Peja zasługuje na duże brawa

O współpracy z raperem Peją portalowi INTERIA.PL opowiada Michał Wiraszko z zespołu Muchy.

Peja "miał dużo trudniej, niż większość artystów w Polsce" fot. Igor Wojtkowiak
Peja "miał dużo trudniej, niż większość artystów w Polsce" fot. Igor Wojtkowiakoficjalna strona wykonawcy

Muchy i Peja wystąpili wspólnie podczas koncertu Faith No More w Poznaniu. Michał Wiraszko nie ukrywa, że od lat jest wielbicielem twórczości poznańskiego hiphopowca.

- Odkąd Peja zaczął być osobą publiczną, czyli gdzieś tak od 1995 roku, uważałem go za osobę intrygującą i wprawnie posługującą się polskim językiem. To, co piszą o nim różnorakie media, wpisuje się tylko w to, jaki on naprawdę jest. Jest szczery, wulgarny i uliczny. Życie nie szczędziło mu wulgaryzmów i ulicznictwa. Tak jak zresztą nie szczędziło wielu artystom na przestrzeni dziejów - komentuje lider Much.

- Często pozwalam sobie przytoczyć porównanie Ryszarda Andrzejewskiego, bo tak naprawdę nazywa się Peja, do Franciszka Villona. Autora pierwszej, ulicznej, miejskiej poezji. Człowieka, który jest nieoswojony z niczym, co jest poprawne politycznie. To mnie w tym człowieku kręci. Ja wiem, że on potrafi być... boję się użyć słowa "prymitywny", żeby on mi nie zarzucił, że go obrażam. Ale to właśnie jest w nim piękne. On jest po to, by pewne prawdy podawać w sposób grubo ciosany. Do tego ma niebywałą błyskotliwość leksykalną i literacką. Tym czymś rajcuje mnie do krwi - tłumaczy wokalista.

Michał Wiraszko przyznaje, że współpraca z Peją nie należała do łatwych i przyjemnych. Wszystko to z powodu nieufności rapera do indierockowego zespołu.

- Z Peją spotkaliśmy się kilkukrotnie na próbach. Na początku podszedł do nas z nieukrywaną nieufnością. Musieliśmy odczekać kilka tygodni, zanim on się otworzył i przybił nam "piątkę". Na początku wyglądało to mniej więcej tak: "No co chcecie?". Przyszło trzech gogusiów i mu k**wa d**ę zawracają. Na tej zasadzie troszeczkę - wspomina wokalista Much.

- Krok po kroku staraliśmy się wyperswadować to zagrożenie, które on gdzieś tam dostrzegał w kontaktach z nami. Na końcu nasz menedżer powiedział mu: "Wiesz co, Rychu. Gdyby się głębiej zastanowić, to im nie powinno zależeć na współpracy z tobą. Ich odbiorcy i twoi odbiorcy to są dwa krańce. Nie musisz się obawiać, że to jest nieszczere". To go kupiło i to go przekonało - opowiada nam Michał Wiraszko.

- Odebrałem Peję jako bardzo skrupulatnego, bardzo pilnującego tego, co ma do powiedzenia człowieka. Rzeczywiście to jest facet, który zarządza swoim wizerunkiem i artystycznym biznesem, robiąc to nad wyraz sprawnie. To, co go spotkało w życiu, ma przełożenie na to, jaki on jest. Natomiast dzisiaj - on niedawno wziął przecież ślub - jest dojrzałym facetem, mężem, artystą hiphopowym. Naprawdę robi duże wrażenie i duże brawa, bo ten facet miał dużo trudniej niż większość artystów w Polsce - zaznacza wokalista.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas