Kto był największym objawieniem 2014 roku?
FKA twigs, Banks, The Dumplings, Sam Smith, Royal Blood... zobacz, kogo nasi eksperci wskazywali jako największe muzyczne objawienie roku.
Tomek Doksa:
FKA twigs. Tytuł w kategorii objawienie roku można przyznawać z różnych powodów. FKA twigs należy się on z przyczyn czysto muzycznych. Wypadkowa elektroniki, r'n'b i pięknie kultywowanego przez nią trip hopu, w połączeniu jeszcze z intrygującym wokalem młodej Brytyjki to jeden z tych debiutanckich albumów 2014 roku, których nie powinno się przegapić.
Olek Mika:
FKA twigs. 26-latka, łącząc soulową elegancję z mroczną elektroniką, nagrała wyróżniający się debiut. Zjawiskowa artystka ma nie tylko bogatą wyobraźnię muzyczną - występując w programie Jimmy'ego Fallona, ograniczona technicznymi wymogami telewizyjnej produkcji, błysnęła wyjątkową pomysłowością - ta cecha pozwala wierzyć, że jeszcze nieraz zaskoczy.
Jarek Szubrycht:
Thaw. Wiedziałem, że to dobry zespół, trzymałem kciuki, ale nie spodziewałem się, że już w tym roku będzie aż tak dobrze - nie dość, że wydali znakomity album "Earth Ground", bezapelacyjnie jedną z najlepszych tegorocznych polskich płyt, to jeszcze doprawili koncertami, po których oszołomiona publiczność zbierała szczęki z podłogi. Thaw łączy noise z blackmetalem i postrockiem, topiąc to wszystko w brudnym bajorze przesterów i sprzęgów. Dużo w tym wolności, ale przede wszystkim wielkiej muzycznej świadomości, która kryje się w tych zakapturzonych łbach.
Filip Lenart:
Benjamin Booker. Ostatni raz punkowy blues zaatakował z taką siłą debiutem The White Stripes, a wcześniej John Spencer Blues Explosion. Benjamin nawiązuje do jednych i drugich, ale robi to bardzo po swojemu. Petarda!
Paweł Waliński:
Gambles. Bo długo wszyscy czekali, aż urodzi się nowy Dylan.
Marcin Flint:
We Will Fail, czyli projekt Aleksandry Grunholz. Potężna elektronika z nagraniami terenowymi, pulsem techno i klimatem postapokaliptycznym. Nie mogłem się zimą od tego uwolnić. Gdy zrobiło się cieplej, zniszczył mnie z kolei Kuba Knap - tak silnego stylu i świadomości tego, co chce się robić na oficjalnym debiucie rapowym dawno nie słyszałem. I nic u niego nie jest na siłę!
Adam Czerwiński:
Sam Smith - muzyczna wrażliwość, emocjonalność i naturalny smutek w głosie.
Marcin Jędrych:
Ed Sheeran. Okazało się, że ten młodziutki artysta potrafił udźwignąć ciężar popularności zbudowanej w oparciu o debiutancki album, wydając drugą płytę, która okazała się jeszcze lepsza. A taka sztuka udaje się dziś naprawdę tylko nielicznym artystom.
Marcin Bąkiewicz:
Royal Blood - bardzo mi wszedł ten album, brudne, rockowe granie, czasem aż trudno uwierzyć, że bas może tak zabrzmieć. Ameryki panowie nie odkryli, ale nagrali bardzo dobrą płytę. Z kolei George Ezra śpiewa i gra, jakby miał znacznie więcej lat, niż ma. Mam nadzieję, że gust mu się z czasem nie popsuje i nie wpadnie na pomysł remiksowania swoich piosenek.
Krzysztof Nowak:
100s. Jeśli ktoś zasługuje na tytuł "rookie of the year", to właśnie ten raper. 22-latek wydał EP-kę "IVRY", która powinna znaleźć się wysoko we wszelkich rankingach najlepszych krążków, jakie przyniósł 2014 rok. Zdecydowanie musicie ją usłyszeć.
Daniel Kiełbasa:
The Dumplings. Wokół młodego duetu zrobiło się nieco szumu już pod koniec 2013 roku, jednak to rok 2014 był dla nich momentem największej popularności oraz sukcesów. Popularne "Pierożki" wydały w 2014 dobrze przyjętą płytę "No Bad Days" w dużej wytwórni, ruszyli w trasę koncertową, gromadząc na występach sporą publiczność, zwiedzili zagraniczne festiwale (i nie tylko w roli publiczności), wystąpili na OFF-ie (byli zaproszeni także na Open'era, ale w ostatniej chwili odwołali koncert z powodu choroby Kuby Karasia), a to wszystko dzięki jednemu mailowi do internetowego celebryty. Obeszło się bez "Must Be The Music", "Mam talent" i tego typu show. Okazało się, że można przebić się do świadomości słuchaczy bez pomocy mainstreamowych mediów, startując z poziomu zero. Co ważne, Kuba Karaś i Justyna Święs to bardzo młodzi ludzie. Kariera stoi przed nimi otworem i miejmy nadzieje, że wykorzystają swoją szansę.
Michał Michalak:
Banks. Podoba mi się nie tylko świetnie brzmiący, nosowy wokal Amerykanki i jej bezbłędne, hipnotyczne utwory z tak dziś modnego pogranicza elektroniki i soulu. Podoba mi się także wizerunkowa strategia Banks - czarno-białe zdjęcia, to magnetyczne spojrzenie spode łba, powaga, tajemniczość, półmrok. Spójne to jest i utrzymane w dobrym guście. Banks nie szuka rozgłosu na skróty, poprzez skandale czy obsceniczność, i chwała jej za to.
Czytaj nasze podsumowania 2014 roku w muzyce: