw ma widz w przypadku odwołania (np. Ursynalia 2013) czy przerwania koncertu (np. warszawski koncert Morrisseya)? Co to jest siła wyższa w branży organizatorów? Jak to jest z niepełnoletnią publicznością na koncertach? Czy dwunastoletni widz jest traktowany jak np. siedemnastoletni? Czy jak pójdę na koncert Behemotha, na którym Nergal porwie w strzępy Biblię, to mogę później zaskarżyć artystę, organizatora o obrażę uczuć religijnych? Uściślając - mogę, bo i czemu nie, tylko jakie mam realne szanse na wygranie takiej sprawy w sądzie?
Następnie zadaliśmy sobie pytanie: Czy młodzi ludzie są nadzieją dziennikarstwa muzycznego? A w dojściu do prawdy pomagali nam: Emi Barabasz (z agencji What's There, menedżerka Rebeki), Robert Sankowski z "Gazety Wyborczej" i Tomasz Dąbrowski z Sorry Boys. To z pozoru proste pytanie wyzwoliło poważną dyskusję na temat tego, jaki wpływ na odbiorców mają media internetowe i - nazwijmy je - tradycyjne. Jak to jest, że czasem jedna wrzutka na Twittera "robi" więcej niż solidnie przygotowana kampania promocyjna? Co jest ważniejsze: szybkość przekazywania informacji czy ich jakość? Czy jakość idzie w parze z klikalnością, słupkami i statystykami? Do jakichś apokaliptycznych wniosków nie doszliśmy, wręcz przeciwnie, zostało stwierdzone, że "wszystko będzie po prostu dobrze!".
Panel, który zebrał największą publiczność, dotyczył młodych artystów i tego, czy bądź do czego potrzebne jest dzisiaj artyście menedżment i wytwórnia. Co wybrać, o ile ma się wybór, duży czy mniejszy label. Temat niezwykle złożony i półtoragodzinna dyskusja to zdecydowanie za mało, by poruszyć wszystkie kwestie. Gośćmi w tej części byli Olga Tuszewska (Kayax, menedżerka Brodki), Robert Amirian (głównodowodzący Nextpopu), Paweł Hordejuk (menedżer m.in. happysad), Wojtek Oleksiak (perkusista zespołu Jazzpospolita) oraz Bartek Winczewski reprezentujący głos dużej wytwórni Warner Music Poland.
Wszystkie panele bardzo ciekawe, dostarczyły dużo emocji i praktycznej wiedzy. Przekrój tematów jak widać był dość spory, a same kwestie często mocno newralgiczne. Dobrze o tym rozmawiać.
Po zakończeniu tej części konferencyjnej znowu przechodziłam obok bramy dziedzińca, było krótko po wpół do piątej. Przed wejściem czekało już chyba z 50 osób. A ja nie wytrzymałam i zaczepiłam grupkę dziewczyn. Okazało się, że wszyscy tu czekają na Years & Years. Dziewczyny akurat tak miały pociąg, bo na koncert przyjechały z Wrocławia. A mnie ten stan podekscytowania się udzielił.
Dziedziniec CK Zamek jest bardzo klimatyczny; wysokie mury z ładnie zagospodarowaną zielenią stanowiły dobrą oprawę do spotkania z chłopakami z Years & Years. Przy tym zespole, takie miejsce koncertowe jest wręcz kameralne, bo pamiętajcie, że ten brytyjsko-australijski skład zapełnia wielkie areny i występuje na wypasionych festiwalach plenerowych.
No i zaczęło się! Samo wyjście muzyków na scenę zostało przywitane tak wielkim aplauzem, że Olly (wokalista) wydawał się być zakłopotanym, a ta skromna postawa chyba jeszcze bardziej podkręciła publikę, która śpiewała, skakała i bawiła się wspaniale. Już w czasie drugiego numeru na scenę poleciał prezent w postaci polskiej flagi, a tuż za nią ... paluszki Lajkonika, których chłopaki są fanami. Paczek było sporo, a Olly żartował sobie i dziwił się ile jeszcze tego mamy. Były oczywiście hity "Take Shelter" i "Desire", ale nie mogło też zabraknąć nowych numerów. Przypominam: premiera debiutanckiego i jakże wyczekiwanego albumu już 22 czerwca. Obstawiam, że co najmniej dwa numery z tych nowych będą hitami pokroju "Kinga". Olly wspominał też zeszłoroczny przyjazd do Polski (występ na Tauron Nowa Muzyka w Katowicach) i stwierdził, że to był ich najlepszy koncert w całym roku i że bardzo lubią odwiedzać nasz kraj. Podziękował raz jeszcze po polsku i zaprosił na lipiec na Open'era (zagrają 4 lipca), po czym rozbrzmiały pierwsze dźwięki hiciora "King", które rzecz jasna wywołały natychmiastową erupcję entuzjazmu wśród publiczności. Koncert świetny, zespół dał z siebie 100%, nie przypuszczałam, że Olly tak dobrze śpiewa na żywo. Ja im naprawdę mocno kibicuję, bo mają ogromny talent, mają możliwości i do tego rozwijają się w takim tempie, że aż się boję, co to będzie przy kolejnych albumach.
Sobota to ostatni dzień springbreakowych przygód. 3 intensywne dni minęły niezwykle szybko. Za rok na pewno zamelduję się na kolejnej edycji.
Ewa Szymańska, Poznań