"Czekałam, aż zrobi się cicho"

Za sprawą skocznego utworu "1234", który został wykorzystany w reklamie produktu jednego z najpotężniejszych koncernów na świecie, z anonimowej dla mainstreamu artystki , kanadyjska wokalistka Feist stała się gwiazdą, a zawierająca wspomniany utwór płyta "The Reminder" (2007) rozeszła się na całym świecie w nakładzie 2,5 mln egzemplarzy. Dla nie do końca przygotowanej na taki sukces Feist to było zbyt wiele i artystka po wyczerpującej trasie koncertowej zaszyła się w domu, by uciec do popularności. Odpoczynek od medialnego szumu zajął jej kilka lat. W efekcie wydana pod koniec 2011 roku płyta "Metals" to dzieło bardzo kameralne i chyba z premedytacją pozbawiona komercyjnych walorów, którymi zachwyciło się ponad 2,5 mln słuchaczy. Z Feist o płycie niespodziewanym sukcesie, płycie "Metals" i "Ulicy Sezamkowej" rozmawiał Artur Wróblewski.

Feist: "Po prostu prowadziłam normalne życie " fot. Kristian Dowling
Feist: "Po prostu prowadziłam normalne życie " fot. Kristian DowlingGetty Images/Flash Press Media

Przed nagraniem albumu "Metals" dosyć długo odpoczywałaś od muzyki. Dlaczego i co wówczas porabiałaś?

Feist: Po siedmiu latach bezustannego koncertowania byłam skrajnie wyczerpana. A że tempo mojego życia wcale nie spadało, dałam sobie jeszcze osiem miesięcy i narysowałam w kalendarzu grubą kreskę. Po jej przekroczeniu zaprzestałam jakiejkolwiek działalności. Kiedy dotarłam do tej linii w kalendarzu, to było jak zderzenie ze ścianą. Upadłam, a obok mnie moja walizka, z którą podróżowałam.

Rok nie wystarczył, bym znów przystosowała się do życia w domu. Kiedy jesteś na wakacjach, potrafisz przyzwyczaić się do nowego otoczenia i zrelaksować się w kilka dni. Mnie się to nie udało przez rok, dlatego postanowiłam odpoczywać przez kolejny.

Poza tym podróżowała, spędziłam trochę czasu we Francji, odwiedziłam Meksyk i Egipt. Spotykałam się z moją rodziną i przyjaciółmi, pracowałam w ogrodzie i hodowałam warzywa... Po prostu prowadziłam normalne życie.

Czy album "Metals" był zatem reakcją na niesamowity sukces płyty "The Reminder" i piosenki "1234"?

- Nie do końca. Moje życie przeszło większą przemianę, gdy podpisałam kontrakt płytowy i wydałam album "Let It Die" w 2004 roku. Kiedy ludzie zaczęli interesować się "The Reminder", byłam już przyzwyczajona do takiego życia, do życia w trasie koncertowej.

Moja reakcja na sukces "The Reminder" była taka, że przed nagraniem "Metals" postanowiłam, że poczekam aż zrobi się wokół mnie cicho. To było dla mnie bardzo istotne. Zaczęłam pisać nowe piosenki po cichu, gdy nikt na nie nie czekał, nikt mnie nie słuchał i nikt mnie nie obserwował. Zawsze pracowałam właśnie w ten sposób. Tak, by nikt nie słyszał, co nagrywam. Czułam, że to słuszna decyzja.

Naprawdę nikt nie miał dostępu do nowych piosenek? Jak zatem wyglądała praca nad nimi?

- W szopie za domem urządziłam sobie przestrzeń dla siebie i tam napisałam kilka piosenek. Później wyjechałam do Paryża - to było latem 2010 roku - i dokończyłam piosenki w tym samym studio, w którym powstał album "The Reminder".

Nagrania odbywały się w wielkiej stodole w Big Sur w Kalifornii, która oddalona była 45 minut drogi od autostrady. Miejsce otoczone było dziką naturą. Nie wybraliśmy miejsca tylko dlatego, by było na nim słychać otoczenie, w którym powstała płyta, ale zależało nam na samym pomieszczeniu i ciszy, dzięki której można było usłyszeć myśli i wyczuć emocje ludzi, którzy pracowali nad albumem.

Jeżeli jesteśmy już przy muzykach, którzy pracowali z tobą nad "Metals"... Mocky i Gonzales to osoby, z którymi miałaś już okazję nagrywać. Nie korciło cię, by spróbować czegoś nowego i zaprosić do studia kogoś innego?

- Korciło mnie i z czystej ciekawości zdarzyło mi się pracować z innymi muzykami. Chciałam przekonać się, czy przypadkiem nie osiedliśmy na laurach jako trio i czy poczucie komfortu pracy w znanym gronie nie ogranicza nas. Okazało się, że praca z innymi nie była jednak aż tak produktywna. Nie czułam, by moje pomysły trafiała na oddźwięk i były rozumiane. A tak się czuje pracując z moimi dobrymi przyjaciółmi.

Wydaje mi się, że zmiana współpracowników nie jest konieczna, choć nie wykluczam tego w przyszłości. Jako artystka cieszę się, mogąc dzielić się moimi pomysłami z innymi. Ale zaufanie i zrozumienie, jakim darzą mnie Gonzales i Mocky, jest bezcenne.

Zmieńmy temat. Twój występ w programie "Ulica Sezamkowa" stał się hitem w serwisie You Tube. Czy dzieciaki proszą cię o autografy?

- Nie, raczej ich rodzice (śmiech). Do dzieci nie dociera, że telewizja to jedynie płaskie przedłużenie rzeczywistości i zwykłych ludzi, dlatego w bezpośrednim kontakcie są zazwyczaj nieśmiałe i przestraszone.

Słyszałaś o kłótni aktora Shia LaBeouf i reżysera Michaela Baya, którzy poróżnili się z powodu twojej piosenki?

- To dziwne i tyle mogę o tym powiedzieć. Zastanawia mnie tylko o którą piosenką poszło? Na która postawił reżyser, a którą chciał aktor?

Na koniec powiedz mi o swoim ulubionym albumie 2011 roku?

- To płyta "Provider" Bry Webba. Jeżeli jej posłuchacie, zrozumiecie dlaczego ją wybrałam.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas