"To moja misja"
Po 10 latach od wydania "WaterHells" Christof Niederwieser powrócił z nowym albumem "PhantasmaChronica", którego brzmieniowe bogactwo zniewala równie mocno, co symulująca najgłębsze pokłady wyobraźni podróż, jaką na nim przedstawia.
Tym razem jednak ów austriacki doktor, filozof i muzyk, słowem człowiek renesansu, nie działa już ani pod szyldem Korova, ani KorovaKill, a Chryst. Dlaczego znów postanowił zająć się muzyką, Christof Niederwieser wyjaśnił w rozmowie z Bartoszem Donarskim.
Strasznie dużo czasu upłynęło od chwili, kiedy ostatni raz rozmawiałem z tobą o nowej muzyce. Ten powrót wydaje się dość zaskakujący. Co cię do niego skłoniło, tym razem, a raczej po raz kolejny, pod nową nazwą?
- Faktycznie, było to bardzo dawno temu, choć z drugiej strony wydaje się jakby to było wczoraj. Któregoś dnia zasnąłem, by przebudzić się dziesięć lat później jako Chryst, z długą brodą z chmur, która urosła mi podczas tego głębokiego snu. Obudzili mnie ludzie w togach i powiedzieli, że na imię mi Chryst. Zapytali: "Co stało się z KorovaKill?". KorovaKill? Nie pamiętałem. Włączyli mi bardzo dziwne płyty, albumy Korova i KorovaKill. Nosiły tajemnicze tytuły: "A Kiss In The Charnel Fields", "Dead Like An Angel", "WaterHells"... Zawarta na nich muzyka brzmiała osobliwie i wydawała się pochodzić nie z tego świata.
- Z każdą kolejną kompozycją zatapiałem się w coraz dziwniejsze dźwiękowe krajobrazy i wizje. Otoczyły mnie światłem, które w końcu dotarło do mego wnętrza. Nagle zrozumiałem: To moja misja. Muszę znaleźć źródło tych dziwnych płyty. Muszę przejść przez bramę świadomości do ukrytego świata. Znalazłem tam lustro, z którego patrzyła KorovaKill, a z niej wychylał się Chryst. Tak oto z wielkiej eksplozji narodziła się "PhantasmaChronica".
O ile pamiętam, poprzednio było was trzech. Teraz stoisz za tym tylko ty. Wyjaśnisz?
- Praca z doskonałymi muzykami, takimi jak Moritz Neuner czy Renaud Tschirner, była dla mnie zawsze olbrzymią przyjemnością. Na różne sposoby stymulowali moją pracę. Zaś co do Chryst, tak po prostu wyszło. Czas wolny to dla mnie luksus, a poza tym dziś mieszkam kilka godzin drogi od pozostałych KorovaKillerów. Zrealizowanie "PhantasmaChronica" jako zespół wymagałby więc potężnych wysiłków organizacyjnych i logistycznych. W którymś momencie zdałem sobie sprawę, że dziś nie jest to już konieczne. Przez kolejne miesiące i lata prace nad nagraniami demo posuwały się do przodu. Początkowo były to tylko dźwiękowe szkielety. Później wszystko zaczęło rosnąć, a brzmienie nabierało kształtów. Ostatecznie uświadomiłem sobie, że angażowanie w to innych muzyków mija się z celem i może tylko skomplikować całą sprawę. Postanowiłem więc zająć się tym sam.
- Mimo wszystko, przez ostatnie lata ściśle współpracowałem z Renauldem. Kiedy tylko skończyłem jakąś partię nowego materiału, jego wsparcie okazywało się bezcenne. W swoim studiu "Tidefall" wykonał też kawał roboty, jeśli chodzi o mastering. Był to kluczowy element w finalizacji projektu pod nazwą "PhantasmaChronica". Mastering Renaulda był ostatecznym i istotnym czynnikiem, który wpłynął na brzmienie albumu.
Wielowymiarowy charakter "PhantasmaChronica" jest potężny i trudny do okiełznania przy jednorazowym przesłuchaniu. W tę muzykę należy się zatopić, by zrozumieć ją w pełni. Czy ten album nie był czasem największym z twoich dotychczasowych wyzwań?
- Komponowania muzyki nie postrzegam na zasadach jakiegoś wielkiego wyzwania. Zajmuje się tym w wolnym czasie dla relaksu. Była to więc bardziej wielka przyjemność, niż wielkie wyzwanie. Jeśli miałbym już wskazać jakieś wyzwanie, to było nim znalezienie wystarczającej ilości czasu w natłoku moich wielorakich obowiązków.
Płyta bez wątpienia zachowała klimat sprzed lat, czyli pewną teatralność połączoną z awangardą i black metalem. Patrząc z tej perspektywy album wydaje się swego rodzaju powrotem do źródła.
- Jak najbardziej. Po dziesięcioletniej przerwie zaczynałem praktycznie od zera. Jest to więc w pewnym sensie pierwszy album, gdyż nikt niczego od ciebie nie oczekiwał. Nie było żadnych zobowiązań czy oczekiwań dotyczących muzyki. Ludzie nie wiedzieli nawet, że coś takiego istnieje. W takim układzie można pracować w spokoju i w pełnej swobodzie. Komponowanie "PhantasmaChronica" było niczym odkrywanie muzyki od nowa, któremu towarzyszyła atmosfera jak sprzed lat, kiedy powstawał "A Kiss In The Charnel Fields". Nie było rzeczy niemożliwych.
Z uwagi na jednoutworową budowę tego albumu, płyta przywodzi na myśl choćby "Crimson" Edge Of Sanity. Na tamtej jednak płycie pewne partie były powtarzane, z czego ty postanowiłeś zrezygnować.
- Nie znam tego albumu. Do napisania 47-minutowej kompozycji zainspirowały mnie raczej psychodeliczne, progresywne twory z lat 70., pokroju King Crimson lub Van Der Graaf Generator, a także klasyczne opery w rodzaju "Elektry" Ryszarda Straussa. Jeśli chce się opowiedzieć pewną historię, skomponowanie jednego długiego utworu albo przynajmniej przenikanie się różnych utworów wydaje się zabiegiem jak najbardziej naturalnym. Podobnie uczyniliśmy z "WaterHells", koncept-albumem KorovaKill.
Jedną z mocnych stron tego albumu jest jego obrazowy charakter, niemal jak przetwarzanie obrazów stymulujące wyobraźnię słuchacza.
- "PhantasmaChronica" jest niczym akuszerka. Opowieść jest tylko narzędziem, środkiem, poprzez który rysujesz obrazy. To narzędzie kieruje się bezpośredni do twojego wnętrza. Głównym zadaniem tego albumu jest dokopanie się do świadomości słuchacza, z którego tryskają fontanny obrazów. Chryst to tylko klucz. Najważniejszy jest słuchacz i jego wyobraźnia.
- "PhantasmaChronica" jest czymś w rodzaju zwierciadła. Gdy spojrzy w nie ktoś pozbawiony wyobraźni, zobaczy w nim tylko czarną dziurę, chaos lub kompletny nonsens. Osoba z dużą wyobraźnią odkryje w nim potężne nowe światy, albo jak powiedział Schopenhauer: "Jeśli małpa spojrzy w lustro, nie zobaczy w nim filozofa...".
Posługujesz się tu najrozmaitszymi wokalami, od blackmetalowych wrzasków, przez poetycką narrację, po czysty głos, a nawet nawiedzone odgłosy w stylu Kinga Diamonda. I to wszystko tak samemu? To jest dopiero wyczyn!
- Wielkie dzięki! Tak, wszystkie te setki ścieżek wokalnych na "PhantasmaChronica" są mojego autorstwa, wyjąwszy dziecięce krzyki - te należą do moich dzieciaków. Wszystkie wokale są nieprzetworzone - iluzja wykorzystania efektów bierze się z posługiwania się wieloma różnymi wokalami jednocześnie. Prawdę powiedziawszy ta część prac nad albumem podobała mi się najbardziej. Nie ma bardziej bezpośredniej formy wyrazu niż śpiewanie, zero instrumentów czy innych środków w całym zamyśle i wykonaniu, jeśli chodzi o tę działkę.
- Produkowanie tego albumu we własnym studiu dało mi wreszcie okazję do spędzania wielu godzin na nagrywaniu nieskończonej liczby ścieżek wokalnych i tworzenia z nich chóru wyłącznie w moim wykonaniu - wspaniałe doświadczenie.
Album brzmi dość "elektronicznie", a jednocześnie słuchać tu jakby żywe instrumenty, klarnet, trąbkę etc.
- Wszystkie albumy Korova / KorovaKill musiały nadawać się do grania na próbach czy na żywo. Nawet jeśli w studiu sporo do tego dodawaliśmy, od zawsze było dla nas jasne, że ta muzyka musi się też sprawdzać w zespołowej konfiguracji.
- Przy "PhantasmaChronica" nie miałem już tych ograniczeń. Najważniejsze było to, by brzmiało to dobrze w studiu. Jeśli więc perkusista potrzebował właśnie pięciu rąk, a wokalista dwudziestu głosów - dostawali je, nie było problemu. Wyszła więc z tego grupa dziwnych Obcych, którzy tworzą dźwięki konieczne do uczynienia z "PhantasmaChronica" podróży w głąb innego świata.
Przy całej tej wielobarwności, płyta nie jest aż tak trudna do przyswojenia. Tą muzyką można się po prostu cieszyć. Przedsięwzięcia w rodzaju "sztuka dla sztuki" bardzo mnie męczą, ale tu mamy tego przeciwieństwo.
- Zgadza się. Bycie innym albo postępowym tylko dla samego faktu bycia takowym może i jest dobre, ale tylko wtedy gdy poznajesz swój instrument albo robisz pierwsze kroki w sferze samodzielnego komponowania. Wówczas pomaga to w nauce, pozwala wypróbować różne warianty, zdobywać doświadczenie. Prędzej czy później zdasz sobie jednak sprawę, że technika jest tylko środkiem do przekazywania emocji i budowania obrazów. Muzyka o głębokim wyrazie działa na podświadomość, nie zaś na mózg. To narzędzie do podróżowania za pomocą wyobraźni, a nie środek sam w sobie.
- To legło też u podstaw "PhantasmaChronica". To nie jest żadna awangarda, postępowość czy popis pretensjonalnej sztuki. To snucie opowieści, hipnoza, wyobraźnia.
Zmieniając temat. Co właściwie robiłeś przez te 10 lat? Wiem, że uzyskałeś tytuł doktora. Pamiętam też, że kiedyś pracowałeś, w której z instytucji Unii Europejskiej, ale to było dawno temu...
- Przez tę dekadę sporo się wydarzyło. Po wydaniu "WaterHells" przeprowadziłem się z Austrii do Niemiec, gdzie napisałem dwie książki naukowe. Tam też uzyskałem tytuł doktora broniąc pracę doktorską na temat diagnozy magicznych i współczesnych systemów myślenia, przeprowadzając empiryczne studium o kierunku i cyklach czasowych. Obecnie zajmuje się rozwojem marki jeden z najbardziej znanych firm produkujących instrumenty muzyczne, co jest wspaniałym zajęciem.
Czy Chryst pozostanie projektem studyjnym?
- Koncertów raczej nie planujemy. Wystawienie na scenie czegoś takiego jak "PhantasmaChronica" wymagałoby potężnych środków, których nikt nie jest skłonny wyłożyć. Poza tym wolę poświęcić swój czas na tworzenie nowych rzeczy, niż odtwarzać już istniejące. Nie wykluczam jednak rozszerzenia aktywności Chryst na niwie teledysków i filmów. To bardzo kusząca perspektywa, która znacząco rozwinęłaby środki wyrazu.
- Dzięki za wyborną rozmowę, no i wszystkiego dobrego dla czytelników w Polsce! Dzięki, że zechcieliście to przeczytać. Gratuluję silnej woli dotrwania aż do samego KOŃCA!
Dzięki za wywiad.