"Wierzę w świetną melodię"

Irlandzki wokalista Ronan Keating swą wielką karierę muzyczną rozpoczął jako członek boysbandu Boyzone. Po kilku latach wspólnych występów zdecydował się jednak spróbować swych sił jako solista. Wydany w 2000 roku album "Ronan" potwierdził jego muzyczny talent, a przeboje, takie jak "Life Is A Rollercoaster" lub "Lovin' Each Day", zdobyły szczyty list przebojów. W marcu 2001 roku, w ramach promocji płyty, Ronan odwiedził Polskę i wystąpił na uroczystości wręczenia Fryderyków. Przy tej okazji spotkał się z nim Piotr Metz z Radia RMF FM.

article cover
INTERIA.PL

W zeszłym roku wydałeś właśnie swój pierwszy solowy album "Ronan". Nadal podoba ci się?

To naprawdę dobry album. Szczególnie w porównaniu z tym całym gównem dookoła. Są tam prawdziwe piosenki.

To dobry zwrot: "prawdziwe piosenki".

Tak, one są prawdziwe. Dookoła jest pełno gówna, szemranej muzyki. Ludzie zapominają, o co chodzi w piosence. Bardziej interesuje ich rynek albo kluby.

To znaczy, że jesteś fanem piosenek o klasycznej konstrukcji.

Zdecydowanie tak. Wierzę w świetną melodię, w dobrej oprawie, ze świetnymi instrumentami, w producentów, którzy wiedzą, co powinno się znaleźć w piosence, czy mają to być organy Hammonda, mandolina czy cokolwiek innego, ale musi być dobra konstrukcja.

Czy nie wydaje ci się, że mniej więcej pięć lat temu istniało ryzyko utraty melodii na rzecz samego tylko rytmu?

Moim zdaniem pięć lat temu było OK. Bałem się trochę jakiś rok albo dwa lata temu. Pięć lat temu mieliśmy Oasis - fantastyczny zespół rockowy, który potrafił wszystkich zaskoczyć, szturmem zdobył przemysł muzyczny. To było w porządku. Nie mieliśmy U2 i to było dużym problemem. Potrzebowaliśmy U2. Rok albo dwa lata temu mieliśmy tylko pop, te wszystkie boysbandy i girlsbandy. To stało się naprawdę nudne. Dziś jest odrodzone U2, grupy Coldplay i Toploader - to są prawdziwe zespoły, które nagrywają prawdziwe płyty. To jest jak powiew świeżego powietrza.

Jeśli mówimy już o tych gównianych piosenkach - czy nie wydaje ci się, że generalnie ukazuje się dziś zbyt dużo muzyki?

Tak, to prawda, każdego tygodnia. Dziś artystom naprawdę trudno się przebić, bo zawsze górą jest muzyka dance, pop, czy nastolatki, które ktoś wyciąga nie wiadomo skąd. Gwiazdy pop mają za sobą telewizję, prawdziwe zespoły nie mają szans w tej rywalizacji.

Twoja kariera rozpoczęła się w latach 90-tych, ale dawniej dzień, w którym ukazywała się jakaś ważna płyta, był świętem. Ustawialiśmy się w kolejce przed sklepem...

Sam to robiłem! Pamiętam, gdy U2 wydali "Actung Baby" - stanąłem wówczas w kolejce, aby dostać tę płytę.


Teraz możemy mieć taką płytę sześć tygodni przed jej ukazaniem się w sklepach.

Tak, to bardzo trudna sprawa z tym Napsterem. Teraz zabrali się za to i miejmy nadzieję, że coś z tym zrobią. Artysta nie jest w stanie przeżyć, gdy działa coś takiego jak Napster. Kiedy można sobie ściągać piosenki za darmo, wytwórnia nie zarabia na płytach, a ludzie tacy jak ja czy ktokolwiek inny, nie dostają pieniędzy za nagranie albumu. Nie mogą więc nagrywać, bo nie stać ich na producenta. I tak powstaje błędne koło. Jeżeli więc nie będzie to odpowiednio kontrolowane, skończy się tak, że w ogóle nie będzie powstawać muzyka. Albo zostanie tylko techno i muzyka dance, której wyprodukowanie na syntezatorze nic nie kosztuje.

Jeśli mowa o kontrolowaniu - czy Ronan Keating jako artysta solowy czuje się lepiej niż członek zespołu?

Jest to bardzo komfortowa sytuacja. Czuję się wolny jako artysta solowy. Muzycznie mogę pójść w którą stronę zechcę, mogę też powiedzieć to, co chcę.

I opłaca się wziąć przy tym na siebie dużo większą odpowiedzialność?

Najbardziej ze wszystkiego jestem odpowiedzialny za swoją własną karierę i za swoją rodzinę oczywiście.

Wiem, że wszystko jeszcze przed tobą, ale czy nie wydaje ci się, że po dotarciu na szczyt w wieku 23-24 lat, bardzo dobrze się stało, że założyłeś rodzinę?

Tak, to naprawdę może uderzyć do głowy. Rodzina jest dla mnie punktem odniesienia - to ona dodaje mi rozsądku, pomaga zrozumieć, po co to wszystko robię i do czego powinienem dążyć w przyszłości.

Opowiedz mi trochę o swoich korzeniach. Nawet nie za bardzo wiem, jak wymówić nazwę twojego pierwszego zespołu.

Namasti. To był rockowy zespół - miałem wtedy jakieś dwanaście albo trzynaście lat. Graliśmy covery Nirvany i tego typu rzeczy, to było naprawdę heavy.

Ale i piękne melodie. Ludzie często kojarzą Nirvanę z hałasem...

Nie, nie. To świetne piosenki. Świetne melodie, wspaniałe piosenki. W takich klimatach siedział zespół Namasti. Wzięliśmy tę nazwę z utworu The Beastie Boys.


To brzmi jak czeskie słowo.

No nie? Ale tak naprawdę to jest indiańskie przywitanie, czy coś w tym stylu. Nie jestem tego pewien. Ale wzięliśmy to z albumu The Beastie Boys. Tak nazywa się ostatni utwór z jednego z albumów. Świetnie się bawiliśmy. Byliśmy dużą nadzieją, wygraliśmy parę przeglądów młodych talentów. Ale ja zawsze chciałem zajść wysoko, nagrywać płyty, pracować ze słynnymi producentami, stanąć na scenie obok Bryana Adamsa, Jona Bon Jovi i innych. Teraz zaczyna się to spełniać.

Czyli czujesz się mniej więcej tak, jakbyś wracał do korzeni.

Wierzę, że tak się właśnie dzieje. W boysbandzie liczy się głównie marketing i dobry wygląd. Ja chcę się odciąć od tego, od tego, jak wyglądam i od całego marketingu. Choć z drugiej strony marketing jest dziś bardzo ważny, świat jest jednym wielkim rynkiem. Tak to już jest. Masz ogromne plakaty, radio i tak dalej. Ale ja osobiście nie ubieram się w markowe stroje, noszę dżinsy i t-shirty. Taki już jestem. Jeżeli spotkasz mnie na ulicy, będę ubrany tak samo. A jeżeli chodzi o piosenki... Gdy idę do domu, chcę sobie włączyć muzykę, chcę posłuchać piosenek, one są dla mnie ucieczką. Chciałbym, aby moja muzyka była czymś takim dla innych ludzi. Nie chcę śpiewać "Ooo, baby I love you", stojąc na scenie w garniturze od Gucciego i wyglądając świetnie. To nie o to w tym wszystkim chodzi. Najważniejsze są piosenki.

Pracowałeś z Bryanem Adamsem i Eltonem Johnem. Słyszałem, że chciałbyś również współpracować z Mobym...

Chciałbym po prostu spróbować różnych rzeczy. Moim zdaniem dla artysty jest ważne odkrywanie nowych obszarów. Popatrz na Bono. Raz pracuje z Frankiem Sinatrą, kiedy indziej robi coś zupełnie innego. Po prostu penetruje różne obszary, szukając inspiracji. Według mnie dużo się można w ten sposób nauczyć.

Czy ciągle masz problemy z przekonywaniem do siebie publiczności? Robisz to stopniowo?

Wyznaję zasadę małych kroków.

To coś jak przełamywanie tamy?

Tak, zdecydowanie. Popatrz na Madonnę. Z każdym albumem robi mały krok naprzód i odkrywa się na nowo. I za każdym razem jest coraz lepiej. Porównaj jedną z jej pierwszych płyt z ostatnią - dzieli je przepaść. Ale gdy posłuchasz albumów, które były pomiędzy, zobaczysz, że każdy z nich jest takim właśnie małym kroczkiem. I oto właśnie chodzi. Ona cały czas ma fanów i może być inspiracją dla każdego.


Jak w takim razie wyobrażasz sobie przyszłe kroki w twojej karierze? A może jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić?

Faktycznie, jest jeszcze za wcześnie. Na razie myślę o następnej płycie. Mój ostatni numer "Loving Each Day" wyznacza ten kierunek - jest szybki, młodzieżowy, popowy, ale jednocześnie ma fundament, jego tekst mówi o czymś. To niekoniecznie musi być manifest polityczny. Chodzi o to, aby ktoś mógł powiedzieć: "Ten tekst jest świetny, dużo dla mnie znaczy, pozwolił mi uwierzyć". Ludzie powinni słuchać tekstów i jednocześnie nucić sobie usłyszaną melodię w drodze do pracy.

Tu chodzi też o zabawę.

Jasne. Chodzi też o to, aby można było pójść do klubu i tańczyć w rytm tej piosenki. Czy na przykład włączyć sobie radio w samochodzie i śpiewać razem z nim. Ja sam to robiłem.

Czy nie wydaje ci się wyjątkową ironią losu fakt, że album z największymi przebojami The Beatles w Ameryce był sprzedawany pod szyldem boysband?

Tak, zupełnie się z tym zgadzam.

I właśnie dlatego sprzedało się aż 20 milionów egzemplarzy.

Tak, dokładnie. Ale to oni właściwie byli pierwszym boysbandem - z tym, że grali na instrumentach. Ale dzisiejsze boysbandy też zaczynają grać na instrumentach.

Starasz się, aby życie twojej rodziny było tak normalne, jak się tylko da. Z drugiej strony zabierasz ich z sobą prawie wszędzie, jeżeli jest to tylko możliwe.

Moja rodzina podróżuje teraz ze mną. Do czasu, kiedy dzieci nie muszą chodzić do szkoły, nie ma problemu. Ale gdy mój syn dorośnie, osiedlimy się w Irlandii i tam pójdzie do szkoły. Myślę, że to jest dobre dla niego - może sobie pozwiedzać, dobrze się bawi, jest ze swoimi rodzicami. Ja też chcę być z nim. Nie chcę, żeby dorastał z dala ode mnie. Na tym etapie mojej kariery muszę wiele podróżować. Mam nadzieję, że gdy nadejdzie czas, aby poszedł do szkoły, będę miał o wiele silniejszą pozycję, będę mógł wybierać i trochę zwolnić. Dzięki temu więcej czasu będę spędzał w rodzinnym domu w Irlandii.


Sądząc po tym, co nagrywasz, a zrobiłeś między innymi zrobiłeś cover "Whisky In The Jar" z repertuaru Thin Lizzy, nie odcinasz się od swych irlandzkich korzeni...

Tak. Nie chcę zarzucać ludzi tymi wszystkimi irlandzkimi piosenkami, ale stamtąd pochodzę, kocham irlandzką muzykę. Wychowałem się na Thin Lizzy, U2, The Cranberries - tych wszystkich wspaniałych zespołach. I myślę, że inni ludzie również powinni usłyszeć te świetne piosenki. Nagrywanie nowej wersji świetnej piosenki zawsze jest ryzykowne, więc nie staram się zrobić tego lepiej. Chcę, aby po prostu była to wersja, która mnie się spodoba. Nagrywając covera, okazuję szacunek danej piosence.

Czy w takim razie pogodziłeś się już z irlandzką publicznością? Bo z tego, co wiem, było to dość trudne.

Było to dla mnie bardzo trudne. Myślałem, że ludzie nie zaakceptują Ronana Keatinga jako solisty. Ronan Keating z Boyzone - nie ma sprawy, Ronan Keating solo - tu spodziewałem się problemów. Ale ludzie przyjmują mnie naprawdę ciepło. Niedawno, gdy byłem w domu, otrzymałem nagrodę za najlepszy irlandzki album. Był to dla mnie naprawdę wielki zaszczyt.

Twój solowy album to była wielka, ale i pozytywna niespodzianka.

Dziękuję. Mam nadzieję, że to zaledwie początek, że następny album będzie jeszcze lepszy. Mogę nagrywać płyty popowe, ale zawsze będę pamiętał o piosenkach i będę się starał dać ludziom coś wraz z moją muzyką.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas