Slash w Łodzi: Doda śpiewa w "Sweet Child O' Mine"!
To miał być zwykły, rockowy koncert jednego z najlepszych gitarzystów wszech czasów / kudłatego grajka w kapeluszu (niepotrzebne skreślić). A nie był.
Wszystko za sprawą pewnej osoby, która na scenie pojawiła się pod koniec koncertu - Slash zaprosił "specjalnego gościa z Polski", którym okazała się... Doda! Budząca różne emocje wokalistka zaśpiewała wielki przebój Guns N'Roses - "Sweet Child O' Mine", który od czasu do czasu wykonuje też na własnych koncertach.
Doda przy różnych okazjach przekonuje, że w jej sercu gra rock'n'roll. Jakieś półtora roku wcześniej też zaliczyła rockowy "występ" w Atlas Arenie w Łodzi, gdy przed koncertem Aerosmith w ramach Impact Festival pokazała nagi biust na telebimie.
Tym razem biust miała zakryty, ale jej kreacja zrobiła spore wrażenie na muzykach: ledwo opinająca pośladki kiecka błyszcząca cekinami, z wycięciem z tyłu pokazującym tatuaż na plecach. "Cześć, Łódź" - przywitała się z publicznością Doda, której miejsca za mikrofonem ustąpił Myles Kennedy. Polka wokalnie dała radę, choć trzeba też dodać, że w dużej części refrenu chóralnie wsparli ją widzowie. Na zakończenie jeszcze Doda w podziękowaniu za przygodę życia dała Slashowi całusa w policzek. "Moje marzenie się spełniło" - napisała na Facebooku tuż po zakończeniu koncertu.
Fani szybko zwrócili uwagę, że opublikowane "selfie" Dody ze Slashem zostało zrobione w... ubikacji (co widać w odbiciu w okularach gitarzysty). Komentarze są bezlitosne.
Doda Dodą, ale najważniejszy był tu schowany tradycyjnie za gęstymi lokami, okularami przeciwsłonecznymi i cylindrem bohater wieczoru. Występ w Łodzi odbył się dokładnie rok po koncercie w Krakowie, który był jednym z pierwszych na europejskiej odsłonie trasy promującej ostatnią płytę "World On Fire". Po ok. 150 zagranych sztukach wszystko chodzi jak w zegarku, co widać wyraźnie po zachowaniu całej ekipy: rozluźnieni, uśmiechnięci, pewni swego. Minusem (z punktu widzenia fana) jest pewna powtarzalność: z 20 zagranych w Łodzi utworów aż 14 usłyszeliśmy wcześniej w Krakowie, i 12 w lutym 2013 r. w Katowicach na pierwszym polskim koncercie Slasha, Mylesa Kennedy'ego & The Conspirators.
Nie dziwiły mnie zatem pytania znajomych, czy mi się jeszcze chce jechać na kolejny koncert gitarzysty w tak krótkim odstępie czasu (choć w Krakowie nie mogłem być). Podobne rozterki miało chyba więcej osób, bo Atlas Arena bynajmniej nie była wypełniona do ostatniego miejsca; spore pustki widać było zarówno na trybunach, jak i na płycie, a w strefie najbliżej sceny z łatwością można było spacerować między ludźmi.
Slash w Łodzi - 20 listopada 2015 r.
Ci, którzy jednak się pojawili w Łodzi dali z siebie wszystko - tradycyjnie już niemal w Polsce podczas wizyty zagranicznych gwiazd pojawiają się akcje specjalne: tym razem były to rozdawane kapelusze od Antyradia, którymi machaliśmy do Slasha podczas "Nightrain" oraz świecące w ciemnościach latarki z telefonów komórkowych przy "Starlight". Prosty numer, ale - uwierzcie mi - za każdym razem robi wrażenie. "Beautiful, amazing", "f**ing awesome evening" - komplementowali muzycy, którzy na kolumnach zrobili "wystawkę" z polskich flag rzucanych na scenę przez fanów.
Wszystko z siebie dawali też Slash (tradycyjne 10-minutowe solo gitarowe na "Rocket Queen" - naprawdę rakieta!) i jego koledzy. Tu warto szczególnie docenić basistę Todda Kernsa, który wokalnie zastąpił Mylesa Kennedy'ego w "Doctor Alibi" i "Welcome to the Jungle" z repertuaru Guns N'Roses.
Co do Gunsów - w ostatnim czasie coraz głośniej krążą pogłoski, że przesądzony jest powrót klasycznego składu tego zespołu. Warto zrobić ten krok, na który od lat czekają fani - po piątkowym wieczorze o formę Slasha nie ma się co obawiać.
Setlista koncertu Slasha w Łodzi:
"You're A Lie"
"Nightrain"
"Avalon"
"Standing in the Sun"
"Back From Cali"
"Wicked Stone"
"Bad Rain"
"You Could Be Mine"
"Doctor Alibi"
"Welcome to the Jungle"
"Beneath the Savage Sun"
"Starlight"
"The Dissident"
"Rocket Queen"
"Bent to Fly"
"World On Fire"
"Anastacia"
"Sweet Child O' Mine"
"Slither"
Bis:
"Paradise City".
Michał Boroń, Łódź