"Naprawdę dobra historia"
Konia z rzędem temu kto wskaże zespół, który wznioślej i bardziej chwytliwie śpiewa o bohaterstwie polskich żołnierzy niż Sabaton. Szwedzi szturmem wkroczyli do świadomości polskich fanów metalu (szturm jest tutaj tożsamy z utworem "40:1") i ani myślą ustąpić.
Lider zespołu, Joakim Broden opowiedział Kamili Skoczek z magazynu "Hard Rocker" jak idą przygotowania do kolejnego natarcia - wydanej pod koniec maja płyty "Coat Of Arms", promowanej utworem "Uprising", traktującym o Powstaniu Warszawskim.
Witaj Joakim, jak samopoczucie?
- Fantastycznie! Słucham właśnie jak koledzy z zespołu grają akustyczne wersje naszych utworów.
O, to ciekawe, macie zamiar grać je na żywo?
- Taki właśnie jest plan. Chociaż biorąc pod uwagę charakter naszych utworów, nie jest łatwo zaaranżować je akustycznie. Zobaczymy jak to wyjdzie. Być może usłyszycie je na naszych listopadowych koncertach w Polsce.
Byłoby świetnie. Ale przede wszystkim gratuluję ostatniego koncertu w Warszawie, na Military Camp Fest. Publiczność jak zwykle bawiła się wyśmienicie, a wy?
- No jasne! My generalnie uwielbiamy grać koncerty i być na scenie. W przypadku, gdy mamy tak wspaniałą publiczność jak ta w Warszawie, granie sprawia nam jeszcze większą radość.
Poza tym, że graliście koncert w Warszawie, kręciliście tu również teledysk. Mógłbyś powiedzieć coś na jego temat?
- Nagrywanie teledysku było naprawdę niesamowitym doświadczeniem. Nigdy wcześniej nie kręciliśmy niczego, co miałoby taki rozmach jak teledysk do "Uprising". Chociażby nakręcenie scen, przedstawiających nas jak gramy trwało 8 godzin. W projekt zaangażowanych było ponad 200 osób, w tym naprawdę dobrzy aktorzy, jednak co najbardziej mnie cieszy, to, że mogliśmy w nieskrępowany sposób przedstawić naprawdę dobrą historię. Myślę, że teledysk do "Uprising" naprawdę się spodoba.
Kiedy możemy spodziewać się premiery?
- Premiera będzie 1 sierpnia. Chcieliśmy, żeby była zbieżna z wybuchem Powstania Warszawskiego. Oprócz utworu "Uprising" nagraliśmy też teledysk do tytułowego kawałka naszej ostatniej płyty, czyli "Coat of Arms". Zastosowaliśmy w nim naprawdę ciekawe animacje. Mam nadzieję, że uda nam się go wypuścić ja najprędzej, bo w zasadzie powinien być gotowy już jakieś 3 tygodnie temu. Jestem strasznie wkurzony na realizatora, który jest artystą i pojęcie terminu dla niego nie istnieje (śmiech).
Tematem waszych utworów jest głównie historia i wielkie konflikty zbrojne, głównie pierwsza i druga wojna światowa. Chciałbyś żyć w tamtych czasach?
- Nie, nie, nie... Chcę po prostu opowiedzieć historię tamtych wydarzeń i poniekąd sprawiać by ludzie o tym nie zapomnieli. Dla mnie jest to fascynujące, jak wojna potrafi wyciągnąć to co najgorsze jak i najlepsze w człowieku.
Jednak piszesz głównie o tej dobrej, bohaterskiej stronie...
- Chcę, żeby te utwory były ukłonem w stronę poświęcenia żołnierzy, którzy oddawali życie za swój kraj. Faktycznie ostatnio teksty stały się bardziej optymistyczne, ale jest to chyba związane z tym, że ja zacząłem bardziej pozytywnie patrzeć na różne sprawy.
Jesteście ściśle przyporządkowani do tematu o jakim piszecie, każdy kojarzy Sabaton jako zespół grający wzniosłe utwory o wojnie. Nie boisz się, że zostaniecie zaszufladkowani?
- Nie boję się, bo my sami się nie ograniczamy ani nie szufladkujemy. Sabaton na pewno nadal będzie pisał o historii, i to się nie zmieni. Jednak nie wykluczamy nagrania w przyszłości czegoś zupełnie niezwiązanego z tym tematem, czegoś co być może będzie w zupełnie innym stylu niż gramy obecnie.
A jak się czujecie grając na przykład na festiwalach, gdzie ludzie niekoniecznie znają waszą twórczość. Czy przyjęcie jest tak samo dobre, jak wtedy gry gracie dla publiczności świadomej waszego repertuaru?
- Nie ma to dla nas znaczenia. Oczywiście uwielbiamy grać dla swojej publiczności, ale nie jest to niezbędne do tego by uznać koncert za świetny. Często ludzie, którzy zupełnie nie znają nas i naszej twórczości, reagują naprawdę żywiołowo. Dzięki takim sytuacjom jesteśmy przekonani, że to co robimy ma sens i że jesteśmy doceniani przez różnych ludzi.
W Polsce zrobiliście furorę dzięki utworowi "40:1", nie masz czasem wrażenia, że ludzie przychodzą na koncert by usłyszeć ten utwór?
- Wiesz, kiedyś graliśmy koncert z zespołem Lordi, który stał się bardzo popularny po tym jak wystąpił w konkursie Eurowizji. Tłum, który przyszedł na koncert, chciał usłyszeć jedynie ich największy przebój i nie zwracał uwagi na inne utwory. Zdaję sobie sprawę, że mnóstwo Polaków przychodzi posłuchać "40:1", ale nie mam wrażenia, żeby inne utwory miały chłodniejsze przyjęcie. Widzę, że ludzie się dobrze bawią i to się dla mnie liczy.
Jak byś zdefiniował gatunek, który tworzycie?
- Jestem chyba zbyt niezdecydowany, żeby to zrobić. Zawsze mnie bawi gdy czytam materiały promocyjne, na których widnieje na przykład napis epic gothic symphonic metal (śmiech)... Nie przeszkadza mi gdy ktoś określa gatunek muzyki, w jakim się obracamy, ale sam staram się tego unikać.
Chodzi mi o to, że muzyka, którą gracie świetnie oddaje atmosferę i tematy, które podejmujecie, zgodziłbyś się?
- Tak, myślę, że to dlatego, że warstwa tekstowa jest dla nas bardzo istotna. Znam wiele zespołów, które spędzają godziny na komponowaniu muzyki, a gdy przychodzi do napisania tekstów, zrzucają to zadanie na barki wokalisty, który pisze je w ciągu 5 minut na kolanie (śmiech). Nie widzę w tym nic złego, bo wierzę, że nawet średnie teksty nie mogą pogorszyć odbioru utworu, jeśli muzyka jest naprawdę dobra. Jednak uważam, że wypracowane i dobre teksty mogę sprawić, że utwór jest jeszcze lepszy. Czasem nawet wpłynąć na charakter kompozycji, bo zdarza się, że zmieniamy pozycję riffów danym utworze, by warstwa tekstowa brzmiała lepiej.
Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dla wielu ludzi twórczość Sabaton stała się swoistym podręcznikiem historii. Czy odczuwasz odpowiedzialność w związku z przekazywaniem ludziom wiedzy historycznej?
- Nigdy nie było naszym zamiarem, żeby uczyć ludzi historii. Osobiście nie przykładam żadnej wagi do dat wydarzeń historycznych, ani tego typu szczegółów. Twórczość Sabaton ma przypominać ludziom o ważnych postawach ludzkich, a nie wykładać, czy interpretować historię.
Na fali waszej dużej popularności, pojawiają się głosy malkontentów, mówiące, że to co robicie to po prostu sprytny zabieg marketingowy i cyniczne działanie nastawione na zysk. Jak się do tego ustosunkujesz?
- W takim razie jesteśmy beznadziejnymi marketingowcami, bo robimy to już 10 lat i nie dorobiliśmy się fortuny (śmiech). Po prostu śpiewamy o rzeczach na których ludziom zależy, a nie na przykład o zabijaniu smoków. Zresztą takie zarzuty zawsze się pojawiają, gdy dany zespół odniesie jakikolwiek sukces, nie mamy na to wpływu. Zresztą jeśli chodzi o utwory o Polsce, to minęło trochę czasu od ich wydania do momentu, w którym stały się popularne. O "40:1" ludzie usłyszeli po tym jak jeden z fanów zrobił amatorski wideoklip, który miał ponad milion wyświetleń. Jeśli chodzi o utwór "Uprising" to przede wszystkim jest to dobra historia, ale też sposób by podziękować polskiej publiczności za ogromne wsparcie i przyjęcie jakie nam zgotowała.
Więcej w magazynie "Hard Rocker".