"Strasznie trudno było mi dojrzewać"

Natalia Lesz, debiutująca wokalistka, przyznaje, że nie zawsze wszystko układało się w życiu po jej myśli. Najpierw, jak mówi, próbowano zabić jej indywidualizm w szkole baletowej, później, kiedy wyleciała uczyć się do Stanów Zjednoczonych, miała bolesne starcie z samotnością i koniecznością zarabiania na własne utrzymanie - pracowała jako lokajka. Wydanie debiutanckiego albumu i sukces singla "Fall" pozwalają jej z dystansem spojrzeć na te doświadczenia.

Natalia Lesz - fot. Marcin Wójcik
Natalia Lesz - fot. Marcin WójcikINTERIA.PL

Z Natalią Lesz rozmawiał Michał Michalak.

Pytana o muzyczne inspiracje często wymieniasz takie zespoły jak Portishead czy Massive Attack. Czy w przyszłości będziesz chciała przejść odejść od popu na rzecz alternatywy? Widzę już takiego pierwszego skowronka na twojej płycie...

Natalia Lesz: "Woman"...

Zgadza się. Utwór pulsujący, hipnotyczny, inny od pozostałych.

Natalia Lesz: Myślę, że druga płyta będzie trochę mniej popowa i jeszcze bardziej klimatyczna, z szerokim wykorzystaniem syntezatorów. Choć muzyka popowa również mnie kręci, ze względu na melodyjność. Jednym z moich ulubionych utworów na płycie jest "Sexuality", właśnie z tego powodu, że jest zupełnie inny. Właściwie nie wiadomo, do czego go zaliczyć. Na pewno będę odchodziła od piosenek bardziej pop-rockowych.

Mówiłaś, że drugą płytę będziesz chciała nagrać ponownie z Gregiem Wellsem. Czy Greg już o tym wie?

Natalia Lesz: Greg wie, że chcę z nim nagrać album, ale nie wiadomo, czy znajdzie czas, jest bardzo zapracowany. Myślę już o tworzeniu utworów na drugą płytę. Greg jest dla mnie producentem numer jeden.

Przed tobą kilka ważnych koncertów, przede wszystkim na festiwalu w Opolu. Czy śpiew na żywo jest twoją mocną stroną?

Natalia Lesz: Na pewno dobrze się czuję, śpiewając na żywo, łącząc śpiew z tańcem. Moje piosenki nie są łatwe do wykonania. Najbardziej lubię śpiewać akustyczne, spokojne ballady.

Jaki utwór zaśpiewasz podczas koncertu Superjedynek?

Natalia Lesz: Będzie to "Fall", który rozkręca się w mediach już od jakiegoś czasu. Chciałabym też wystąpić z drugim singlem ("Power Of Attraction" - przyp. red.), ale promocyjnie, podejrzewam, że lepiej będzie widziany "Fall".

Czy traktujesz występ w Opolu jako kluczowy moment w twojej karierze, moment, w którym możesz na dobre wypłynąć, tak jak wypłynął zespół Feel w Sopocie?

Natalia Lesz: Przede wszystkim cieszę się, że wystąpię na najważniejszym festiwalu muzycznym w Polsce. Każdy występ na żywo jest takim tchnięciem ducha w piosenkę, która na płycie jest właściwie martwą rzeczą. Gdybym myślała w kategoriach "to jest moja szansa, muszę się pokazać", to na dobre by mi to nie wyszło.

Wkroczyłaś w wielki świat show-biznesu. Czy coś cię w nim wyjątkowo zaskoczyło? Rozczarowało?

Natalia Lesz: Cały czas mam wrażenie, że mnie to wszystko jeszcze nie dotyczy. Zaskakuje mnie to, że mnóstwo moich utalentowanych znajomych nie ma szans, żeby ich muzyka była rozpowszechniana. Często jest też tak, że podpisze się z wytwórnią kontrakt na pięć lat i przez cztery następne lata nic twojego nie wychodzi.


Myślisz, że jest to sprawa losowa?

Natalia Lesz: Chcę wierzyć, że prawdziwa sztuka zawsze się obroni.

Czy uważasz, że twoja płyta jest prawdziwą sztuką?

Natalia Lesz: Wierzę, że jest. Dlatego że tworząc ją, nie myślałam o rynku docelowym, nie tworzyłam jej dla jakiejś grupy wiekowej, dla konkretnego grona słuchaczy.

Robiłaś ją pod siebie.

Natalia Lesz: Nie potrafię inaczej. Siadając do pisania, nie zastanawiam się, co będzie na końcu, po wydaniu, bo to zabija inspirację.

I wytwórnia, producenci nie wywierają na tobie presji?

Natalia Lesz: Jeżeli ktoś mi mówi, że moje piosenki są zbyt trudne, to ja się mogę tylko cieszyć, zwłaszcza jeśli mówimy tu o popie. Nie chcę, żeby moja muzyka była gumą do żucia. Jestem dumna z każdej piosenki. Zarówno muzycznie, jak i tekstowo. Nie chciałam pisać o banalnych sprawach. Zajęło mi to parę lat, żeby do tego dojść.

Rozumiem, że jesteś w takim momencie, kiedy czujesz się absolutnie spójna z tym, co robisz?

Natalia Lesz: Nawet jeśli czytam na swój temat, czy na temat swoich piosenek krytyczne opinie, to nie robię z tego tragedii. Są takie momenty, kiedy takie krytyczne opinie bolą, ale na pewno bolałyby mnie bardziej, gdybym nie czuła, że mogę się bronić tym, co robię.

Mówi się, że każdy, kto osiąga sukces, zanotował w życiu jedną dotkliwą, poważną porażkę. Czy ciebie już coś takiego spotkało?

Natalia Lesz: Takiej ogromnej życiowej porażki nie miałam, odpukać. Ale pamiętam, jak nie do końca potrafiłam dogadać się w domu, również z nauczycielami, tak zwanymi autorytetami wokół mnie. Później samotność w Stanach. Bywały dni, kiedy byłam w dołku, ale nadal się to dość często zdarza.

Problemy w domu, z nauczycielami... Trudno z tobą wytrzymać?

Natalia Lesz: Zależy jak długo (śmiech). Zawsze staram się wychodzić poza konwencje. Najbardziej mnie wkurzają standardy, założenia, stereotypy, które zabijają indywidualizm, nie dają szans. Wszystkich ustawia się w jednym rządku, tak jak to było u mnie w szkole baletowej. Temu staram się przeciwstawiać, dlatego się buntuję.

Czy będziesz się buntowała, jeżeli ktoś ci każe zaśpiewać, dajmy na to, na jakimś regionalnym święcie gulaszu?

Natalia Lesz: Jeżeli przyjdą ludzie, którzy są fanami mojej muzyki, ona do nich dotarła, to dla nich zaśpiewam. Jeżeli są ludzie, którzy chcą mnie zobaczyć na żywo, to mnie nie obchodzi, czy to jest święto gulaszu czy nie. Nie mam jeszcze takich doświadczeń, więc może warto je zdobyć (śmiech). Uwielbiamy grać na żywo, więc jesteśmy zawsze otwarci.

A czy coś cię jeszcze wkurza, oprócz wspomnianych stereotypów?

Natalia Lesz: Wkurza mnie to, że uwielbiamy poruszać się w kółeczku własnego bólu, przeszłości, historycznych zaszłości, nie dajemy szansy nowościom, produktom, które są w jakiś sposób inne. Gonimy własny ogonek, co mnie boli. Ale myślę, że pomału się to zmienia.


Czujesz się wystarczająco kontrowersyjna, żeby odnieść sukces?

Natalia Lesz: Oczywiście (śmiech). Obejrzyj mój drugi klip.

Widziałem. Tam było coś kontrowersyjnego?

Natalia Lesz: No chyba żartujesz (śmiech). Przez miesiąc MTV mi nie chciało tego teledysku puścić. Sceny z księdzem, mój pocałunek z dziewczyna... poza tym symbol przypominający nieco swastykę... Ale w tym wszystkim chodzi o konwencję. Pokazuję szkołę baletową, nauczycielkę znęcającą się nad dziewczynami. Założenie było takie, żeby pokazać mechanizmy kontrolowania społeczeństwa. Strasznie trudno mi było dojrzewać w szkole baletowej, gdzie najlepiej nie mieć piersi, nie mieć bioder, żeby wszyscy wyglądali tak samo.

"Power Of Attraction" to twoja zemsta na szkole baletowej?

Natalia Lesz:Taki prztyczek. Ale pokazuję też różne inne aspekty mojego życia, z których nie byłam do końca zadowolona. A piosenka jest o sile naszych myśli. I tak właśnie chciałabym, żeby była odbierana.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas