"Nie ma sensu próbować na siłę"

Znaki rozpoznawcze niemieckiego Primal Fear? Wokalista, który porusza się po rejestrach często słyszalnych tylko przez psy, przebojowe heavymetalowe kompozycje, i potężne brzmienie. Kwintet pod koniec maja wypuścił świetny nowy album "16.6 - Before The Devil Knows You're Dead", i to głównie o nim - aczkolwiek nie tylko - Bart Gabriel z magazynu "Hard Rocker" rozmawiał z jednym z założycieli zespołu, Matem Sinnerem.

Primal Fear
Primal Fear 

Zaczynamy z grubej rury. Wasz nowy krążek brzmi jako 100-procentowa płyta Primal Fear, co przyznam szczerze, trochę mnie zaskoczyło, macie w końcu na pokładzie gitarzystę z trochę innej bajki, Magnusa Karlssona...

Wiesz co, zacznijmy od tego, że Magnus był od dawna wielkim fanem twórczości Primal Fear. Wiedziałem o tym, i miałem to na uwadze kiedy szukaliśmy gitarzysty. Kiedy zaczęliśmy wspólnie pracować nad kawałkami, to znaczy ja, Magnus i Henny, to zaskoczyło nam jaki efekt to przynosi. Wszystko co robiliśmy, brzmiało po prostu jak Primal Fear. Tak więc te nowe utwory to wynik naszej wspólnej pracy, nie ma takiej opcji żeby coś brzmiało jak powiedzmy typowy kawałek Magnusa.

Przyjąłem. Wiesz co, to pytanie pewnie już padło w sześciu milionach wywiadów, ale o co chodzi z tym waszym 16.6? Pytam, bo cyferki w klasycznym metalu pojawiają się rzadko, ostatnio na Maiden "The Number Of The Beast", i Van Halen "1984" (śmiech)...

(śmiech) No tak, każdy mnie o to pyta. Wiesz co, nie byłoby to nic ciekawego gdybym powiedział, więc może tak, zrób konkurs dla czytelników. Kto pierwszy odkryje co się kryje za tym kodem, może się z nami spotkać na koncercie, kiedy będziemy grać w twoim kraju. A sam tytuł, cóż, kiedy pisałem teksty i myśleliśmy nad tytułem, chcieliśmy po prostu zrobić coś innego niż zawsze, coś nietypowego.

Konkurs mówisz, no dobra! Wiesz, brakuje mi w waszej dyskografii jednej rzeczy: koncertówki...

Była koncertówka razem z albumem DVD...!

No niby tak, ale to był oficjalny bootleg, i tylko dodatek do DVD. Chodzi mi o klasyczny, dobry koncertowy album. Czekam, wiesz? (śmiech)

Tak (śmiech). Niedawno szef Frontiers Records pytał mnie, czy uda nam się teraz zrobić DVD i album koncertowy. Mamy naprawdę sporo nagranego materiału, więc chyba czas zabrać się za to, i zobaczyć co się nadaje.

"16.6" to ósma pełna płyta w ciągu 12 lat, ostro. Ale wydaje mi się, że musicie mieć ładny problem, dobierając setlistę na koncert - sporo utworów po prostu musi się pojawić...

Tak, klasyczne kawałki, których domagają się ludzie, muszą być. "Chainbreaker", "Battalions Of Hate", "Running In The Dust", "Final Embrace" z dwójki, "Nuclear Fire", "Armageddon" z "Black Sun", "Seven Seals", "Demons And Angels", oczywiście "Metal Is Forever"... Fani nie byli by zadowoleni gdybyśmy ich nie zagrali, więc te utwory się zawsze pojawiają.

No widzisz, i prawie wymieniłeś bardzo fajną listę utworów z mojej wyczekiwanej koncertówki (śmiech)...

No, faktycznie. Wiesz, obserwując postęp, jaki jest w zespole od powiedzmy trzech lat, i widząc, co się teraz dzieje - na przykład gitary nigdy nie brzmiały wcześniej u nas tak dobrze - to chyba dobry czas.

Wrócę do nowej płyty. Pierwsze pięć płyt, to świetne, klasyczne okładki. Potem na dwóch płytach mieliście jakieś nowoczesne pierdoły, teraz jest znowu klasycznie. Skąd taka zmiana?

Wydaje mi się, że te dwie okładki, o których mówisz, pasowały do tamtego czasu. Te dwie płyty Primal Fear były trochę inne, lekko symfoniczne, dużo bardziej epickie. A na nowej płycie wracamy trochę bardziej do klasycznego stylu Primal Fear, i generalnie klasycznego, tradycyjnego metalu. Weź taki "Riding The Eagle", albo "Under The Radar". Zdecydowaliśmy, że tym razem okładka musi znów pasować do muzyki, więc stąd taka decyzja.

Sytuacja kiedy muzyk jest producentem albumu, jest zawsze trochę ryzykowna. Nie bałeś się, że produkując kolejny album Primal Fear, zatoczysz koło i zaczniesz się powtarzać?

Nie, ponieważ tym razem pierwszym raz pracowałem z Dennisem Wardem, a miksami zajął się nasz stary przyjaciel, Achim Kohler. Wydaje mi się, że dopóki wszyscy muzycy czują się z tym dobrze i dopóki wychodzą dobre płyty, to nie ma sensu angażować kogoś dodatkowego, i próbować czegoś nowego na siłę. Poza tym, Randy Black, genialny perkusista, Magnus Karlsson - doskonały gitarzysta, oni też są producentami na co dzień, wiedzą co i jak. Z Ralfem pracujemy i dogadujemy się już tyle lat, nie chce nikogo innego w studiu oprócz mnie, kiedy nagrywa wokale. Wydaje mi się, że klimat miedzy nami jest tak dograny i tak specyficzny, że dla kogoś z zewnątrz to mogłaby być zbyt ciężka robota.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas