Reklama

As pik Tricky

Mężczyznę poznaje się po tym jak kończy - ten sławetny tekst świetnie oddaje to, co działo się w niedzielę (23 listopada) w krakowskim klubie Studio podczas koncertu Tricky'ego.

Zanim doszło do koncertu z Warszawy, gdzie dzień wcześniej grał Tricky, doszły do Krakowa zaskakujące wieści. Artysta jest w dobrym humorze! Jak na Tricky'ego wyśmienitym, bo podczas wywiadów z nienawidzonymi dziennikarzami żartuje, nie zamyka mu się buzia i rzuca anegdotami. A wcześniej artysta znany był raczej z rzucaniami słuchawkami. "Tematem dnia" była skręcona noga wokalisty. Co ciekawe, Tricky doznał kontuzji grając w piłkę, a sprawcą urazy był ponoć... Polak. Niestety, niezbadane są wyroki Tricky'ego - w niedzielę menedżer artysty ze stoickim spokojem oznajmił, że artysta nie ma ochoty na rozmowy i odwołał wszystkie wywiady. Rozczarowanie.

Reklama

Rozczarowująca była także główna część koncertu. Tricky na scenie pojawił się z towarzyszeniem stricte rockowego składu: bas, perkusja, gitara i klawisze. Poza tym artystę wspierała wokalistka, która momentami przejmowała rolę wiodącego frontmana. A bohater wieczoru w tym czasie oddawał się pogawędkom z klawiszowcem, popijał wodę (destylowaną!) i rolował skręty z marihuaną, które później z rozkoszą palił na scenie. Nie znaczy to, że w tym czasie Tricky był nieobecny duchem na koncercie. Był bardzo obecny, bo to był prawie jego solowy show i nawet w momencie zwijania bibułki, Tricky wciąż dominował na scenie.

Inna sprawa, że do bisów tak naprawdę muzykom nie udało się wytworzyć prawdziwej atmosfery. Hałaśliwe kompozycje - Tricky na żywo to punk rock! - nie potrafiły znaleźć wspólnego języka z spokojniejszymi i transowymi momentami. Płynność i klimat pojawiały się dopiero na wysokości bisów - wcześniej w studio było "tylko" energetycznie. Płomienna modlitwa w "Joseph" świetnie zakontrastowała z zadziornym "Tricky Kid", a podczas drugiego bisu wydłużona i hipnotyzująca wersja "Council Estate" świetnie współgrała z czadowym "Ace Of Spades" z repertuaru Motorhead. Te kilkadziesiąt minut skutecznie zamazały wcześniejsze wątpliwości, co do koncertowej formy Tricky'ego.

Osobny akapit trzeba poświęcić zachowaniu artysty na scenie. Tricky podczas koncertów zachowuje się jak w transie. W punkowym transie. Artysta odprawia własny rytuał, jakby nie zauważając ani towarzyszącego mu zespołu, ani publiczności. Na przykład śpiewając na raz do dwóch mikrofonów. Najmocniej widać to było podczas bisów, czyli najlepszej części koncertu. Czyżby dopiero wtedy Tricky tak naprawdę się rozgrzał, co wreszcie udzieliło się atmosferze występu?

Tricky w wywiadach powtarza, że mentalnie jest punkrockowcem. Brązowym punkrockowcem. I nie chodzi tu o image, ale o mentalne podejście do życia i sztuki. Słychać to zwłaszcza podczas koncertów. Po krakowskim występie naszła mnie refleksja, że prawdziwie wyzwoloną i punkową postawę Tricky pokazałby... grając pół-akustyczne sety. Tak jak to uczynił na - moim zdaniem - swojej najambitniejszej i najlepszej płycie - "Nearly God". A że Tricky artystą jest nieprzewidywalnym, nie można wykluczyć, że kiedyś zaskoczy w ten właśnie sposób.

Artur Wróblewski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tricky | Działo się | 'Działo się' | studio | Artysta | Adrian Thaws
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy