Reklama

"Podążając drogą Lucyfera"

Bytomski Besatt od ponad 20 lat z konsekwencją godną piekielnego potępienia buduje swoją markę, ciesząc się uznaniem nie tylko w Polsce i Europie, ale i za oceanem, zwłaszcza w Brazylii, którą odwiedzili już dwukrotnie.

- Lucyfer jest symbolem oświecenia, więc podążamy dalej jego drogą rozwijając się - mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim Beldaroh, grający na basie wokalista i lider Besatt. "Tempus Apocalypsis", ósmy album zespołu, zdaje się to potwierdzać.

Rozmawiamy kilka tygodni po premierze waszego nowego albumu "Tempus Apocalypsis". Reakcje fanów na tę płytę wydają się podobne do tych, z jakimi spotkaliście się po wydaniu "Demonicon" - czyli są bardzo dobre. Zresztą, nowa propozycja Besatt jest moim zdaniem rozwinięciem poprzedniego materiału; to płyta masywna, cholernie ekstremalna i zaawansowana technicznie. Zgodzisz się z tym?

Reklama

- Witaj, zgodzę się z tobą absolutnie, wiesz przed rozpoczęciem prac nad nowa płytą założenie było, że będzie to muzycznie kontynuacja "Demonicon". Każdy z tych utworów jest inny, jednak wszystkie razem tworzą płytę niesamowicie spójną. Gdy tworzyliśmy ten materiał nie było miejsca na chaos czy przypadkowe riffy, tutaj każdy riff był przemyślany i każdy ma swoje miejsce, powiem więcej - wiele bardzo dobrych riffów poszło do kosza, ponieważ nie pasowały do całego konceptu i dlatego właśnie efekt końcowy jest taki jaki jest i jestem cholernie z tej płyty zadowolony.

Nieco inaczej na tym tle wypada "War Gathering", rzekłbym bardziej klasycznie, marszowo, bitewnie, a zarazem jakoś nostalgicznie. Siła oddziaływania jest jednak równie potężna. Jak oceniasz ten numer z własnej perspektywy? Prócz tego, pojawiające się tam trąby i bitewny zgiełk to, zdaje się, rezultat udziału jednego z kilku gości. Wyjaśnisz?

- "War Gathering", ten utwór zrobiłem na potrzeby mojego innego zespołu i nawet zaczęliśmy go grać, jednak po pewnym czasie zacząłem o nim myśleć, że idealnie wpasowałby się w całość "Tempus Apacalypsis", tym bardziej że właśnie pracowaliśmy nad wolnym kawałkiem do płyty i jakoś nam to nie wychodziło. "War Gathering" ze swoim majestatem idealnie wpasował się w resztę szarżującej płyty. Przy tworzeniu tego utworu miałem koncepcję, gdzie będą waltornie i zgiełk bitewny i z tą wizja poszedłem do mojego starego znajomego Tarasa, który zajmuje się właśnie takimi efektami specjalnymi.

Pozostając przy osobach zaproszonych do wzięcia udziału w tej płycie. Czy figurujący we wkładce Bart w utworze "Seven Great Plagues" to szef waszej aktualnej wytwórni?

- Chóralny śpiew w "Seven Great Plagues" to faktycznie wokal Barta z Hermh. Bardzo lubię muzykę zespołu Hermh i te śpiewy Barta, więc pomyślałem że może da popis swoich umiejętności w jednym z naszych utworów, no i wyszło wyśmienicie. Mogę jeszcze dodać, że właśnie podczas nagrywania wokali Barta padły pierwsze pomysły, że może licencję na Europę płyty, którą nagrywaliśmy weźmie właśnie Witching Hour. Ziarno zostało wtedy zasiane!

Przy okazji, czy można się już pokusić o wstępną ocenę współpracy z Witching Hour?

- Minęło niewiele czasu od chwili ukazania się płyty, a ja już jestem cholernie zadowolony, są reklamy, są wywiady, ogólnie zainteresowanie jest dość duże, więc Bart zrobił dla nas kawał dobrej roboty; trzeba przyznać, że jest dobry.

Do kogo należy kobiecy głos w "Queen Babylon"?

- Na początku muszę powiedzieć, że nigdy nie byłem fanem kobiecych wokali w black metalu. Cała płyta lirycznie to koncept i moja wizja apokalipsy i często korzystam z fragmentów użytych w Biblii i gdy pisałem o mieście Babilon użyłem fragmentu "...I am the queen of purple...". Ten motyw ewidentnie mogła zaśpiewać tylko kobieta, więc skontaktowałem się z Aklu, która na co dzień udziela swojego głosu w zespole Sinful Souls. Po kilku próbach już wiedziałem, że będzie to brzmiało dobrze. To nie jest śpiew niewinnej niewiasty, to głos Królowej Babilonu, która dobitnie mówi, że ona siedzi tutaj na tronie i ona tu rządzi!

Mimo potwornej mocy, z jaką mamy do czynienia na tym albumie, swego rodzaju naturalnym pędem, album nie jest wcale jednowymiarowy. Szybkość przeplata się tu z ciężarem, kapitalnymi solówkami, zwolnieniami, jest w tym dynamika. W tym kontekście daleko wam do typowej blackmetalowej jatki na złamanie karku. To chyba ważne?

- Wiesz, od pewnego czasu, a konkretnie od płyty "Black Mass", jak to nazwałeś, granie jatki na złamanie karku mnie już tak nie rajcuje, taka muzykę graliśmy w latach 90. i jeszcze trochę później; to były piękne czasy i miały swój urok w napier****** blastów, ale teraz skupiamy się na aranżowaniu kawałków tak, żeby były ciekawe, techniczne, a zarazem agresywne, no i oczywiście wplatamy w to wszystko ekstremalne blasty. Do tego wszystkiego staramy się użyć potężnego brzmienia i całość wtedy nabiera cholernego kopa i na koniec polewamy to wszystko black metalowym sosem.

- Zdaję sobie sprawę, że nie jest to pure balck metal jak w latach 90., ale nie będziemy reanimować trupa na chama, ten klimat jaki panował wtedy już bezpowrotnie przepadł wraz z nadejściem internetu i idziemy dalej do przodu, Lucyfer jest symbolem oświecenia, więc podążamy dalej jego drogą rozwijając się. Muzyka jest wielowymiarowa, a pierwotne satanistyczne idee w Besatt nadal pozostały niezmienione.

Okładka stworzona przez słynnego Marcelo Vasco wydaje się być zaprojektowana na podstawie jakiegoś wiekowego obrazu, ale pewności nie mam. Jaka jest prawda?

- Wiesz, powiem ci szczerze, że nie wiem czy ona jest na podstawie jakiegoś obrazu. Marcelo skontaktował się ze mną, ja mu powiedziałem, że cała płyta tekstowo jest o apokalipsie, czyli mnóstwo w niej ogromnych zagład, plag i śmierci i chciałbym na okładce właśnie coś, co będzie odzwierciedlać zawartość płyty. Po kilku dniach miałem już na mailu pierwszą wizję okładki, potem ja mu wysłałem swoje zastrzeżenia i pomysły i tak po wymianie kilku maili i kilku propozycji w końcu okładka była gotowa. Jestem cholernie z niej zadowolony, ponieważ warstwa liryczna pokrywa się z okładką, co jest kolejnym walorem "Tempus Apocalypsis".

Skład nagrywający "Tempus..." znów uległ zmianie. To współpraca na dłużej? No i czy spełniła twoje oczekiwania?

- Skład w Besatt zmieniał się wielokrotnie i przywykłem już do takiego trybu pracy. Ja jestem gościem, który wymaga ogromnego zaangażowania w Besatt, przede wszystkim regularnego grania prób dwa razy w tygodniu. Zdaje sobie sprawę, że czasami cos komuś wypadnie, ale jeżeli zdarza się to notorycznie, to ja tak nie potrafię współpracować. Mam w tej chwili naprawdę dobry skład, mieszkają bardzo blisko sali prób i mocno zaangażowali się w granie. Zdarza się, że są częściej ode mnie na próbach i jeszcze ideologicznie się ze mną zgadzają, co jest bardzo istotne dla mnie. Mam nadzieję, a nawet bardzo chciałbym, żeby ten skład utrzymał się jak najdłużej, bo są dobrymi muzykami i koncertowo chrzest bojowy przeszli znakomicie!

Jak obiecywałeś przy okazji naszej poprzedniej rozmowy, w 2011 roku z okazji 20-lecia Besatt wydaliście kilka jubileuszowych materiałów. Koncert, "rare'y", przeróbki, słowem - na bogato. Czy przebieranie w tych nierzadko dawnych materiałach skłoniło cię do jakiejś refleksji?

- Wróciły dawne wspomnienia, imprezy, koncerty, setki wysłanych listów itp., ale co najważniejsze, podczas tworzenia tego specyficznego wydawnictwa powstał nowy-stary zespół. Na pierwszą część "Unholy Trinity" wymyśliłem sobie, że dam pierwszy kawałek z naszego pierwszego reha "Ares" z 1992 roku. Jakość tego utworu jest fatalna, ponieważ nagrywaliśmy go na zwykły magnetofon postawiony na sali prób, a nasz ówczesny sprzęt na którym graliśmy też pozostawiał wiele do życzenia, więc żeby oddać w pełni walory tego utworu najlepszym rozwiązanie było nagrać go jeszcze raz w warunkach studyjnych, a najlepiej w oryginalnym składzie z 1992 roku. Tak więc skontaktowałem się z chłopakami, przedstawiłem im sytuację i moją propozycje, po czym już po kilku dniach spotkaliśmy się na próbie.

- Kiedy byliśmy już po nagraniu tego utworu na nowo tak spodobało się nam wspólne granie, że zaczęliśmy robić następne stare utwory z 1992 i spotykać się na kolejnych próbach. W chwili obecnej gramy regularnie już ze sobą ponad rok i choć jest to pierwotny skład Besatt, musieliśmy znaleźć jakąś inna nazwę i stanęło na "Ded Gamble Besatt", co w języku norweskim oznacza "Pierwotne opętanie". W chwili obecnej mamy nagrane osiem utworów, z czego cztery to są nagrane na nowo utwory Besatt z 1992/93 i cztery nowe w stylu takim, jak graliśmy w tamtym okresie, a graliśmy inaczej niż dziś, byliśmy zafascynowani Samael, Celtic Frost, Venom, czyli bardziej jest to wolny, ciężki dark metal. MCD "Primary Evil" mamy nagrane i mam nadzieje ze ukaże się jeszcze w tym roku.

Co do refleksji, jedna od dłuższego chodzi mi pogłowie, myślę tu mianowicie o dość dziwnym losie Besatt, zespołu konsekwentnego i szanowanego, choć na krajowym podwórku - mimo 20-letniego stażu - wciąż chyba niedocenianego. Zastanawiałeś się kiedyś, skąd się to bierze?

- Wiesz, nie wiem w czym szukać tutaj problemu. Gdy ukazała się nasza druga płyta "Hail Lucifer" w 1999 roku wydawca został wtedy Undercover Records z Niemiec i oni zrobili nam dobrą promocję na zachodzie Europy, były recenzje, reklamy itp. Natomiast Europa Wschodnia ich nie obchodziła, bo nie mieli tutaj żadnego zysku i tak zostało przez następne kilka lat, płyty ukazywały się na Zachodzie, koncertów graliśmy zdecydowanie więcej tam niż w Polsce i może to była główna przyczyna. W Polsce od czasu do czasu wydał coś Seven Gates Of Hell, gdzieś tam w zinie ukazała się jakaś recenzja albo wywiad i to wszystko. Powiem ci szczerze, że tak naprawdę jakoś mi to nie przeszkadza, a pozycja Besatt na polskim podwórku i tak jest wysoka.

Wasz plan na 2012 i dalej?

- W sierpniu gramy koncert w Zabrzu, a po wakacjach zabieramy się za tworzenie nowego materiału, mam już gotowy jeden utwór i kilka nowych pomysłów w głowie. Reszta zespołu doskonale wie w jakim kierunku będzie tworzona nowa płyta, więc zbiorowo za to zabieramy się od września. Poza tym mamy ustalonych jeszcze kilka koncertów na ten rok w Czechach, Francji, Niemczech i w Krakowie. W luty 2013 prawdopodobnie polecimy na naszą trzecią trasę po Brazylii i to na razie tyle, jeśli chodzi o najbliższą przyszłość.

Dzięki za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Besatt
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy