Reklama

Gogol Bordello w Warszawie: Spytaj milicjanta!

Na parę godzin przed warszawskim koncertem Gogol Bordello stolicę nawiedziła nawałnica: grzmiało, lało i dudniło. Jednak ta prawdziwa i jedyna burza tego dnia miała się rozpocząć o 21.00. Była nad wyraz punktualna i zmiotła z powierzchni ziemi wszystkie ewentualne złe nastroje i troski publiczności.

Na parę godzin przed warszawskim koncertem Gogol Bordello stolicę nawiedziła nawałnica: grzmiało, lało i dudniło. Jednak ta prawdziwa i jedyna burza tego dnia miała się rozpocząć o 21.00. Była nad wyraz punktualna i zmiotła z powierzchni ziemi wszystkie ewentualne złe nastroje i troski publiczności.
Eugene Hütz wraz z Gogol Bordello od razu porwali publiczność do zabawy /fot. Theo Wargo /Getty Images

Gogol Bordello grając swoje europejskie trasy koncertowe nie zapominają o Polsce. Wcale im się nie dziwię, bo czeka na nich zawsze wypełniona po brzegi sala i rozszalały tłum fanów. A ci z kolei są w bardzo różnym wieku - widziałam i dzieci i dorosłych dobrze po sześćdziesiątce. Faktem jest, że Gogol Bordello to gwarantowana świetna zabawa, a mieszanka gatunkowa, którą prezentują wyzwala tyle dobrej energii, że wystarcza naprawdę na długo.

O 20.00 na scenie pojawili się The Freeborn Brothers, którzy spotkali się z bardzo dobrym przyjęciem tłumie zgromadzonej publiki. Fanów Gogol Bordello rozgrzewać nie trzeba, więc już od pierwszych dźwięków wszyscy zaczęli się bawić. Emocje były tego wieczoru dawkowane, ponieważ po półgodzinnym występie supportu, kolejne tyle czekaliśmy na występ gwiazdy wieczoru.

Reklama

Kilka minut po 21.00 naszym oczom ukazał się zjeżdżający żółty banner z procą i napisem GYPSY PUNKS (to okładka płyty zespołu "Gypsy Punks: Underdog World Strike" wydanej w 2005 roku). Banda Eugene'a Hütza porwała publiczność błyskawicznie. Tańce i śpiewy towarzyszyły wszystkim prezentowanym utworom grupy, a zespół umiejętnie podkręcał stworzoną atmosferę. Grany jako jeden z pierwszych "Immigrant Punk" wprawił publikę w rytmiczny trans.

Zespół zagrał w zasadzie wszystkie swoje hity, część w nowych aranżach. I tym samym nie zabrakło takich numerów jak "American Wedding", "Oh no", "Not A Crime", "Start Wearing Purple" czy "Mishto". Grupa dawała nam momenty wytchnienia. Oni doskonale wiedzą kiedy zziajana publiczność potrzebuje bardziej bujającego kawałka, przy którym może odetchnąć.

Eugene i ekipa maksymalnie skupili się na swojej muzycznej robocie i nie zabawiali publiczności pustymi gadkami ze sceny. W pewnym momencie zapytali czy potrafimy głośno śpiewać, bo mają dla nas niespodziankę. (Gogol Bordello na koncertach w Polsce w poprzednich latach zaskoczyli publiczność wykonaniem piosenki Tadeusza Nalepy "Ona poszła inną drogą".) Po czym bezbłędnie zagrali i zaśpiewali utwór "Spytaj milicjanta" Dezertera. Tłum oszalał. "To bardzo dobra i mądra piosenka" - stwierdził Hütz, przekrzykując zajętą owacjami publiczność.

Jako ostatni z przewidzianej przed bisem setlisty zagrali "Wonderlust King" w nowej ciekawej odsłonie, z akustycznym początkiem. Na bis czekaliśmy jakiś czas, ale było warto. Zagrali m.in. kultowy "Alcohol".

Gogol Bordello nie zostawili na nikim suchej nitki. Dosłownie! Wszyscy wychodzili mokrzy i uśmiechnięci. Ewa Chodakowska byłaby dumna z tak dużej grupy zgodnie skaczących i tańczących ludzi. Endorfiny się wydzieliły w niebotycznych ilościach!

Ewa Szymańska, Warszawa

PS W poniedziałek, 27 czerwca, zespół zagra jeszcze jeden koncert w naszym kraju, w Krakowie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gogol Bordello
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy