Reklama

"Twórczy gniew"

Brett Hoffman, Jason Blachowicz, Jon Rubin i oczywiście odwieczny lider i rzecznik Phil "You Know" Fasciana - trzy czwarte oryginalnego składu Malevolent Creation zebrało się, aby dziesiątym albumem "Doomsday X" uczcić 20. rocznicę powstania niezatapialnej załogi z Florydy. Czy trzeba dodawać coś więcej? Na rozmowę o wydanej 27 sierpnia 2007 roku płycie "Doomsday X" Bartosz Donarski zaprosił gitarzystę Phila Fascianę.

Mija 20 lat od chwili powstania zespołu w roku 1987. To z pewnością skłania do głębszych przemyśleń. Tyle lat na scenie to osiągnięcie samo w sobie. Uważani jesteście za weteranów death metalu, ale po przesłuchaniu "Doomsday X" nie wydaje się, abyście mieli w najbliższym czasie sięgać po balkonik.

Nie czujemy się weteranami, ale faktycznie gramy już bardzo długo! Kochamy muzykę, którą tworzymy. Byliśmy już tyle razy przekręceni przez różne wytwornie i promotorów, że wzbudza w nas to twórczy głód i gniew, dzięki któremu komponujemy tak nienawistną muzykę! Wciąż czujemy się jakbyśmy mieli po 17 lat i zaczynali grać. Do dziś pozostajemy wierni brzmieniu, z którym zaczynaliśmy. Z każdym kolejnym albumem chcemy być tylko jeszcze ciężsi. Na tym to w skrócie polega!

Reklama

"Doomsday X" to gwarantowany klasyk Malevolent. Ma wszystko, co potrzebne. Przywracacie na nim do życia szaleństwo lat 90. Nie uważasz, że tą płytą w jakimś stopniu powracacie do początków, tyle że już na znacznie wyższym poziomie wykonawczym?

Jasne, tym bardziej, że materiał ten znów pisało tych samych czterech ludzi, którzy zakładali tę grupę, plus nasz długoletni perkusista Dave Curloss, grający z nami od 1995 roku. Chcemy wierzyć, że po tych wszystkich latach, cały czas stajemy się lepszymi muzykami. Mam nadzieję, że to się sprawdza!

Jak po raz kolejny pracowało się wam w "klasycznym składzie"? Nie jest to mimo wszystko kwestia wymyślenia lepszych lub gorszych numerów? Czy działania w tym składzie - dodaj bardziej kolektywne - mają aż tak duże znaczenie?

Przez ostatnie dwa lata atmosfera w zespole była wspaniała. Zagraliśmy wspólnie dwie europejskie trasy i nikt nikogo nie zabił, więc jest to dobry znak. Każdy z nas ma na tej płycie swoje kompozycje, tak więc jest to bez wątpienia wynik wspólnego działania. Podczas pisania i nagrywania, każdy mógł wyrazić swoją opinię i jest to najlepszy sposób pracy dla tego zespołu, ponieważ każdy z członków jest osobą utalentowaną, która już trochę w tym stylu gra.

Gdy zakończymy granie tras promujących tę płytę, co nie nastąpi zbyt szybko, zamierzamy znów zebrać się razem i napisać nawet jeszcze lepszy album. Będziemy lepiej przygotowani i liczę, że dostaniemy lepszy budżet, żaby spędzić na nagraniach i miksie następnej płyty nieco więcej czasu! Mamy już naprawdę dość nagrywania albumów w tak szybkim tempie, bez możliwości spojrzenia na to, co robimy z większym zastanowieniem. Ogólnie rzecz biorąc, od razu wchodzimy do akcji i nagrywamy to, co czujemy.

Album jest solidnie zmontowany. Z jednej strony mamy tu dłuższe, bardziej zróżnicowane utwory w stylu "Culture Of Doubt", z drugiej zaś krótsze, szybkie torpedy, jak "Unleash Hell". Cały album wydaje się być bardzo dobrze przemyślany.

To właśnie chcieliśmy na tym albumie uzyskać! Przypomnieć trochę starsze płyty, wymieszać je nieco, choć zachowując brzmienie Malevolent Creation. Myślę, że udało nam się to osiągnąć na "Doomsday X". Nie chcemy się zbytnio pier***ić z tym, jak piszemy naszą muzykę. Albo to kochasz, albo nienawidzisz! Nie będziemy naprawiać czegoś, co nie jest zepsute.

Na "Doomsday X" musieliśmy jednak czekać dość długo. Pamiętam, że przedprodukcją zaczęliście zajmować się już w marcu 2006! Chodziło o to, że braliście się za łby z Nuclear Blast?

No cóż, w 2006 mieliśmy do zagrania parę tras w Europie; jedną z Bolt Thrower, a drugą z Rotting Christ na początku 2007 roku. Te koncerty były bardzo ważne dla fanów i agencji koncertowych, ponieważ z powodu naszego poprzedniego wokalisty Kyle'a Symonsa musieliśmy odwołać tak wiele tras, że trzeba było potwierdzić aktywność oryginalnego składu i to, że nadal jesteśmy w tym biznesie i traktujemy to na serio, że już nikogo nie zawiedziemy kolejnym odwołanym tournee. Musieliśmy potwierdzić naszą dobrą markę.

Trochę czasu zajęło nam napisanie wszystkiego i czekanie na pieniądze od Nuclear Blast na studio, bo utwory zostały skomponowane na długo przez nagraniami. Mieliśmy pewne problemy z załatwieniem pieniędzy, gdyż pojawiło się sporo biurokratycznych ceregieli z przetransferowaniem ich z Niemiec do Ameryki. Spowodowało to olbrzymie opóźnienie, ale dzięki Bogu mamy już to za sobą!

Co powiesz o wokalnej dyspozycji Bretta na tym albumie? Jak dla mnie to jeden z najjaśniejszych punktów tej płyty. Wygląda mi na to, że znów jest w swoim żywiole.

Brett był naprawdę dobrze przygotowany, kiedy zjawił się na Florydzie i zaczął nagrywać wokale. Wszyscy byliśmy pod sporym wrażeniem, bo w przeszłości zawsze trochę to trwało, a tym razem uporał się ze wszystkim w trzy dni i naprawdę nie było nic, na co moglibyśmy narzekać!

Rzeczywiście doprowadził się do ładu i przy tym albumie potraktował sprawę poważnie. Jesteśmy z niego naprawdę dumni. Na trasie też wykonał świetną robotę, więc z niecierpliwością czekamy na następne wyjazdy. Będziemy promować tę płytę ile wlezie.

Nie gorzej wypadł na "Doomsday X" Dave Curloss. Na początku jednak na płycie miał zagrać Tony Laureano (m.in. Angelcorpse, eks-Nile, Dimmu Borgir). Co się stało?

Nie wiedzieliśmy, czy Dave będzie w stanie zagrać na tym albumie, z powodu swoich obowiązków zawodowych i rodzinnych, a Tony Laureano miał na to ochotę. Ale kiedy Dave zadzwonił do nas i powiedział, że będzie mógł pojechać z nami w trasę i zarejestrować płytę, byliśmy niezmiernie szczęśliwi, gdyż to właśnie on jest podstawowym perkusistą Malevolent Creation. Uwielbiamy pisać z nim muzykę, ponieważ jest niebywale precyzyjny i ma zawsze wspaniałe pomysły podczas komponowania.

Jaka historia kryje się za gościnnym udziałem na płycie Micka Thompsona ze Slipknot?

Mick to nasz kumpel od wielu lat. Kiedy nagrywaliśmy album zapomniałem o jednej solówce, którą miałem wstawić. Skontaktowałem się z Mickiem i zapytałem go, czy nie chciałbym wrzucić jednej solówki, na co się zgodził. W nocy przesłaliśmy mu utwór ["Deliver My Enemy"], a już na drugi dzień odesłał go nam wraz z zabójczą solówką.

To prawdziwy fanatyk death metalu i w ogóle w porządku koleś. Jesteśmy dumni z tego, że w jakiś sposób znalazł się na tej płycie i j***ą nas ci wszyscy ludzie, którzy mówią, że się sprzedaliśmy, bo ktoś tak sławny jak on jest na naszym albumie. Chciałbym zobaczyć, jak mówią mu to prosto w oczy! Mick to zajebisty gość!

Wiem, że masz trochę przyjaciół w kilku polskich zespołach, więc zapewne wiesz, jak wciąż ważny jest tutaj death metal. Ale wiesz może, co Amerykanie sądzą o polskim death metalu? Nasza muzyka jest u was szanowana, czy ludzie raczej mają to gdzieś?

Wiem dobrze, że wiele polskich zespołów ma w Ameryce mnóstwo fanów, po prostu dlatego, że są niesamowici i tworzą wspaniały death metal. Polska ma świetną scenę deathmetalową, dlatego uwielbiamy u was grać, bo ludzie naprawdę potrafią docenić dobry death metal. Bez wątpienia Polska jest dziś nową Tampą death metalu!

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: metal | creation | gniew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy