Reklama

"Pragnienie końca i rechot rzeczywistości"

- Nasz cel to "muzyka fabularna", muzyka zbliżona do muzyki filmowej, ale jednocześnie osadzona w tradycji szeroko pojętego rocka progresywnego - wyjaśnia Maciek Kosiński, wokalista grupy Votum.

Maciek Kosiński i klawiszowiec Zbigniew Szatkowski odpowiedzieli na pytania Michała Boronia związane z drugą płytą zespołu Votum - "Metafiction".

Jak bym miał porównać "Metafiction" z "Time Must Have A Stop" to bym powiedział, że ta pierwsza jest bardziej zwarta, można powiedzieć - skondensowana. Że ciężko tu znaleźć chwilę w której by się nic nie działo. Zgodzicie się?

Maciek Kosiński: Myślę, że jest w tym nieco prawdy, szczególnie jeśli chodzi o organizację samej płyty i jej długość. Nie chcieliśmy dłużyzn, nie chcieliśmy też zmęczenia słuchaczy zbyt rozległym materiałem. Stąd krótsza formuła. Jednak, co do samej warstwy kompozycyjno-aranżacyjnej, to sądzę, że jest tu znacznie więcej przestrzeni, więcej oddechu niż na "Time must have a stop".

Reklama

Postanowiliśmy odejść od wrzucania dużej ilości instrumentów grających w tym samym czasie, motywów nakładających się na siebie. Doszliśmy do wniosku, że to mogłoby powodować chaos i tworzyć wrażenie zgiełku. Aranżacyjnie płyta jest bardziej przemyślana i selektywna. Nie przeszkadzamy sobie nawzajem, a raczej się dopełniamy.

Znów postawiliście na koncept-album w którym dużą rolę odgrywają teksty. Zresztą od początku pokazywaliście, że u was słowa nie są tylko dodatkiem do muzyki.

Zbigniew Szatkowski: Zgadza się. Chcemy by kupując płytę słuchacz dostawał coś więcej niż tylko muzykę. To soundtrack do zdarzeń. Grafika i muzyka stanowią tło dla historii przemycanych w tekstach. Historii skomplikowanych, ale też bardzo filmowych - spójnych, z fabułą i rozmachem. Na koncertach staramy się dodatkowo prezentować wizualizacje dopowiadające niedopowiedziane i dokładające kolejne cegiełki do całości opowieści.

Czym zatem jest tytułowa "Metafikcja"?

Maciek: U nas jest to miejsce, w którym fikcja tworzona przez postać naszego bohatera - autora/pisarza - spotyka się z rzeczywistością, w której funkcjonuje, stworzonej przeze mnie, a odbieranej przez czytelnika/słuchacza. Tak więc mamy tu co najmniej trzy warstwy: rzeczywistość postaci, rzeczywistość stworzona przez samą postać, i rzeczywistość stworzona przez odbiorcę poprzednich dwu rzeczywistości. Można by do tego dodać jeszcze rzeczywistość zamierzoną przez autora tego wszystkiego (śmiech).

Może to trochę zawiłe, ale jest to taki wewnętrzny dialog, dyskusja w obrębie samej opowieści między tymi warstwami. Cóż, teoria literatury (śmiech).

Z drugiej strony całe to pozorne zamieszanie jest odzwierciedleniem chaosu w umyśle naszego bohatera, który w pewnym momencie traci kontakt z rzeczywistością. Na pytanie z którą z rzeczywistości musi odpowiedzieć sobie sam odbiorca.

Czy opowieść z "Metafiction" można rozumieć jako sen?

Zbigniew: Każdy z nas ma dość jasną wizje tego jak to wygląda. Dla mnie "Metafiction" przedstawia historię stanowiącą dokładne przeciwieństwo snu. To zawieszenie "gdzieś pomiędzy", opowieść o utracie kontroli, o tym, że często nie możemy przewidzieć konsekwencji naszych czynów i wreszcie o tym, że rozwiązania z pozoru najprostsze i najbardziej radykalne nie zawsze są najlepsze.

Bohater opowieści jest pisarzem u progu stworzenia swojego największego dzieła. Jednak szybko orientuje się, że wydarzenia przedstawione w pisanej przez niego sztuce coraz bardziej niepokojąco splatają się z rzeczywistością. Gdy sprawy przybierają zły obrót jest zbyt późno by cokolwiek odwrócić. Przypadek czy przeznaczenie?

Tekst utworu "Stranger than fiction" opowiada o wydarzeniach, które sprawią, że główny bohater targany wyrzutami sumienia postanowi zakończyć spiralę nieszczęść, którą sam rozpętał. Czyni jeden krok, który w założeniu ma ukrócić jego cierpienia, lecz niestety staje się on zaledwie początkiem jeszcze większego koszmaru. Koszmaru braku kontroli, widzianego jedynie z perspektywy szpitalnego łóżka.

Maciek: To ja jeszcze dodam, że oczywiście, według mnie można tę opowieść rozumieć jako sen. Kiedy piszę staram się nie zamykać dróg interpretacji a wręcz przeciwnie, dawać preteksty do szukania odrębnych ścieżek. Zbyszek jest tu świetnym przykładem (śmiech).

Tak więc nie bez powodu utwór rozpoczynający płytę jest zatytułowany "Falling Dream". Lecz jest to sen swoisty, którego zdecydowanie nie należy pojmować dosłownie. Znaczenie słowa "dream" zbliża się tu bardziej do marzenia sennego niż snu jako takiego. To marzenie o spełnieniu i agonia niespełnienia. To pragnienie końca. To aberracja rzeczywistości, to jej rechot z tego czym się stała dla postaci, którą opisuję.

Ten sen ma tu dość mroczne konotacje. W sytuacji naszego unieruchomionego bohatera, zbliża się bardziej do cynicznej groteski kiedy kopiesz pościel uciekając przed demonami, niż do spokojnego marzenia o szczęśliwych chwilach. Na płycie jest kilka takich elementów, które można określić mianem onirystycznych, np. w utworze "Faces". Ale nigdzie nie jest to ocean spokoju, nie zostawiam co do tego żadnych wątpliwości.

Ponownie przed każdym utworem pojawiają się cytaty, tym razem chyba z filmów. Czy w waszej twórczości można odnaleźć jakieś inspiracje muzyką filmową?

Maciek: Zdecydowanie tak, i nie wypieramy się tego. Chcemy łączyć gatunki, nie tylko muzyczne - muzyka, grafika, film, literatura, spektakl. Cytaty, o których mowa pochodzą z filmów, które w ostatnim czasie zrobiły na nas największe wrażenie. Inspirują nas warstwa fabularna, symbolika, zabiegi reżyserskie, ale też i sama muzyka.

Myślę, że to pokazuje kierunek, w którym idziemy. Nasz cel to "muzyka fabularna", muzyka zbliżona do muzyki filmowej, ale jednocześnie osadzona w tradycji szeroko pojętego rocka progresywnego, muzyka opowiadająca, muzyka narracyjna.

Przynajmniej ja to tak widzę. Jeśli reszta widzi to inaczej, niech krzyczą (śmiech).

Najwyraźniej lubujecie się w zabawach ze słuchaczem? Gdzieś w zapowiedzi przeczytałem: "Tylko ty możesz zdecydować, co jest prawdą, a co fałszem". Nie lubicie gotowych rozwiązań?

Maciek: Nie lubimy, to prawda. Gotowe rozwiązania bywają nudne (śmiech). A tu dodatkowo, podanie wszystkiego na tacy kłóciłoby się z koncepcją tej płyty. Odbiorca ma chcieć wejść do naszego opowiadania. Podanie rozwiązania skutecznie by go do tego zniechęciło.

Czy opowiadane historie mają jakieś źródło w waszych realnych przeżyciach, czy to całkowita fikcja?

Zbigniew: Obawiam się, że w tym miejscu tylko Ty możesz zdecydować co jest faktem, a co fikcją (śmiech).

Maciek: W obu naszych płytach, w warstwie tekstowej, pojawia się coś z własnych przeżyć. A "Metafiction" jest jeszcze bardziej osobistą płytą pod tym względem. Myślę, że nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że nie da się stworzyć opowieści w 100 procentach fikcyjnej, żyjącej w oderwaniu od autora. W sumie, jest to jeden z haków na tej płycie - to co przytrafia się postaci naszego bohatera, samemu będącego twórcą, zdarza się między innymi z tego powodu. Nie da się uciec od siebie. Co dokładnie to oznacza na tej płycie? Cóż, podpisuję się pod tym co powiedział Zbyszek (śmiech).

Spodobało mi się też określenie, które padło w naszej poprzedniej rozmowie "melodia, moc, mistyka" - moim zdaniem Votum na pewno wyróżnia to, że przykładacie wagę do tego, by wasze utwory nie gubiły się pod natłokiem udziwnionych na siłę nut. Nie brak też mocniejszego tupnięcia gitarowo-perkusyjnego. A mistyka?

Zbigniew: Zarówno w utworach których podstawą jest melodia - jak "Glassy Essence" czy "Falling Dream" czy też nieco agresywniejszych - jak wspomniany wcześniej "Stranger Than Fiction", po ambientowo-akustyczny "Faces" można doszukać się sprawnie wkomponowanego drugiego dna. Całość, głównie za sprawą bardzo dobrych tekstów Maćka nabiera znamion tajemnicy i wieloznaczności. Staramy się zmusić słuchacza by odwrócił wzrok od tego, co jasne, oczywiste i poszukał głębiej. Za każdym razem, gdy po raz kolejny powraca się do tego albumu, można odnaleźć coś nowego, nieznanego i ciekawego. To właśnie ten mistyczny wymiar "Metafiction" sprawia, że jest to album nietypowy.

Mówiliście, że będzie starać się rozwijać motywy akustyczne. Taki "Faces" to perełka.. Jesteście sobie w stanie wyobrazić waszą muzykę w pełni akustyczną?

Maciek: Tak, nawet już zaczęliśmy sobie wyobrażać naszą obecną muzykę w takiej formule. I pojawiło się kilka propozycji akustycznych koncertów. Jednak zagranie naszych utworów akustycznie nie mogłoby być jedynie ich odegraniem - konieczna byłaby przeróbka pewnych motywów, przearanżowanie całości. Zmieniłyby one wtedy swój charakter, i zyskały coś zupełnie nowego, inną jakość. Ale na to potrzeba czasu, a że nie lubimy zajmować się niczym na pół gwizdka, poczekamy na właściwy moment, by się należycie na tym skupić.

Z nowych elementów, na które zwróciłem uwagę, to sporo tu wielogłosów i nakładek wokalnych. Cały zespół śpiewa, czy to efekt studyjnej obróbki?

Zbigniew: Wokale to przede wszystkim dzieło Maćka, jednak mimo, że na płycie to on śpiewał wszelkie chórki to wystarczy wpaść na jeden z naszych koncertów by zobaczyć, że nie jest to jedynie studyjny ozdobnik. Adam Kaczmarek jest naszym drugim głosem na scenie, uzupełniając ścieżki Maćka i sprawiając, że całość brzmi pod względem wykonawczym tak samo jak na płycie. Tylko znacznie mocniej (śmiech).

Na samym końcu pojawia się cytat ze "Źródła" Darrena Aronofsky'ego. "Wszystko zostało zrobione, poza ostatnim rozdziałem. Chciałbym, żebyś mi pomógł. Dokończ to". Filmu akurat nie widziałem, ale czy to oznacza, że kolejna płyta Votum będzie takim ostatnim rozdziałem, kontynuacją historii z "Metafiction"?

Maciek: Nooo, to wiele straciłeś. Jeden z najlepszych filmów jakie widziałem w życiu. Niesamowita symbolika. I emocje. W tej chwili nie sądzę, że będziemy kontynuować temat z "Metafiction". Z dwu względów. Po pierwsze wydaje mi się, że został wyczerpany, nie chcę rozdmuchiwać na siłę czegoś co zyskało swój własny pełny wymiar. Po drugie, ta "nieskończoność" jest zamierzona.

Cytat, o którym wspomniałeś to kolejny element metafikcji na tej płycie. I zamyka pewną koncepcję. Można powiedzieć, że chcieliśmy by opowieść była "interaktywna". To odbiorca ma zdecydować co się stało, co się stanie, zostawiamy otwarte drzwi i pozwalamy by słuchacze przejęli kontrolę nad tym światem. W odniesieniu do cytatu, płyta nabiera dodatkowej głębi, i zyskuje kolejne znaczenie. Kiedy obejrzysz "Źródło" zrozumiesz. Zrozumiesz jeszcze więcej.

Swoją drogą to chyba wasz ulubiony reżyser, mamy też cytat z "Requiem dla snu"?

Maciek: Hmm, ulubiony to chyba zbyt dużo powiedziane, ale jego filmy są niezwykłe. Myślę w każdym razie, że jeden z kilku ulubionych. No i jeśli do reżyserii Darrena Aronofsky'ego dodać muzykę Clinta Mansella, to cóż - ten tandem sprawdza się znakomicie.

Od premiery Waszego debiutu minęły prawie dwa lata. Czujecie, że idziecie do przodu, że te działania otwierają wam kolejne drzwi?

Zbigniew: Czas raczej pokazuje, jak wiele drzwi trzeba wyważać, by ciągle iść do przodu. Z jednej strony uczy to pokory, z drugiej pokazuje, że tylko upór i ostateczna determinacja może powolnymi krokami zbliżyć do sukcesu. Często trzeba zacisnąć zęby i mimo wiatru w twarz trwać przy swoim. Najważniejsze to nie poddawać się i z uporem maniaka robić "co trzeba". Jak mówią: "psy szczekają, karawana jedzie dalej".

Jak się odnajdujecie na polskiej scenie z przedrostkiem "prog"? Czy Waszym zdaniem coś takiego istnieje?

Zbigniew: Wygląda na to, że faktycznie istnieje silne progowe zaplecze w naszym pięknym kraju. Co więcej są rejony, gdzie muzyka tego typu stawiana jest zdecydowanie wysoko na liście "ulubionych form spędzania czasu" - wystarczy chociażby wymienić Konin czy Bydgoszcz, choć przykładów jest znacznie więcej. To wielka przyjemność grać dla takich ludzi i koncerty tam zawsze są dla nas wyjątkowym wydarzeniem. Wśród ludzi, którzy doceniają to, co robisz zawsze łatwo się odnaleźć.

Jeszcze jedno pytanko na koniec: Co się wydarzy 20 grudnia?

Zbigniew: Nasz główny bohater poczyni swój krok ku wybawieniu, tym samym dając nam materiał na płytę. A tuż przed tym zostawi notkę wśród zdjęć znajdujących się w książeczce przy płycie - kilka ostatnich słów, przed wysłuchaniem całej historii z naszych ust.

Maciek: 20 grudnia? Jak to co! Będzie niedziela i z samego rana pójdziemy służyć do mszy (śmiech).

Zbigniew: Już to widzę... kto, jak kto. A póki co, życzymy wszystkim czytelnikom Wesołych Świąt! Dla nas to z pewnością będzie najlepsze Boże Narodzenie w tym roku! (śmiech)

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Votum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy