Rezydencja gwiazdy The Beatles jak z bajki. Ponad 120-letni dom nadal zachwyca
Mateusz Kamiński
Pierwszy rzut oka na posiadłość George'a Harrisona w angielskim Friar Park rodzi myśl, że przed oczami mamy miniaturowy Disneyland. A jednak ta ekscentryczna rezydencja przez wiele lat była azylem legendarnego muzyka i jego rodziny. Przypominamy historię słynnego domu.
Friar Park stał się wymarzonym miejscem do życia dla zmęczonego sławą George'a Harrisona. Neogotycka, wiktoriańska rezydencja znajduje się w Henley-on-Thames w Anglii i nadal należy do rodziny - mieszka tam wdowa po artyście, Olivia Trinidad Harrison.
Dziś budynek jest wpisany na brytyjską Listę Dziedzictwa Narodowego II stopnia, a towarzyszące mu ogrody trafiły na Listę Zabytkowych Parków i Ogrodów II stopnia.
Eklektyczny dom, który z powodu ociekającej zdobieniami, kwiecistej fasady ciężko opisać słowami, powstał pod koniec XIX-wieku. Budowa charakteryzującej się płomienistą cegłą kontrastującą z jasnym kamieniem, wyłożonymi terakotą wieżami, a także ogromnymi oknami, trwała przez 6 lat (1889-1895). Nadzorował ją sir Frank Crisp (1843-1919) - ceniony prawnik, a zarazem "dziwak", który marzył o odizolowanej przestrzeni, w której w jednym miejscu mógłby mieć wszystko, czego dusza zapragnie.
Posiadłość stanęła na ponad 12-hektarowej działce, a wewnątrz znajduje się aż 30 pokoi, sala balowa czy biblioteka. Pozostałą przestrzeń zapełniają ogrody, a także jaskinie, groty, podziemne przejścia i jezioro oraz alpejski ogród skalny z... miniaturowym, 6-metrowym szczytem Matterhorn. A także krasnale ogrodowe - całe mnóstwo krasnali. Znalazł się tam także pomnik dwóch mnichów z patelniami (gra słów z nazwą miejsca; fryer/friar - smażyć/zakonnik).
Alan Clayson, jeden z biografów Harrisona, stwierdził, że Friar Park było dla muzyka "tym, czym Windsor dla królowej Elżbiety II".
Friar Park: Legendarny dom George'a Harrisona z The Beatles
Frank Crisp zmarł w 1919 roku, a posiadłość sprzedano Sir Percivalowi Davidowi. Gdy rozwiódł się z żoną, zamieszkała w południowo-zachodniej części posiadłości - Coachman's Cottage. Resztę przybytku oddano zakonnicom ze zgromadzenia salezjanów. Pod władaniem zakonnic dom popadał w ruinę, a nawet jego ogrody były w fatalnym stanie i miały służyć jako lokalne wysypisko śmieci. Wszystko było porośnięte bluszczem i jeżynami. W latach 60. plotkowano nawet, że czeka go rozbiórka.
Friar Park dostał od Harrisona nowe życie. Stał się jego azylem
Ostatecznie budynek ocalił właśnie Cichy Beatle, który zdecydował się na kupno posiadłości w lutym 1970 roku. Zapłacił za niego ponoć ok. 140 tysięcy funtów. Na samym początku Harrison i jego ówczesna żona Pattie Boyd spali w śpiworach ogrzewając się jedynie ogniem z kominka. Nie mieli mebli i łóżek.
Potężny ogród, a dzięki temu możliwość kontaktu z naturą były dla Harrisona niezwykle ważne. Muzyk uwielbiał spędzać czas na jej łonie, czasami pracując na działce do bardzo późnych godzin nocnych. Aż do końca życia z pietyzmem opiekował się ogrodem alpejskim, ogrodem topiary czy ogrodem japońskim. Gdy w 1978 roku w domu odwiedził go dziennikarz magazynu "Rolling Stone", a Harrison pokazał mu, co lubi robić na co dzień, na jaw wyszło, że ma "najmniej rock'n'rollową pasję". W tymże ogrodzie muzyk pozował także do okładki swojej najsłynniejszej płyty, "All Things Must Pass".
I pomimo że w dbaniu o tak ogromny ogród pomagało mu wiele osób - ogrodników i dozorców (było ich ponoć dziesięciu) - to jak wspominał syn muzyka Dhani Harrison, ojciec nie lubił obserwować niedoskonałości trawnika. Dlatego często chodził do ogrodu bardzo późno, by dzięki oświetleniu go przez księżyc obserwować odstające liście i źdźbła. Bez zastanowienia usuwał je ze swojej zadbanej przestrzeni. "(...) Był tam i mrużył oczy, bo o północy dzięki księżycowi widział cienie, w ten sposób unikał chwastów i niedoskonałości, które nękały go w ciągu dnia..." - mówił w dokumencie Martina Scorsese.
Gdy Frank Crisp wprowadził się do Friar Park, nie miał ochoty podziwiać rzadkich gatunków roślin w trakcie podróży - chciał je mieć u siebie, we własnym ogrodzie. To zapoczątkowało historię słynnych już połaci różnorodnych ogrodów na terenie posiadłości, a trzeba przyznać, że Harrison całym sercem "kupił" pasję zapoczątkowaną przez wcześniejszego właściciela obiektu.
W ogrodach muzyk czuł się jak ryba w wodzie - do tego stopnia, że tylko tam miał wrażenie, że jest we właściwym miejscu. "W chwili gdy wychodzę [z ogrodu] przez bramę, myślę: 'Co ja tu w ogóle robię?'" - wspominał w wywiadzie George Harrison.
W domu ważnym elementem stało się także prywatne studio nagraniowe, FPSHOT (czyli Friar Park Studio, Henley-on-Thames). Tam nagrał swoje albumy począwszy od "Living in The Material World" z 1973 roku, ale także krążki supergrupy Travelling Wilburys (z udziałem m.in. Roya Orbisona czy Boba Dylana).
Potężny dom - wydaje się tak mocno odizolowany - był także miejscem ataku na muzyka przez naćpanego włamywacza. 30 grudnia 1999 roku 33-letni Michael Abram zdołał przedrzeć się przez wysokie ogrodzenie i ugodził artystę nożem w klatkę piersiową. Muzyk walczył już z rakiem, a pokłosiem ataku było usunięcie jednego płuca powodując nawrót choroby. Wkrótce nowotwór zaatakował nie tylko krtań, ale także płuco i mózg.
George Harrison zmarł niespełna dwa lata później, 29 listopada 2001 roku.