Sentymentalna podróż The Smashing Pumpkins
Dwudziesta rocznica premiery debiutanckiego albumu The Smashing Pumpkins, która przypadła w ubiegłym roku, zaskoczyła Billy'ego Corgana - ostatniego członka oryginalnego składu, jaki pozostał w szeregach zespołu działającego pod tym dobrze znanym szyldem.
- Owszem, mam poczucie, że działo się to dobrze ponad dziesięć lat temu, ale żeby dwadzieścia? Zaskoczył mnie ten upływ czasu - przyznaje 45-letni dziś rockman. - Wiesz, w zespole gra ze mną teraz perkusista, który ma 21 lat (Mike Byrne - przyp. aut.). Któregoś dnia siedzieliśmy razem w studio i słuchaliśmy jakiegoś kawałka. "To utwór sprzed 22 lat" - zauważyłem. Wtedy on spojrzał na mnie, a do mnie nagle dotarło, że mówię o czasach, kiedy nie było go jeszcze na świecie.
The Smashing Pumpkins - jedna z czołowych formacji alternatywnej rewolucji w muzyce rockowej, która przypadła na lata 90. - sprzedali na całym świecie ponad 30 milionów płyt, zdobyli dwie nagrody Grammy i wylansowali wiele radiowych hitów, wśród których znajdują się takie kompozycje, jak "Cherub Rock" (1993), "Today" (1993), "Bullet with Butterfly Wings" (1995), "1979" (1996) czy "Tonight, Tonight" (1996). Za nimi imponująca przeszłość - a przed nimi obiecująca przyszłość, chociaż był taki czas, kiedy ta ostatnia stała pod znakiem zapytania.
Sam Billy Corgan, który w 2006 r. po blisko sześcioletniej przerwie wskrzesił markę The Smashing Pumpkins, 18 czerwca świętował wraz z nowym składem wydanie pierwszego od 2007 r. albumu grupy, zatytułowanego "Oceania". To część zakrojonego na większą skalę projektu "Teargarden by Kaleidyscope", w ramach którego muzycy zaprezentowali już 44 utwory, publikowane w Internecie pojedynczo lub po kilka naraz. Jednocześnie Corgan czuwa nad rozpoczętą w 2011 r. reedycją kompletnej dyskografii The Smashing Pumpkins, wzbogaconej o dodatkowe materiały. Premiera ostatniego wznowienia zaplanowana jest na 2013 rok.
- Zanim się do tego zabrałem, bałem się, że nie będzie mi łatwo połączyć pracę nad nowym materiałem z grzebaniem się w przeszłości - przyznaje Corgan, którego mój telefon zastał w jego domu w Chicago. - Okazało się jednak inaczej. Odkryłem, że ta wyprawa w dawne czasy przynosi mi swego rodzaju uspokojenie, bo przypomina mi o drodze, jaką przebyłem.
- To tak, jakbym patrzył na starą fotografię z poczuciem, że to dobrze, iż stało się tak, jak się stało. Dobrze, że to zrobiłem. Dobrze, że się na to zdecydowałem. Dobrze, że wykorzystałem wszystkie te szanse. Jestem nawet w stanie wybaczyć sobie głupstwa, które popełniłem lub powiedziałem, bo wiem, że wynikało to z mojej wiary w coś konkretnego.
Zobacz klip The Smashing Pumpkins do "1979":
Pasja, o której mówi Corgan, częściowo ulotniła się w schyłkowym okresie istnienia The Smashing Pumpkins w swoim oryginalnym składzie. W zespole - który tworzyli również gitarzysta James Iha, basistka D'arcy Wretzky i perkusista Jimmy Chamberlin - dochodziło do spięć, w dużej mierze wynikających z autorytarnych zapędów Corgana. Zanim w 2000 r. grupa ostatecznie zakończyła działalność, jej członkowie musieli przetrwać kilka romantycznych rozstań i powrotów, depresję swojego lidera, a także narkotykowy epizod Chamberlina. W 2006 r., reaktywując "Dynie", Corgan zaprosił tego ostatniego do współpracy. Dziś jednak, jak sam podkreśla, "nie utrzymuje żadnych stosunków" z dawnymi kolegami ze sceny. - Nie wdając się w szczegóły, muszę ze smutkiem stwierdzić, że to oni doprowadzili do takiej sytuacji - kwituje.
Sposób, w jaki Corgan wypowiada się o obecnym składzie The Smashing Pumpkins (który oprócz Mike'a Byrne'a tworzą basistka Nicole Fiorentino i gitarzysta Jeff Schroeder), nie pozostawia wątpliwości co do tego, czego brakowało mu w tamtym pierwszym zespole.
- To zdumiewająco dojrzali ludzie, którzy odnoszą się do siebie z szacunkiem - wyjaśnia. - Ze wszystkich zespołów, w jakich miałem okazję grać, ten jest jedynym, gdzie nie ma żadnego szkalowania; gdzie nie dochodzi do sytuacji, w których obmawia się osobę, która właśnie wyszła z pokoju, i gdzie nikt nie żywi animozji do kolegów. Nigdy wcześniej nie doświadczyłem czegoś podobnego.
Nic więc dziwnego, że styl pracy nowych "Dyń" różni się zasadniczo od tego wypracowanego przez pionierski skład.
- Powiedziałbym, że w większym stopniu skupiamy się na samej pracy w studio - mówi Corgan. - Tamten zespół odbywał niekończące się próby, w trakcie których wykuwaliśmy jakąś wizję tego, co chcemy zrobić, a następnie wchodziliśmy do studia. W obecnym składzie czerpiemy więcej korzyści z intelektualnego procesu twórczego, jakim jest praca nad płytą. Do studia wchodzimy z gotowymi pomysłami na utwory, rzucamy je na tapetę, a następnie każdy dokłada do nich swoje trzy grosze. Wydaje mi się, że ten system się sprawdza. Uważam, że o takim właśnie charakterze tego zespołu dobitnie świadczy muzyczna zawartość "Oceanii". Po przesłuchaniu tej płyty nikt nie powinien mieć wątpliwości, dlaczego pracuję z tymi ludźmi.
A przecież jeszcze dwa lata temu Billy Corgan nie miał ochoty na nagrywanie żadnego nowego albumu. Po umiarkowanie entuzjastycznym przyjęciu płyty "Zeitgeist" (2007), zwiastującej powrót The Smashing Pumpkins, charyzmatyczny wokalista postanowił odseparować się od przemysłu muzycznego.
- Musiałem to zrobić - wyjaśnia. - Musiałem wyzwolić się z paternalistycznej relacji z wytwórnią, bo wyglądało to tak, że za każdym razem, kiedy skończyłem pracę nad płytą, musiałem trzymać kciuki, żeby ktoś za biurkiem powiedział: "Dobra robota, chłopczyku. Wydamy ci to". Dorosłemu facetowi zaczyna to w pewnym momencie ciążyć. Chciałem pozbyć się tego mało komfortowego uczucia, że muszę zrobić wrażenie na kimś, kto w ogóle mnie nie zna.
Zobacz klip The Smashing Pumpkins do "Disarm":
Projekt "Teargarden by Kaleidyscope" - pomyślany jako sposób na publikację dowolnej ilości materiału w dowolnym czasie - narodził się w głowie Corgana po dogłębnym przeanalizowaniu zmieniających się trendów w odbiorze muzyki, a także wzrostu znaczenia cyfrowej dystrybucji nagrań. Począwszy od zaprezentowanej w grudniu 2009 r. kompozycji "A Song for a Son", The Smashing Pumpkins zaczęli sukcesywnie udostępniać pojedyncze utwory na swojej stronie internetowej, a także w serwisach społecznościowych. Opublikowany dotychczas materiał został również wydany na tzw. "epkach", z których każda zawiera pięć kompozycji. Ale, co osobliwe, obranie tego nowatorskiego kierunku nie zaowocowało oszałamiającym sukcesem komercyjnym.
- Zrozumiałem, że formuła polegająca na udostępnianiu jednej piosenki każdorazowo wyczerpała się - mówi Corgan. - Stało się dla mnie jasne, że nie docieramy do wszystkich naszych potencjalnych odbiorców, jak to sobie wyobrażałem. Spójrz: mamy ponad milion trzysta fanów na Facebooku, prawda? Można by więc sądzić, że tyle samo osób zapozna się z naszą nową piosenką, kiedy ją opublikujemy. Okazuje się jednak, że ludzie muszą trafić na nią dokładnie wtedy, kiedy utwór będzie miał swoją premierę, bo sami niekoniecznie muszą poszukiwać tych informacji, podobnie jak niekoniecznie muszą dowiadywać się o tego typu rzeczach od przyjaciół. To wszystko jest bardzo ulotne.
- Zobaczyłem też, że nasz przekaz nie trafia do użytkownika korzystającego z tradycyjnych źródeł informacji. Zadałem więc sobie pytanie, co powinienem zrobić. I wtedy pojawiła się myśl: trzeba znów nagrać album.
Tak właśnie narodziła się "Oceania", na której znalazło się trzynaście utworów. - To jedna z najbardziej melodyjnych płyt, jakie nagrałem, a zarazem zdradzająca mocne, rockowe brzmienie - mówi Corgan. - Pod względem muzycznym jest to chyba najbardziej przestrzenny album w mojej karierze. Osoby, które już go słuchały, mówią mi, że przypomina im on The Smashing Pumpkins w starym, dobrym wydaniu - a jednocześnie brzmi zupełnie inaczej. Tak więc, mimo znajomych elementów, nie można powiedzieć, że wróciliśmy nim do starego brzmienia.
Równolegle do tych działań, Corgan cały czas dogląda reedycji kompletnej dyskografii The Smashing Pumpkins", w ramach której oryginalny materiał ze wznawianych wydawnictw wzbogacany jest "smaczkami" w postaci nagrań demo, alternatywnych wersji utworów czy zapisów koncertów. Przy tej okazji natknął się na "tony dziwacznych i szalonych materiałów, które będziemy po prostu udostępniać za darmo, głównie w sieci".
- Jest tego niesamowicie dużo. Mam nieograniczony dostęp do wszystkich archiwów i możemy robić wszystko, na co mamy ochotę. To absolutne szaleństwo. Jakość reedycji też jest absolutnie oszałamiająca. Wszystkie te nagrania jawią nam się teraz w zupełnie innym świetle. W kwestii czysto technicznej, dotyczącej jakości dźwięku, postęp jest wręcz niesamowity. Było to dla mnie szokiem.
Zobacz klip The Smashing Pumpkins do "Tonight, Tonight":
Corgan pospiesznie dodaje, że fani nie powinni jednak spodziewać się żadnych "ukrytych skarbów".
- W ciągu wszystkich lat naszej działalności opublikowaliśmy bardzo wiele dodatkowych utworów, które z różnych względów nie ukazywały się na naszych albumach. W związku z tym nie dysponujemy jakąś skarbnicą piosenek, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. Nigdy nie nagraliśmy żadnej genialnej płyty, która zaginęła, ani nic z tych rzeczy. Dodatkowe materiały, o których mówię, to raczej coś, co pozwoli fanom zagłębić się w nasz proces twórczy, albo spojrzeć na pewne kompozycje z zupełnie nowej perspektywy.
Wokalista The Smashing Pumpkins przyznaje zarazem, że w trakcie przekopywania się przez archiwa natknął się na kilka niedokończonych kawałków, które zmusiły go do refleksji. - Nie mogłem uwierzyć, że niektórych pomysłów nie dopracowałem do końca!
A zatem - czy możemy się spodziewać kolejnych premierowych utworów?
- Zobaczymy - odpowiada Billy Corgan. - Potrzebne są do tego sprzyjające okoliczności, ale byłoby fajnie, gdybyśmy mogli dokończyć tamte utwory z tym zespołem; niejako połączyć te dwie wrażliwości muzyczne. Najdelikatniej mówiąc, byłoby to interesujące.
Gary Graff
New York Times
Tłum. Katarzyna Kasińska