Reklama

Korn porwał "Spodek"

Ponad sześć godzin muzyki, sześć zespołów grających ciężką muzykę (od hard rocka do death metalu), a przede wszystkim znakomity popis Korna to skrótowe podsumowanie Metal Hammer Festival, który odbył się w środę, 31 sierpnia, w katowickim "Spodku". Bardzo dobrze wypadł też polski Hunter, który swój występ poświęcił pamięci zmarłego niedawno Krzysztofa "Docenta" Raczkowskiego, współpracującego z zespołem perkusisty.

Metal Hammer Festival, którego internetowym patronem była INTERIA.PL, rozpoczął się o godz. 17 koncertem hardrockowej grupy Mech. Kwartet powstał w 1977 roku, ale po zawieszeniu działalności niemal 10 lat później, na dobre powrócił dopiero w 2004 roku.

Twórczość ekipy Macieja Januszki (wokal) i Janusza Łakomca (gitara), którzy jako jedyni pozostali z pierwotnego składu, to klasyczny hard rock, w którym słychać wyraźne echa twórczości Ozzy'ego Osbourne'a. Januszko z rozwianym włosem i długim czarnym płaszczem mocno przypominał lidera Black Sabbath.

Reklama

W ostatnim czasie zespół przypomniał się fanom za sprawą utworu "Painkiller", który został wykorzystany w znanej grze komputerowej pod tym samym tytułem.

26 września do sklepów trafi płyta "Mech" zawierająca nowe nagrania, jak i cztery starsze utwory nagrane na nowo. To właśnie głównie ten materiał można było usłyszeć w "Spodku". Nie zabrakło także "Painkillera", "Tasmanii", tytułowego utworu z drugiej płyty z 1983 roku, i piosenki "Realny świat", znanej z filmu "Przystanek Woodstock - Najgłośniejszy Film Polski".

"Powiedzcie rodzicom, że jeszcze żyję" - krzyczał ze sceny weteran Januszko do przede wszystkim nastoletniej publiczności.

Drugi w kolejności Delight ma spore szanse na wypłynięcie na międzynarodowe wody za sprawą wygrania kontraktu z cenioną firmą Roadrunner Records. W jej barwach ukaże się piąty studyjny materiał piątki skawinian.

Na razie na koncercie grupa dowodzona przez wokalistkę Paulę Maślankę zaprezentowała tylko utwory z ostatniego, polskojęzycznego albumu "Od Nowa". Usłyszeliśmy m.in. "Wypowiem twe imię", "Między nami", "Za mało", "Zmowę milczenia", czy "Uwolnij mnie".

Ostatnim polskim wykonawcą na Metal Hammer Festival był Hunter, określający swoją muzykę mianem "soul metalu". Co by nie mówić, duszy w trakcie tej pół godziny z Hunterem nie zabrakło. Podczas ich występu na płycie "Spodka" zrobiło się tłoczno, wypełniać zaczęły się także trybuny. Warto było zobaczyć ten koncert.

"20 lat czekaliśmy by tutaj zagrać. Ale dzisiaj gramy dla Docenta" - zapowiedział ze sceny Drak, wokalista i gitarzysta Huntera, wspominając swojego zmarłego w połowie sierpnia przyjaciela, znanego przede wszystkim z Vadera, a także Dies Irae i Sweet Noise.

W trakcie występu było pełno akcentów wspominających nieodżałowanego perkusistę. "Płytki dołek" Drak zapowiedział jako "ulubiony kawałek Docenta". Przed finałową akustyczną balladą "Pomiędzy niebem a piekłem" lider Huntera poprosił o chwilę ciszy. Wcześniej publiczność oklaskami i skandowaniem "Docent" pożegnała perkusistę.

"Teraz to wszystko nabiera innego sensu" - mówił wyraźnie poruszony Drak, nawiązując do słów "Pomiędzy niebem a piekłem": "Jeden świt... żeby wznieść się ponad mrok... Śpij Aniele mój... Może sen uchroni Cię przed moim złem".

Poza utworami z ostatniej płyty "T.E.L.I" (numer tytułowy, "Wyznawcy", "OsieM" i wspomnianych "Płytki dołek" i "Pomiędzy niebem a piekłem") pojawiły się także hunterowe przeboje "Fallen" i "Kiedy umieram", wyśpiewane z pomocą publiczności.

Widownia żywiołowo przywitała również kolejnego wykonawcę - włoski zespół Lacuna Coil. Główne role w tej grupie odgrywają wokaliści Cristina Scabbia i Andrea Ferro. Sekstet reklamowany jest mianem "mistrzowie mistycznego, atmosferycznego metalu", jednak na scenie prezentuje energię zgoła nu metalową: charakterystyczny, niemal skandowany wokal Ferro oraz niezwykle dynamiczni gitarzyści.

"Nie było tu nas sześć pieprzonych lat!" - krzyczała Scabbia i po reakcji publiczności można było zobaczyć, że to faktycznie zbyt długo.

Ostatnia płyta Włochów, "Comalies", ukazała się w 2002 roku. Dlatego nic dziwnego, że Lacuna Coil zabrała się za nowy materiał. Z przygotowywanej płyty usłyszeliśmy jeden utwór - ciekawy, z orientalizującymi wokalizami Cristiny i wschodnim, niemal arabskim klimatem.

Włosi pożegnali się przebojowymi "Daylight Dancer" i "Heaven's A Lie" z "Comalies".

Zobacz zdjęcia z występu Lacuna Coil.

Pochodzący ze Szwecji Opeth ma sporą grupę oddanych fanów w naszym kraju. Ekipa Mikaela Akerfeldta to był zdecydowanie najostrzejszy zespół na Metal Hammer Festival. Podstawą muzyki Szwedów jest death metal, ale łączony z elementami rocka progresywnego, folku i muzyki klasycznej. Dlatego ostrzejsze fragmenty były łagodzone spokojniejszymi partiami.

W poniedziałek, 29 sierpnia, do sklepów trafił najnowszy materiał Opeth, zatytułowany "Ghost Reveries". Z tego albumu usłyszeliśmy singlowy "Grand Conjuration". Ponieważ utwory Szwedów nie należą do najkrótszych, a w dodatku muzycy lubią improwizacje, zespół musiał zakończyć swój występ po trzech utworach.

"Przepraszamy, ale mówią nam, że mamy już kończyć" - powiedział chyba dość zaskoczony Mikael Akerfeldt.

Wreszcie, po blisko czterech godzinach czekania, pojawiła się główna gwiazda wieczoru - amerykański Korn. Scenę od publiczności odgrodziła czarna zasłona, która spadła w momencie rozpoczęcia koncertu. Od pierwszych sekund można było się przekonać, że będzie to najlepszy występ na tym festiwalu.

Jonathan Davis, lider Korna, błyskawicznie złapał kontakt z publicznością, która nie szczędził gardeł, wspierając go nawet w najtrudniejszych fragmentach.

Po obu stronach centralnie ustawionej perkusji stanęła tzw. Korn Cage, czyli dwie klatki dla kilkunastu szczęśliwców, którzy wygrali w konkursie organizatora Metal Hammer Festival. Wydaje się jednak, że - przynajmniej część tych osób - po kilku chwilach chętnie zamieniła by się na miejsca pod sceną.

Od lutego tego roku Korn jest kwartetem, po tym jak z zespołu odszedł Brian "Head" Welch. Na koncerty grupa postanowiła drugiego gitarzystę, Roba Pattersona z OTEP. Wbrew pierwszym zapowiedziom, ten muzyk pojawił się na scenie, ale stał wyraźnie w cieniu, pomiędzy perkusją a jedną z klatek.

To pokazuje, że Korn to obecnie znakomita czwórka: Jonathan Davis (wokal), Munky (gitara) Fieldy (bas) i David (perkusja).

W trakcie 90 minut grupa zaprezentowała 16 utworów, wśród których nie zabrakło starszych przebojów Korna, jak "Got The Life", "A.D.I.D.A.S", "Falling Away From Me", czy "Freak On The Leash", a także dwóch nowych, z przygotowywanej płyty: "Twisted Transistors" i "Hippocrates".

"Jesteście najlepszą publicznością, przed którą graliśmy od dłuższego czasu" - Jonathan Davis nie szczędził komplementów widowni. A sam także się nie oszczędzał.

Momentami można było pomyśleć, że na scenie jest kilku Davisów - lider Korna był niemal wszędzie!

Do niezapomnianych fragmentów należałoby zaliczyć wplecenie fragmentu "One" Metalliki w "Shots And Ladders", a także znakomite solo Munky'ego w przeróbce "Another Brick In The Wall" Pink Floyd.

Szaleństwo na widowni wzbudził również Davis z solowym popisem na dudach. Na finał zabrzmiał "Ya'll Want A Single" połączone z chóralnym skandowaniem publiczności.

Podsumowując Metal Hammer Festival należy wyróżnić szczególnie występy Korna i Huntera. Liczną grupę sympatyków miały także popisy Lacuny Coil.

Zobacz galerię zdjęć z występu Korna!

Michał Boroń, Katowice

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy