Reklama

Rodriguez: Szaleństwo opadło, on nic się nie zmienił

Za sprawą dokumentalnego filmu "Searching for Sugar Man" na punkcie amerykańskiego wokalisty Sixto Rodrigueza wybuchło szaleństwo na całym świecie. Od tego czasu minęło pięć lat, a muzyk w dalszym ciągu nic się nie zmienił. Wciąż nie ma telefonu, a najchętniej grywa koncerty w historycznym centrum Detroit, gdzie od lat mieszka.

Za sprawą dokumentalnego filmu "Searching for Sugar Man" na punkcie amerykańskiego wokalisty Sixto Rodrigueza wybuchło szaleństwo na całym świecie. Od tego czasu minęło pięć lat, a muzyk w dalszym ciągu nic się nie zmienił. Wciąż nie ma telefonu, a najchętniej grywa koncerty w historycznym centrum Detroit, gdzie od lat mieszka.
Rodriguez skończył 75 lat /fot. Artur Rawicz /mfk.com.pl

Urodzony 10 lipca 1942 r. Rodriguez, czyli tak naprawdę Sixto Rodriguez, to legendarny gitarzysta-samouk i wokalista. Jego pierwsze koncerty datować można na lata 60. ubiegłego wieku, kiedy to muzyk zaczął występować w barach i klubach rodzinnego Detroit.

To właśnie w tym mieście Rodriguez nagrał dwa studyjne albumy - "Cold Fact" (1969 r.) i "Coming from Reality" (1971 r.). Choć wróżono mu karierę na miarę sławy Boba Dylana (polityczne teksty wspierające najbiedniejszych w skromnej folkowej oprawie), wydawnictwa te przeszły wówczas bez echa, a muzyk postanowił skoncentrować się na innych dziedzinach, kończąc filozofię na Wayne State University.

Reklama

W połowie lat 70. twórczość Rodrigueza zyskała niewielki rozgłos w Australii i Nowej Zelandii, gdzie muzyk pojechał z kameralną trasą koncertową. W międzyczasie muzyka Rodrigueza stała się przedmiotem kultu w RPA, z czego muzyk nie zdawał sobie sprawy.

W RPA plotkowano, że autor kompozycji, które szczególnym uznaniem cieszyły się wśród tamtejszych muzyków i aktywistów opowiadających się przeciwko apartheidowi (fanem Rodrigueza był m.in. Steve Biko), nie żyje.

W 1998 roku dziennikarz z RPA postanowił napisać tekst o tajemniczym piosenkarzu i jego przedwczesnej śmierci. Spędzając dni na jałowych poszukiwaniach ludzi, którzy mieli do czynienia z Rodriguezem, dowiedział się, że muzyk żyje i pracuje na budowie w Detroit.

Poszukiwania ostatecznie zakończył się sukcesem, co zaowocowało wznowieniem jego muzycznej kariery. Historia muzyka została opowiedziana w 2012 roku w nagrodzonym Oscarem filmie dokumentalnym "Searching for Sugar Man" autorstwa Malika Bendjelloula, dzięki któremu Rodriguez wreszcie zyskał sławę poza RPA: nie tylko w rodzimych Stanach Zjednoczonych, ale również na całym świecie.

"To tak jakby ktoś napisał niesamowity scenariusz. Tyle że to prawdziwa historia. Nigdy w życiu nie spotkałem się z czymś takim" - opowiadał szwedzki reżyser, który w maju 2014 r. popełnił samobójstwo w wieku zaledwie 36 lat.

W lutym 2013 roku polską premierę miała płyta z muzyką do tego filmu. Wystarczyło sześć miesięcy, aby album "Searching For Sugar Man" (zawiera utwory z obu studyjnych wydawnictw Rodrigueza) uzyskał w naszym kraju status Platynowej Płyty. Po sukcesie filmu i ścieżki dźwiękowej przyszedł czas na koncerty - Sixto wystąpił podczas m.in. Glastonbury Festival i Montreaux Jazz Festival. Zainteresowanie polskiej publiczności było tak duże, że wiosną 2014 r. w Warszawie musiano zorganizować aż trzy występy z rzędu, na które bilety rozeszły się błyskawicznie. Po raz kolejny Amerykanin odwiedził nasz kraj w lipcu 2016 r.

"Wydaje mi się, że uważał, iż nie musi być kochany i podziwiany, jeśli może zachować swoją niezależność. Jakby mówił: po prostu pozwólcie mi być Rodriguezem. Moim zdaniem, to główny powód jego porażki komercyjnej w Stanach i Europie" - mówił Bendjelloul.

Odniesiony po latach sukces nie zmienił Rodrigueza - poza większą liczbą granych koncertów (w sierpniu i wrześniu odwiedzi Kanadę, zagra również w kilku miejscach w stanie Nowy Jork). Skromny dorobek płytowy poszerzył się jedynie o koncertowy album nagrany w Australii.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rodriguez
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy