"Nie mogę tego rozgryźć"
Filigranowa dziewczyna z Łomży była przerażona, kiedy pierwszy raz miała wystąpić na dużym koncercie. Dziś 21-letnia Jula z tremą jest za pan brat, jej klipy notują miliony odtworzeń, półka ugina się pod nagrodami, a na Facebooku ma ćwierć miliona fanów.
To był jej rok. Single "Za każdym razem" i "Nie zatrzymasz mnie" katapultowały Julę w miejsce, o jakim jej się nawet nie śniło. Teraz może podpisywać gwiazdorskie kontrakty z telewizją (wystąpiła w "Bitwie na głosy") i spokojnie kleić drugi album.
W wywiadzie dla INTERIA.PL Jula głowi się nad swoim fenomenem, opowiada o początkach, zdradza, na co wydała zarobione pieniądze i przyznaje, że choć śpiewa o rozstaniach, to sama nieszczęśliwie zakochana nie była. Z wokalistką rozmawiał Michał Michalak.
Minął dokładnie rok od premiery klipu "Za każdym razem". Czy ten rok później czujesz się mądrzejsza i dojrzalsza?
Jula: - Ja tak naprawdę czuję, jakby to były moje urodziny (śmiech). Na pewno przez ten rok zdobyłam wiele doświadczenia, nabrałam pewności siebie i dostrzegłam, co tak naprawdę zmieniło się w moim życiu, a zmieniło się praktycznie wszystko. Ten rok był dla mnie bardzo szczęśliwy.
Najszczęśliwszy?
- Na pewno był to jeden z najpiękniejszych i zostanie w moim sercu i głowie już na zawsze.
Zobacz Julę w teledysku "Za każdym razem":
Nad czym teraz pracujesz, co cię teraz zajmuje?
- Aktualnie pracuję już nad drugą płytą. Powoli zmierzam w tym kierunku, odnajduję ścieżki, analizuję, co powinnam zrobić, jak powinna wyglądać ta płyta. Poświęcam na to dużo czasu. W międzyczasie są oczywiście koncerty. Dużo planów, cały czas coś robię.
Ten kierunek, o którym mówisz... z kim to konsultujesz?
- Przede wszystkim sama ze sobą. Uważam, że artysta sam powinien doskonale wiedzieć, co chce przekazać na płycie i powinien być to przede wszystkim twór jego własnego wnętrza. Oczywiście można zasięgnąć porady - co sama zrobię później - ale pierwszy pomysł i charakter tego wszystkiego powinien wychodzić od artysty.
Twoje pokolenie jest teraz bardzo mocno reprezentowane na radiowych playlistach, bo mamy Ciebie, Ewelinę Lisowską, Honey, Ewę Farną, Alexandrę... Jest miejsce dla was wszystkich w dłuższej perspektywie?
- Nie jest powiedziane, że musisz słuchać jednej artystki. Ludzie często piszą do mnie i deklarują, że słuchają też np. Ewy... Jest więc szansa podzielić się publicznością. Czas pokaże, czy jest miejsce dla nas wszystkich. Rynek muzyczny cały czas się zmienia, dzisiaj my mamy swoje pięć minut, nie wiadomo, co będzie jutro. Na razie miejsca starcza.
W odróżnieniu od wspomnianej Eweliny Lisowskiej nie zrobiłaś kariery przez talent show, ale przez wrzucanie swoich piosenek na You Tube. Czy to był świadomy wybór?
- Jasne, że świadomy. Ja od początku tworzyłam sobie tylko w domu. Gdzieś pomiędzy takimi zajęciami jak szkoła, praca, dzieliłam się utworami z ludźmi i nawet nie przyszło mi nigdy do głowy, żeby iść do jakiegoś programu typu talent show. Po prostu takie programy nie są dla mnie.
- Pójście do takiego programu wiąże się często z późniejszą sławą, rozpoznawalnością, a w moim zamyśle nie było miejsca na sławę i karierę. Akurat u mnie się zdarzyło tak, że to samo pociągnęło mnie do siebie. Ja o programach nie myślałam. Jak ma się coś udać, to nawet niekoniecznie trzeba wychodzić z domu, żeby to osiągnąć.
No właśnie, jak wyglądało to tworzenie w domowych warunkach? Siadałaś, pisałaś tekst i co dalej?
- Miałam dostęp do "instrumentali" tylko z internetu. Ściągałam je sobie na komputer. Następnie wymyślałam do nich melodie - melodie wokalu. Na samym końcu tworzyłam tekst do całego utworu i nagrywałam to na sprzęcie, który miałam. Między innymi na mikrofonie, który ostatnio wystawiłam na aukcję. Wyglądało to bardzo zwyczajnie.
A długo trwał cały proces powstawania jednej piosenki?
- Wydaje mi się, że dość szybko. Jak obserwuję, czytam, słyszę, ile ludzie pracują nad utworami... wiadomo, że nagrywając płytę, pracuje się nad każdym szczegółem. Ale jeśli chodzi o ten pierwszy, amatorski etap, to czasami utwory powstawały w przeciągu kilku godzin. Właściwie to większość moich wczesnych utworów w takim czasie powstała. Potem od razu były nagrywane i wrzucane. Także wydaje mi się, że był to dość szybki proces.
Wena!
- Chyba tak. Ja mam taki problem, że w mojej głowie są miliony melodii...
Taki problem to każdy artysta chciałby mieć.
- (śmiech) Ale mając te miliony melodii w głowie, chciałabym zrobić jak najwięcej, a nie zawsze jest na to czas. Natomiast cieszę się, że mam tę wenę i oby ona trwała jak najdłużej.
Jula nie do zatrzymania:
Czytałem, że paraliżują cię publiczne występy. Jak to wygląda te kilka miesięcy później?
- Już nie paraliżują. Owszem, był taki moment, kiedy zaczynałam i bardzo trudno było mi sobie poradzić z tremą, z ludźmi, z kamerami... I nie ma się w sumie co dziwić. Dla dziewczyny, która pierwszy raz wychodzi przed milion telewidzów, to jest ogromne wyzwanie. A najgorsze że to wyzwanie podejmujesz publicznie, wszyscy to widzą i oceniają. Nie każdy ma w sobie pewność siebie i wolę walki, ja akurat nie miałam.
- Kilka miesięcy pracy i "Bitwa na głosy" pozwoliły mi oswoić się z tym wszystkim. Ale nie stuprocentowo. Rozmawiałam z kilkoma osobami i wiem, że trema nigdy nie znika i chyba nawet nie powinna. Jednak jest już o niebo lepiej. Jestem dumna z tego, że w jakiś tam sposób przezwyciężyłam to, co było dla mnie najcięższe.
Obyło się bez konsultacji z psychologiem?
- Myślę, że to jest kwestia przede wszystkim wytłumaczenia pewnych kwestii samemu sobie. Rad dostawałam tysiące. Tyle że fajnie było słyszeć je w domu, a na scenie wygląda to zupełnie inaczej. Przede wszystkim trzeba to opanować wewnętrznie. Łatwiej jest, gdy ludzie cię już znają, kiedy ten magnes między artystą a publicznością istnieje, kiedy jest kontakt z publicznością. Także najtrudniejszy okres mam już za sobą.
Czy przy milionach wyświetleń twoich klipów na You Tube masz jakieś sygnały, że twoje piosenki podobają się również za granicą?
- Na moim koncie są dokładne statystyki. Ludzie z zagranicy również mnie słuchają, ale podejrzewam, że są to Polacy. Nigdy nie szperałam, żeby to sprawdzić, czasami na tych statystykach zawieszę oko i są tam różne państwa wyliczone. Także może ktoś z zagranicy słucha moich wypocin (śmiech).
Pytam, bo polskim wokalistkom, mimo różnych prób, nie udaje się ta kariera zagraniczna. Czy w tobie jest marzenie, by i na to się kiedyś porwać?
- Nie, chyba nawet nigdy się nad tym zastanawiałem. Im bardziej łapie się tysiąc rzeczy naraz, im bardziej chce się wyprzedzać wszystko, to tym bardziej nie wyjdzie. Nie widzę na razie potrzeby, by wychodzić poza Polskę. Rynek zagraniczny jest zupełnie inny, trudno się przebić. Ja na razie nie mam takich ambicji.
Z kim najbardziej zaprzyjaźniłaś się na planie "Bitwy na głosy"? No, wiadomo że ze swoim zespołem...
- No tak. Jeśli chodzi o artystów, trudno to nazwać zaprzyjaźnieniem się, ale były osoby, które naprawdę bardzo polubiłam. Piotr Rubik, Ewa, z którą siedziałam w jednej garderobie, kiedy się malowałyśmy i czesałyśmy, to bardzo fajna dziewczyna... Afromental... każdy z artystów był bardzo fajny. Większe przyjaźnie się z tego nie wywiązały, ale na pewno było bardzo przyjemnie i bardzo miło wspominam tych ludzi.
Udział w "Bitwie na głosy" i sukces twoich piosenek z pewnością ma również wymiar finansowy. Jesteś rozrzutna, czy może raczej chomikujesz pieniądze?
- Nie należę do osób, które chomikują (śmiech). Póki co zrobiłam sobie remont mojego pokoju, na razie bardzo skromnie. Może nie jestem rozrzutna, ale też nie chomikuję. Wychodzę z założenia, że żyje się dniem dzisiejszym. Wiem, że należy myśleć o przyszłości, ale nie wiadomo, czy doczekamy tego jutra. Większych inwestycji nie poczyniłam, na razie działam skrupulatnie i ostrożnie (śmiech).
Na Facebooku masz już ponad 250 tys. fanów, jak przed chwilą sprawdziłem. To jest ścisła polska czołówka. Czym tak wszystkich ujęłaś?
- No właśnie nie mam pojęcia. To jest cała zagadka tego wszystkiego. Podejrzewam, że wielu ludzi zadaje sobie to pytanie. Wchodzę na Facebooka i widzę czasami, że przybywa po kilka tysięcy osób w ciągu kilku godzin. Nie wiem, co jest tym magnesem. Ja nie reklamuję tej strony specjalnie. Można wpisać "Jula" w wyszukiwarce, znajomy znajomego to ma... ja żadnych chwytów nie stosuję...
Ja sobie zdaję sprawę, że to nie jest marketing i promocja, to w tobie coś musi być.
- Sama nie mogę tego rozgryźć! Może ciekawość kieruje tym ludźmi. Nie mam pojęcia.
Z pobieżnego przeglądania twojego profilu wnioskuję, że lubisz sobie i pogotować, i pograć na komputerze.
- Bardziej na Xbox (śmiech).
W co ostatnio pogrywasz?
- W FIFĘ sobie pogrywam. I przyznam, że coraz lepiej mi idzie. Wiem już nawet, jak wygląda spalony, myślę, że to jest dobra wiadomość dla kobiety (śmiech).
Rozumiem, że już ogrywasz Brazylię i Manchester United na najwyższym poziomie trudności.
- Tak jest!
Jak to jest, że będąc szczęśliwa - jak wnioskuję z tego, co czytałem - tak przekonująco śpiewasz o rozstawaniu się?
- Moja płyta ma sporo wspólnego ze mną, ale nie przeżyłam jakiejś traumatycznej historii, nie byłam strasznie nieszczęśliwie zakochana. Po prostu temat miłości jest bliski każdemu człowiekowi. Wiele utworów napisałam na podstawie rozmów z ludźmi, to oni mnie inspirowali. Ja jestem szczęśliwą osobą - wiadomo, że są jakieś problemy czasami, ale nie aż takie (śmiech).