Reklama

Brodaty guru

Nie czyta nut, nie pisze tekstów, ba, nie wie nawet, do czego służą te wszystkie pokrętła w studiu nagrań. Mimo to Rick Rubin uchodzi za prawdziwego geniusza muzyki.

"Jak można być producentem muzycznym, jeśli nie potrafi się powiedzieć nic o akordach? Ale w jakiś niewyjaśniony sposób jego metody działają" - opowiada Emily Robison z zespołu Dixie Chicks.

"Nie jestem ekspertem, jeśli chodzi o techniczne aspekty nagrywania" - przyznaje sam zainteresowany.

No właśnie. Jak to się stało, że jowialny wielki miś, jakim jest 49-letni Rick Rubin, stał się najbardziej rozchwytywanym producentem na rynku?

"Nie mogłem uwierzyć, jak wielka jest jego wiedza na temat muzyki. Nie tylko albumów, które współtworzył, a które uwielbiam, ale w ogóle. Uwielbia muzykę klasyczną, kocha jazz, folk, muzykę świata. Ma gigantyczną wiedzę na temat każdego z gatunków" - nie może nadziwić się Josh Groban, któremu Rubin pomagał przy albumie "Illuminations".

Reklama

Powiedzieć, że Rick Rubin jest wszechstronny, to nic nie powiedzieć! Jego wszechstronność zdaje się nie tyle wyczerpywać definicję tej cechy, ale wręcz ją rozrywać!

Lista artystów, z którymi współpracował przyprawia o ból głowy. Od jednego z najostrzejszych zespołów świata, jakim jest Slayer, po Adele i jej ballady. Brodaty Amerykanin mieszkający w Malibu ma na koncie kultowe dzieła Red Hot Chili Peppers: "Blood Sugar Sex Magik", "Californication" i inne płyty słynnych "Papryczek". Momentalnie znalazł wspólny język z raperem Jayem-Z, by za chwilę nakłonić schorowanego Johnny'ego Casha do zrealizowania najbardziej przejmujących nagrań w jego karierze (ze słynnym coverem "Hurt" Nine Inch Nails na czele). Zajmował się płytami takich gwiazd rocka jak Metallica, AC/DC, Tom Petty czy Black Sabbath... Pomógł grupie Linkin Park wyjść z nu metalu... Ten akapit mógłby się ciągnąć w nieskończoność (Mick Jagger, Audioslave, Beastie Boys, Neil Diamond...), bo i lista jego współpracowników zdaje się nieskończona.

Biorąc pod uwagę powyższe, trzy nagrody Grammy, które otrzymał w trakcie swojej kariery, to dość surowe potraktowanie potężnego nie tylko wpływami, ale i posturą producenta.

Rick Rubin o pracy z Johnnym Cashem:


Więc jak on to robi?

Podstawowym narzędziem pracy Ricka Rubina są: empatia i intuicja. Oraz długie spacery kalifornijską plażą.

Uwielbia produkować płyty poprzez długie rozmowy z muzykami. Kiedy ci mają już skomponowane i zaaranżowane numery, on swoją pracę uważa za niemal skończoną (wyjaśnijmy - to podejście jest o tyle szokujące, że na drugi czy nawet trzeci plan spycha sam proces rejestrowania i miksowania utworów).

Jest dla wykonawców psychologiem. Stara się, by zapomnieli o terminach, umowach, by nie myśleli o wyborze singla czy liczbie utworów. Swoim ciepłym, kojącym głosem wprowadza podopiecznych w stan, który umożliwia wenie dotarcie do nich.

Siebie definiuje przede wszystkim jako fana. A dopiero w drugiej kolejności producenta.

Rick Rubin nie przemyca swojego brzmienia. Nie ma czegoś takiego jak brzmienie Ricka Rubina. Inni czołowi producenci starają się odcisnąć na albumach swoje piętno. Kiedy Brian Eno zaopiekował się zespołem Coldplay, stał się jednocześnie współkompozytorem i aranżerem, co mocno wpłynęło na charakter dwóch ostatnich albumów Brytyjczyków. Nie mówiąc już o takim Timbalandzie, który z kimkolwiek by nie nagrywał, zostawiał na płycie swoje charakterystyczne bity. Czy to był Justin Timberlake, czy Chris Cornell.

Nasz bohater nie daje swojego autorskiego rysu, bo nie to jest jego celem i nie taki jest charakter jego pracy. On pomaga w wytyczaniu ścieżek i ocenia, czy sprawy zmierzają we właściwym kierunku.

Instaluje się na kanapie. Przynosi poduchy i koce. I słucha.

Swoją intuicję umieszcza w zerojedynkowych ramach. Albo wszystko się zgadza, albo nie. Albo jest dobre, albo trzeba naprawić. Każdy powstający utwór ocenia w tych właśnie kategoriach.

Jeśli coś się nie zgadza, informuje o tym muzyków. Zbierają się wszyscy w kółku i dyskutują, jak zmienić utwór, by nie tyle podobał się Rickowi, co po prostu zaiskrzył. Dysputy przeradzają się w kolejne próby, podczas których Rubin dostojnie kiwa głową. Z aprobatą lub z niezadowoleniem.

Gdy pojawia się wreszcie efekt końcowy, artyści są zazwyczaj zachwyceni i całą zasługę często przypisują Rickowi, który - podkreślmy - do swoich osiągnięć podchodzi z dystansem i skromnością. Jak na buddystę przystało.

"Californication" to jedna z tysięcy piosenek wyprodukowanych przez Ricka Rubina:


Kontrowersje

Są jednak tacy wykonawcy, którym nieco ekscentryczne metody Ricka Rubina nie przypadły do gustu i nie uważają go za guru.

W ustach krytyków - do których należy m.in. grupa Muse - Rick Rubin jest leniem, pozerem i równie dobrze mogłoby go w studiu nie być.

"Jest wiele osób, które bardzo chciałyby, bym dostosował się do linii programowej, która brzmi: 'praca z Rickiem Rubinem to bardzo pouczające doświadczenie'. Ale ja powiem wam cholerną prawdę. Rick Rubin pojawiał się w studio raz w tygodniu i przebywał tam 45 minut. Podczas tych 45 minut wylegiwał się na kanapie i kazał sobie przynieść mikrofon, by nie musieć się ruszać" - atakował wokalista Slipknot Corey Taylor.

"Jest bladym cieniem starego Ricka Rubina. Jest przeceniony i przepłacany, a ja już nigdy nie będę z nim pracował" - dodał frontman.

Również zespół Velvet Revolver uskarżał się na małe zaangażowanie Rubina, a współpracę określił jako "mało inspirującą".

Brodaty mistrz nie zawraca sobie jednak głowy niesnaskami. Nie musi, bo wciąż przebiera w zleceniach. Aktualnie, skończywszy nową płytę Linkin Park, szykuje się już do pracy z Black Sabbath i Metallicą nad ich nowymi wydawnictwami.

Michał Michalak

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rick Rubin | producent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy