"Nie jesteśmy projektem!"
Gitarzysta Patrik Jensen (m.in. The Haunted, Satanic Slaughter, Seance, Brujeria), basista Sharlee D'Angelo (m.in. Arch Enemy, Mercyful Fate, Spiritual Beggars), perkusista Martin Axe (Nifelheim, Satanic Slaughter, Triumphator, Bloodbath, Opeth) - to tylko część uznanych szwedzkich muzyków tworzących gwiazdorski skład Witchery.
- Ludzie wciąż postrzegają Witchery za projekt stworzony dla zabawy, jakiś kicz, żeby sobie popić i porobić jaja. Chcę wreszcie skończyć z tym poglądem - mówi w rozmowie z Bartoszem Donarski Patrik Jensen.
Dobrym sposobem na przełamanie tego krzywdzącego stereotypu może okazać się piąty album zespołu, "Witchkrieg", na którym rolę wokalisty przejął Erik Hagstedt, czyli popularny Legion, były frontman Marduk. Na płycie słyszymy również uznane postaci sceny metalowej, muzyków Slayera, Mercyful Fate, Exodus i Dark Angel. Co zrobić, by na twojej płycie zagrał ktoś taki jak Kerry King? - Znać go od wielu lat - wyjaśnia z rozbrajającym spokojem Patrik.
Właściwie dopiero w połowie kwietnia (2010) usłyszeliśmy więcej szczegółów na temat "Witchkrieg". Po dwu miesiącach o tamtego momentu, album trafia na rynek. Długa cisza, a potem gwałtowne przyspieszenie, rzec by można. W rzeczywistości nie mogło to jednak trwać kilka tygodni.
Faktycznie poszło dość szybko, ale nie była to kwestia tygodni. Ostatni album, "Don't Fear The Reaper" wydaliśmy w 2006, chyba... Muzykę na "Witchkrieg" skomponowałem w 2008, nie chcąc by przerwa miedzy płytami była zbyt długa. Gitary, w raz z Rikardem, nagraliśmy jesienią tamtego roku, a Sharlee i Martin zarejestrowali bas i perkusję w okresie świąteczno-noworocznym, w przerwie miedzy trasami. Potem zaczęło się czekanie, żeby Toxine pojawił się w studiu i nagrał wokale. Czekaliśmy na niego cały rok, ale w styczniu 2009 stwierdziliśmy, że dłużej czekać nie będziemy. Poprosiliśmy Legiona o dołączenie do zespołu, zgodził się i dwa tygodnie później zarejestrował wokale. I oto jesteśmy, z nowym albumem Witchery gotowym do wydania.
"Witchkrieg" niewątpliwie brzmi jak Witchery, ale nie nazwałbym tej muzyki zwykłą powtórką z rozrywki. Tym razem udało się wam zrównoważyć hołd oddawany bogom rocka i metalu z własnym podejściem do brzmienia, ciężarem i agresją. Dzięki temu otrzymujemy materiał, który nie jest ani ze wszech miar "retro", ani nazbyt modny, za to wyjątkowo mocny.
Osobiście zakochałem się w tym albumie! Moim zdaniem przypomina trochę pierwszą płytę Witchery, w swej bezpośredniości i agresji. Nie bez wpływu była na to produkcja. Tue Madsen już wcześniej produkował nasze płyty, ale przy "Don't Fear The Reaper" wszystko było nagrywane w studiu "Berno". Tym razem Tue mógł zająć się wszystkim od podstaw, a że rozumie na czym nam zależy, wie, co trzeba zrobić.
Jeśli chodzi o pisanie muzyki, Witchery nie działa według planu. Gdy zaczynamy komponować, nie zakładamy, że będzie to, powiedzmy, szybki album. Niemniej, przed wejście do studia, materiał mamy zawsze przerobiony. W przypadku tego albumu czekanie aż wszyscy znajdą wolny czas na próby oznaczałoby czekanie całą wieczność, więc muzykę skomponowałem sam. Myślę, że dzięki temu brzmi ona bardziej bezpośrednio. Kiedy na próbach grasz dany numer po raz setny, każdy muzyk dodaje coś od siebie i nagle utwór staje się bardziej zawiły niż w założeniu. Stąd owa "bezpośredniość" nowego materiału. Co do równowagi panującej na tym albumie, sądzę, że masz rację, ale jak do tego doszło, nie mam pojęcia (śmiech). Po prostu się stało.
Thrashowe szaleństwo, mroczna czerń, ciężar stutonowego walca - jest wszystko, co potrzeba. Wszystko to byłoby jednak przypadkową układanką, gdyby nie kunszt z jakim zostało to wykonane, co dla mnie przejawia się w sporej chwytliwości. Przy tej muzyce można się po prostu dobrze zabawić, a chyba o to chodzi w muzyce utrzymanej w duchu klasycznego metalu?
Do pewnego stopnia mogę się z tobą zgodzić. Ciągle to powtarzam, choć ludzie wciąż postrzegają Witchery za projekt stworzony dla zabawy, jakiś kicz, żeby sobie popić i porobić jaja. Chcę wreszcie skończyć z tym poglądem. Do muzyki i tekstów podchodzimy bardzo poważnie. Chodzi mi o tworzenie muzyki, która podczas prowadzenia samochodu, zmusza cię do wciśnięcia gazu, a na imprezie powoduje, że zaczynasz udawać grę na bębnach czy gitarze. Czuję się podobnie, gdy włączam sobie w domu "Raining Blood". Nasza muzyka ma podwyższać poziom adrenaliny.
Mimo wszystko każdy z was ma swoje obowiązki w innych zespołach, które wydają się być priorytetem, przez co Witchery niejako skazany jest na bycie projektem.
Fakt, że niektórzy uważają Witchery za projekt bardzo mnie martwi. Kiedy startowaliśmy z Witchery w 1996, nie powołałem jeszcze do życia The Haunted, Sharlee nie grał w Arch Enemy, a Martin nie udzielał się w naszym zespole, więc nie kolidowało mu to z Opeth. Bez własnej woli zostaliśmy uznani za supergrupę. Nie chcemy, żeby tak nas traktowano, bo ten zespół powstał z inicjatywy pięciu ludzi chcących po prostu grać metal. Chcielibyśmy, aby Witchery pozostał tym zespołem, którym był na początku, ale to jest oczywiście niemożliwe. Sukces, który stał się udziałem innych naszych formacji spowalnia działania Witchery pod wieloma względami. Mimo to zaczynaliśmy jako zespół, jesteśmy zespołem i pozostaniemy nim aż do końca.
Duch starego metalu to jedno, ale nie sądzę, by etykietka "retro" byłą tu aż tak bardzo na miejscu. Kiedyś tak was sklasyfikowano i to przylgnęło, uważam jednak, że na "Witchkrieg" uwolniliście się od tych ograniczeń.
Myślę, że jednym z kluczowych elementów jest tu Legion, mimo iż dołączył pod sam koniec. Dość powiedzieć, że miałem już napisane wszystkie teksy (ułożone, rzecz jasna, pod Toxine). Legion nie miał zbyt dużego pola manewru, kreatywny mógł być wyłącznie w odniesieniu do swojego głosu. Mimo to wniósł do całości pewną dojrzałość. Na następnym albumie będzie znacznie bardziej zaangażowany, napisze teksty, zaaranżuje wokale. Może to właśnie Legion przyczynił się do uwydatnienia tożsamości zespołu. Być może jego głos był potrzebny, by ludzie zrozumieli, że to coś innego niż zwykły retro-band. My nigdy się w ten sposób nie postrzegaliśmy. Od zawsze gramy muzykę, która nam się podoba i którą sami chcielibyśmy kupić.
Przeróbek tym razem nie ma.
Chodzi ci o utwory Satanic Slaughter? Cóż, umieściliśmy je na dwu poprzednich albumach, ale trudno je uznać za zwykłe przeróbki. Witchery nazywał się kiedyś Satanic Slaughter. Skład na trzech pierwszych albumach Witchery i pierwszej płycie Satanic Slaughter był identyczny, wyjąwszy Sharlee'ego, która w Witchery został dokooptowany na bas. Uważaliśmy, że utwory z jedynki Satanic Slaughter zostały niesłusznie przeoczone, a skoro stworzyło je "Witchery", postanowiliśmy dać im drugą szansę. Te numery, które chcieliśmy odkurzyć zostały odkurzone, zatem więcej przeróbek Satanic Slaughter nie będzie.
Mówiąc o "Witchkrieg" nie sposób nie wspomnieć o niesamowitej liście gości.
Lista wydłużała się stopniowo. Już na dwu poprzednich płytach mieliśmy zaszczyt zaprosić Hanka Shermanna (Mercyful Fate), i rzecz jasna pomyśleliśmy też o nim przy tym albumie. Lista gości zaczęła jednak rosnąć kilka lat wcześniej, kiedy The Haunted był na trasie z Exodus po Japonii i Australii. Gary Holt powiedział mi wtedy, że podoba mu się Witchery, oznajmił nawet, że ma nasze albumy. Zabił mnie tym (śmiech). Zapytałem więc go, czy zagrałby solo na naszym kolejnym albumie, i w ten sam sposób udało mi się namówić Lee Altusa (drugiego gitarzystę Exodus).
Mając już trzech gości, poszliśmy za ciosem i o to samo poprosiliśmy naszego dobrego przyjaciela Andy'ego La Rocque'a (który w 98. nagrał nam EP-kę Witchery, "Witchburner"). Do listy dołączył następnie Jim Durkin z Dark Angel, który także zagrał nam solo. Jim jest od dawna przyjacielem tego zespołu. Kiedy The Haunted i Arch Enemy grają w Los Angeles, często przyjeżdżamy naszym autokarem do jego domu, który nazywa Szwedzką Ambasadą (śmiech).
Zwerbowanie Kerry'ego Kinga też nie było trudne. Znam go od wielu lat, podobnie jak Sharlee. Namierzyłem do na festiwalu Roskilde w Danii. Wręczyłem mu iPoda i słuchawki, nic nie mówiąc wysłuchał nasz utwór trzy razy pod rząd, potem zdjął słuchawki i powiedział: "Jasne stary, zrobię to". Solówkę na nasz album zarejestrował podczas nagrań "World Painted Blood". Wszyscy ci muzycy odegrali istotną rolę w tym, jak brzmi Witchery, odcisnęli piętno na jego powstaniu. Pojawienie się ich na naszej płycie jest czymś niesamowitym. Jest jeszcze kilku innych muzyków, których chciałbym usłyszeć grających na naszym albumie, zobaczymy więc, co wydarzy się na następnej płycie.
Nie tak dawno pożegnaliśmy Ronnie'ego Jamesa Dio. Zdaje się, że każdy z nas jest mu coś dłużny...
Chyba żaden inny muzyk nie znaczył tak wiele dla heavy metalu. Uwielbiam stare albumy Rainbow. Uważam, że "Rising" Rainbow jest bodaj najlepszym albumem kiedykolwiek nagranym, a (Black) Sabbath z Dio był tym, co skłoniło mnie ku cięższej i mroczniejszej muzyce. Nie potrafię nawet powiedzieć, ile razy słuchałem "Sign Of The Southern Cross" przy głośnikach podkręconych na ful. Będzie nam go bardzo brakować...
Zjawicie się w Polsce?
Właśnie nad tym pracujemy. Szukamy możliwości zagrania koncertów w Polsce. Mam nadzieję, że to się uda!
Dzięki za rozmowę.