"Jestem wyluzowany i lubię spokój"
Ice-T, naprawdę Tracy Morrow, to człowiek-instytucja w amerykańskim show-biznesie. Jeden z pionierów gangsta rapu, dał się poznać również jako lider kontrowersyjnej rapcore'owej formacji Body Count. Jednak kariera muzyczna nie spełniała wszystkich ambicji Ice-T, który z sukcesami sprawdza się na polu aktorskim, m.in. grając policjanta w popularnej serii "Prawo i porządek". Jednocześnie artysta coraz mocniej oddala się od gangsta rapowych korzeni, a coraz bardzie staje się postacią z hollywoodzkiego show-biznesu, w dużej mierze za sprawą reality-show "Ice kocha Coco". Seria pokazująca życie Ice-T i jego seksownej żony zyskała taka popularność, że producenci zdecydowali się na nakręceni drugiej serii programu. Jego premiera w polskiej telewizji już 2 kwietnia o godzinie 21:30 w E! Entertainment.
Z Ice-T rozmawiał Artur Wróblewski.
Powiedziałeś, że reality-show "Ice Loves Coco", który zostanie pokazany w Polsce, pokazuje jak Coco rządzi twoim życiem. To dosyć zaskakujące wyznanie jak na ikonę gangsta rapu...
Ice-T: - Coco i ja stanowimy zespół. Wiesz, ona jest też moim kumplem i wiele dla mnie zrobiła. Na przykład prowadzi mój pamiętnik. Upewnia się, że będzie w tym miejscu do którego ja zmierzam. Gotuje, sprząta... jest po prostu najlepsza na świecie.
Czy fani i telewidzowie zobaczą zatem w programie twoją osobę w takich sytuacjach, w jakich nigdy by sobie ciebie nigdy nie wyobrazili?
- Wydaje mi się, że program pokazuje ta bardziej dojrzała stronę mojej osobowości. Wiesz, jestem bardzo wyluzowanym facetem i lubię spokój. Coco i ja jesteśmy do siebie podobni. Jesteśmy parą kochających się osób, a nie nienawidzącym się małżeństwem. Nie walczymy ze sobą, nie kłócimy się. Zdarza się, że mamy odrębne zdania na dany temat, ale nie spieramy się z tego powodu. Tego typu emocje chowasz dla swoich wrogów.
Ciekawi mnie, czy kamerzyście na planie "Ice Loves Coco" mieli wyznaczone granice, poza którymi musieli wyłączyć przycisk "record"?
- Powiedziano mi, że jeżeli mamy nagrywać taki program, to trzeba to zrobić porządnie i ma to być program wyłącznie o Coco i o mnie, o nas. Nie jestem za ustawianiem scen przed kamerami. To, co zobaczycie w telewizji, to prawdziwy obraz naszego codziennego życia. Na szczęście jest ono wystarczająco ekscytujące, a reakcje na program były znakomite. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że show zostanie w ten sposób przyjęty.
Czy masz ulubiony reality-show?
- Tego typu programy są zabawne, bo wiele z nich jest ustawiony. I nie mówię tu o naszym reality-show. Nie rozumiem, dlaczego niektórym zależy na kreowaniu dramatyzmu. To nieszczere. Nasz program jest prawdziwy. Chcieliśmy pokazać ludziom, że możesz być częścią show-biznesu, ale twoje życie wcale nie musi być katastrofą. Esencją naszego show jest szczęście.
Czy to prawda, że całe twoje życie i kariera zostały sprowokowane słowami sierżanta w wojsku, który nazwał cię "przegranym"?
- Po szkole średniej zaciągnąłem się do wojska, gdzie spędziłem cztery lata, a później wróciłem do życia na ulicy. Moja dziewczyna spodziewała się naszego dziecka, moja córka była niemowlęciem, a ja chciałem zrobić wszystko, by uciec od życia w getcie i uczciwie zarabiać pieniądze. Pewnego dnia usłyszałem od sierżanta następujące słowa; 'Jesteś w wojsku, bo nie dajesz sobie rady w życiu jako cywil'. Czasami tego typu słowa potrafią zranić, a ja od tej chwili miałem misję do spełnienia i chciałem udowodnić mu, jak się myli. Nie chciałem spędzić w armii całego swojego życia i kiedy miałem chwile kryzysu, słyszałem od sierżanta właśnie te słowa. A czasami nawet jedno słowo potrafi dać ci kopniaka do działania i tak było w moim przypadku.
Twoja kariera aktorska zaczęła się w 1991 roku, regularnie pojawiasz się w serialu "Prawo i porządek"... Czy kariera filmowa stała się dla ciebie ważniejsza od hip hopu?
- Czuję się bardzo spełnionym człowiekiem. Wciąż rapuję, miałem zespół grający muzykę rockową, wreszcie jestem aktorem. To zabawne, że w serialu "Prawo i porządek" miałem wystąpić jedynie w kilku odcinkach. A kilkanaście lat później wciąż tu jestem i wciąż gram w filmach. Jednocześnie pracuję nad innymi projektami, jak książki i muzyka. Nie koncentruje się jedynie na jednym aspekcie mojej kariery i pracuję jednocześnie nad kilkoma rzeczami.
Nie wydaje ci się to ironią, że facet który skomponował utwór "Cop Killer" ("Zabójca gliniarzy") grał policjanta?
- Kiedy za pierwszym razem pojawiłem się w "Prawie i porządek", wielu moich fanów nie zrozumiało tego. Wciąż pokutował mój wizerunek groźnego i wściekłego gangstera. Wielu nie zrozumiało, że również w muzyce wcielam się w różne postacie. Wiesz, mam sporo doświadczenia w kwestii życia po drugiej stronie prawa i pomyślałem, że mógłbym się tym podzielić w tym serial. Ludzie wreszcie to zrozumieli i zaakceptowali.
Dziękuję za rozmowę.